Rafał Luberda (ur. w 1975) to jeden z najbardziej utytułowanych podhalańskich motocyklistów. W trialowym klimacie wyrastał w otoczeniu braci Błażusiaków.
W wielu przypadkach sportowe talenty dojrzewają pod okiem rodziców, podobnie było i tym razem. Ojciec Rafała, zapalony motocyklista i działacz od początku zaszczepił w nim motorowego bakcyla, a małolat ochoczo brusił na motorynce po okolicznych wertepach. Malec w wieku 12 lat wystartował w dużych zawodach na Simsonie 50 ccm i wygrał! Dwa lata później zajął szóste miejsce na mistrzostwach Polski młodzików w trialu i wyfasował starą Betę 50 na której w 1991 roku wywalczył wicemistrzostwo Polski. Sukcesy nie przychodziły łatwo, bo na sprzęt i udział w zawodach trzeba było zapracować, zwłaszcza, że jako osiemnastolatek stanął do rywalizacji w kategorii seniorów. Ćwierćlitrowy GasGas był już wyzwaniem do mocnych treningów; podczas jednego z nich złamał rękę. Kariera Luberdy zawisła na bandażach, z którymi pojechał na eliminację mistrzostw świata w Stryszowie, ale do podium trochę zabrakło. Kolejne lata to jednak wysokie lokaty w zawodach o mistrzostwo Polski i wymagająca praca kierowcy dużej ciężarówki w firmie Kegel-Błażusiak, dającej wsparcie dla wschodzącej gwiazdy trialu Tadeusza Błażusiaka. Wcześniej wysoko aspirujący starszy brat Wojciech po kontuzji zmuszony był wycofać się ze sportu wyczynowego.
Na przełomie stulecia Luberda zaliczał się do krajowej czołówki trialowców. „Taddy” rozjeżdżał rywali zagranicą, więc Rafał mógł sięgnąć po swoje upragnione laury w kraju. 2004 to wygrana w generalnej klasyfikacji mistrzostw Polski. Gdy w 2006 kontuzjowany Błażusiak wyskoczył z reprezentacyjnego składu, aby po rehabilitacji przerzucić się na kategorię enduro, Luberda zastąpił go w kadrze na drużynowe mistrzostwa świata, w których Polacy zajmowali miejsca w pierwszej dziesiątce.
Jeszcze przez kilka lat Rafał Luberda wygrywał wiele zawodów trialowych, jednak spodobała mu się praca z młodymi adeptami jazdy po wertepach, których zaczął szkolić już w trakcie swej kariery zawodniczej.
Tak trafił pod jego opiekę późniejszy mistrz, Gabryś Marcinów. Praca z młodzieżą sprawiła, że w mediach zaczął pojawiać się przydomek „Profesora z Równi Szaflarskiej”, gdzie powstał jeden z lepszych w Europie torów trialowych; nie bez znaczenia było to sponsorskie wsparcie i sława „Taddy” Błażusiaka. Na kamieniach nad Dunajcem, gdzie mieści się z mozołem utrzymywana siedziba AMK, kształci się przyszłe podhalańskie pokolenie zawodników, a nie jest to łatwa zabawa.
Ciągłe braki sprzętowe i części zamienne skłoniły go kiedyś do odważnej decyzji, co potocznie określa się: „żeby napić się piwa, kupił browar”.
Codzienność Luberdy łączy się z motorami i nowotarskim AMK gdzie prezesuje od 2016 roku, wiążąc nadzieję z tutejszą młodzieżą, która zechce pójść w ślady mistrzów.
Jacek Sowa