11.04.2023, 17:32 | czytano: 3516

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Z kamieńca do Dubaju

Gabriel Marcinów
Występ przed szejkami w Dubaju był dla niego nagrodą od motocyklowej federacji za osiągnięte wyniki, na które wcześniej musiał ciężko zapracować.
Gabryś Marcinów miał zaledwie 5 lat, gdy wsiadł na Betę 50 ccm. Ojciec Ryszard, na co dzień wywijający na trialowej Montesie po okolicznych wertepach, nie przypuszczał, że jego latorośl upodoba sobie kamieniec nad Dunajcem.
Trzy lata później wystartował na zawodach w Czechach, gdzie w międzynarodowej obsadzie znalazł się w czołówce trialowych maluchów. Ale na wyczyn było jeszcze za wcześnie, pozostały mu więc „odcinki specjalne” w przydomowym ogrodzie na Becie, z której powoli już wyrastał.

Gabryś upodobał sobie kamienice nad Dunajcem

Tata kupił więc dziesięcioletni motor na dużych kołach, z bajerami i sprzęgłem, które zmodyfikował mu Robert Błachut, były trener Tadeusza Błażusiaka; pojazd dostał miano „Robeta”, od jego imienia. Dla Gabrysia udział w „dorosłych” już imprezach stanowił nie lada wyzwanie; była to trudna próba i lekcja rajdowej pokory, ale ojciec wmawiał mu: - Rób swoje, to puchary przyjdą.”

Lekcja rajdowej pokory

W połowie sezonu 2004 trener Gabrysia, Rafał Luberda, sprowadził motocykl Scherco 125, który rodzice zakupili dla rozwijającego się talentu. Młody Marcinów pilnie trenował, lecz gdy w 2005 roku pojechał do Norwegii na mistrzostwa Europy w kategorii wiekowej 13-16, otworzyły mu się oczy na sport wyczynowy; w kraju nie było żadnego programu szkoleniowego! Wsiedli zatem do kampera i pojechali do Hiszpanii, do Escola de Trial Joana Ponsy. To była prawdziwa lekcja życia; dwie zimy w domku letniskowym i wielogodzinne szlifowanie motocyklowego kunsztu. Ważnymi momentami było poznanie Adama Ragi, o dziesięć lat starszego wówczas mistrza świata, który przyjął Gabrysia pod swój dach. Stało się to za sprawą Oskara Osiki, motocyklisty z Brzeska, który wkrótce też został majderem Marcinowa.

To był punkt kulminacyjny kariery Gabrysia; wtedy zaczęła się prawdziwa jazda. Lecz sukcesy nie przyszły same, ojciec zadbał o pomoc autorytetów naukowych, psychologów, fizjoterapeutów. Niebawem Marcinów awansował do dziesiątki Championship. Ale sport wyczynowy kosztuje; po powrocie z Hiszpanii trzeba było na to zarobić, a starty we wszystkich imprezach oznaczały wyjazdy do Ameryki, Australii, czy Japonii. Trzeba było więc ograniczyć się do mistrzostw Europy i imprez krajowych.

2010 rok – pierwszy tytuł mistrza Polski w generalce, a było ich w sumie dziewięć; osiem ma na koncie Tadeusz Błażusiak, do którego jednak Marcinów nawet nie chce się porównywać. Powodem do dumy może być jednak fakt zaproszenia go w 2018 roku na pokaz trialowego kunsztu do Dubaju. Pojechał tam jako najlepszy zawodnik w Polsce, w towarzystwie mistrzów z Czech, Francji, Niemiec czy Włoch.

Pokaz w Dubaju

Kolejne dziesięć lat to starty w państwach ościennych, ale też założenie własnej firmy, rodziny i dwójka dzieci; sportowa pasja Gabrysia cieszy się wsparciem żony Joanny.

Joanna wspiera męża

Bo w karierze motocyklowej nie brak chwil zwątpienia. Takim momentem Marcinowa był start w Szklarskiej Porębie po dziewiąte mistrzostwo Polski. Już przedostatnia runda zagwarantowała tytuł, ale w ostatnim starcie popełnił błąd na torze i fatalna kontuzja. I to był koniec!

Gabriel Marcinów w 2014 roku założył własną szkołę motocyklową, dwa lata później otworzył własny sklep w sieci TRS Jordi Torresa. Prowadzi na co dzień zawodników, ale także amatorów, wyrabiając w nich to, co w sporcie motocyklowym najważniejsze – hart ducha, wytrzymałość, cierpliwość. Te cechy wpaja swym uczniom podczas zajęć, także u swych domowych pociech, które być może pójdą w ślady taty, który z nowotarskiego kamieńca zajechał do Dubaju.

…pójdzie w ślady taty?

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
Lubelski góral11.04.2023, 20:59
O a ja w Dubaju mam siostrę od 10 lat.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl