Hasło to było kiedyś mottem noworocznych spotkań nowotarskiego burmistrza z miejscowym establishmentem. Były toasty, tańce i rozmowy tete a tete, jako okazja do poruszenia tzw. tematów. Kolejne rauty spłaszczyły nieco formułę, ale okazja do ich krytyki na forach pozostała…
Kończy się stary, dla mnie jakże znamienny rok. To był okres trudnej, ale bardzo udanej adaptacji wtórnej, po dwóch dekadach nieobecności w moim Mieście. Był to czas wytężonej pracy na rzecz kilku ważnych podmiotów naszej podhalańskiej metropolii, ale przede wszystkim zwieńczony cudownym benefisem mozolnie wypracowanego produktu, zwanego „Czarem podhalańskich kółek”, którego kilkaset egzemplarzy rozeszło się przez kilkanaście dni jak ciepłe bułeczki! Życzliwi dopingują, abym nie odstępował od tutejszej motoryzacji, bo jest tu jeszcze wiele do zrobienia. I w tej formule chcę pozostawić ten noworoczny felieton, odcinając się od politycznych akcentów, tudzież osobistych wycieczek przeciw miłościwie nam (jeszcze) panującym, jako że od oceny ich działań są inni, ważniejsi niż moja skromna osoba. Wiosna 2024 przyniesie nam kolejne, nie wiadomo czy nowe, rozwiązania samorządowe. Być może zmienią się ludzie, zasiadający w fotelach czy ławkach, wątpię jednak, czy znikną problemy, które mnożą się w zastraszającym tempie. Mowa oczywiście o tym, co dzieje się na nowotarskich i okolicznych drogach, po których jeżdżą te nasze podhalańskie (i nie tylko) kółka.
Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy w gronie podobnych mi zapaleńców, jeździliśmy polskimi fiatami „na okrągło” wokół Rynku, wystawiony przez okno lewy łokieć smagał wiatr, a młode nowotarżanki wzdychały tęsknie zza wstydliwie opuszczonych rzęs. Dziś młode paniusie tłoczą się po zapchanych ulicach miasta w swoich wypasionych brykach, przy szczelnie pozamykanych szybach, żeby uliczny hałas nie przeszkadzał im w nawijaniu plotek przez wypasione smartfony. A jak już zaparkują w Rynku, to należałoby zapłacić za dwa miejsca…
Koszmar nowotarskich arterii narasta z każdym dniem, właściwie już nie wiadomo, który dzień i która pora do jazdy jest najlepsza. Wszelkie rekordy bije Aleja Tysiąclecia; za dawnych czasów taki tłok był na niej tylko podczas pochodu pierwszomajowego… W dni powszednie i weekendowe, rano i w południe, zawsze! Zapchane ulice miasta od Waksmundu do Ludźmierza, od Niwy do Szaflar, wszędzie! Jak dojechać bez wielokwadransowego zapasu do pracy na Borze czy Składowej, do szpitala, urzędu, na dworzec kolejowy czy autobusowy? Koncepcja bezkolizyjnego przejazdu kolejowego niebawem będzie miała pół wieku!
Jeśli jakikolwiek kandydat na burmistrza obieca rozwiązanie w miarę szybko, gratisowo poprowadzę mu kampanię, pod warunkiem, że zastawi tę obietnicę wadium, równym jednorocznym poborom. To samo dotyczy radnych, bezskutecznie pokrzykujących czasem ze swych ław, skwapliwie jednak kasujących swoje niemałe diety.
Miniony rok zakończył uciążliwe remonty wielu nowotarskich ulic i chapeau bas dla ekipy burmistrza, że się z tym wreszcie uporała. Nie wiadomo jeszcze co nam zima przyniesie, ale na razie jest nieźle, ale to nie śnieg nie jest zmorą naszych dróg. Niebawem zostanie ukończona zachodnia obwodnica miasta, która wyrzuci część aut jadących do Zakopanego na jego peryferie. A co z resztą ceprów, którzy chcą zostawić dutki w Białce albo i na jarmarku? Ano, nowotarsko-nowotarska wojenka wzdłuż Sikorskiego trwa, rondo przy Lidlu nadal pozostaje nieoznakowane, pyskówka na bzdurne argumenty wstrzymuje absolutnie niezbędną południowo-wschodnią obwodnicę i należy mieć nadzieję, że wójt gminy, który przejął stery tego projektu, poradzi sobie z tym w miarę szybko. A potem do szybkiej finalizacji dołoży jeszcze ręki zadania jego świeżo wybrana córka…
Można by się czepiać bez końca tych i owych w mieście, ale starostwo też ma swoje za uszami. Wobec zmian politycznych, jakie zachodzą na mapie kraju należy mieć nadzieję, że i nasz region nie pozostanie bierny wobec negatywnych zjawisk, jakie utrudniają nam codziennie życie. Transport jest układem krwionośnym państwa i czas, aby miejscowi (i nie tylko) specjaliści na poważnie zajęli się jego kondycją, w przeciwnym razie trzeba będzie udostępnić im jednokołowe pojazdy, które wiszą nad banerem przy wjeździe na Grel.
A dla ciekawskich znajomych mam wiadomość – nie zamierzam kandydować do żadnych władz samorządowych! Mając emeryturę i piękny widok na Ibisor i Tatry, nie chcę sobie mącić spokoju rajcowskimi przepychankami. A do miasta znam drogę z Grela na skróty…
Szczęśliwego Nowego Targu!
Jacek Sowa
Budowanie dróg bez końca = korki bez końca. To niekończący się rozrost infrastruktury połączony z brakiem inwestycji w sensowny transport zbiorowy powoduje te korki.
Cieszy, że Pani poseł Smarduch jak i wójt Smarduch już opowiedzieli się po stronie mieszkańców.