FELIETON. "W Nowym Targu działały dwa kina - w starej Synagodze - "Tatry" (przebudowane w dzisiejszy koszmarek architektoniczny) i "Bacówka" w Zakładowym Domu Kultury NZPS (dzisiejszy "Ruczaj") - wspomina Jan Gil, nauczyciel, polonista, filmoznawca, współtwórca Podhalańskiego DKF.
Każde z nas nosi w sobie na zawsze swój "kraj lat dziecinnych, swoje "pierwsze kochanie". Dla mnie tym miejscem były Szaflary. A były to lata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia.Wieś jak każda na Podhalu - błotniste uliczki ze sterczącymi nad nimi gnojowiskami i jedynie zadbany stary trakt podhalański , biegnący przez środek wsi. Kościół, szkoła, strażacka remiza i... stacjonarne kino w remizie o dumnej nazwie "Wicher". Regularne seanse w środy i niedziele, zaś w pozostałe dni objazdówka po okolicznych mniejszych wioskach. Zatrudnionych w nim było trzech miejscowych gazdów: kierownik, operator i furman (odpowiadający za transport konny). Miałem to szczęście, że byliśmy sąsiadami kierownika kina. Był on co prawda zwykłym gazdą, ale we wsi postacią znaczącą, dowodził bowiem miejscową strażą pożarną. Kierownik miał jednak poważne problemy z kaligrafią i to było dla mnie zbawienne. Kinowe afisze trzeba było wypełniać czytelnym pismem, a ja to potrafiłem zrobić lepiej niż on. Otrzymałem więc stałe zlecenie reklamowe. Jako pracownik instytucji państwowej, kierownik otrzymywał co miesiąc deputat w formie bonów biletowych do wszystkich kin w kraju. Bilety te trafiały do mojego karnetu jako wynagrodzenie za pomoc w prowadzeniu kina. Dzięki tym biletom mogłem szaleć jako licealista po wszystkich lokalnych i krakowskich kinach (już jako student UJ). Kino "Wicher" działało jeszcze do końca lat siedemdziesiątych.Rzeczpospolita Ludowa (PRL) dbała szczególnie o rozwój tej właśnie dziedziny kultury, zgodnie ze wskazaniem Lenina ,iż "kino jest najważniejszą ze sztuk."Tak czy owak kino musiało więc docierać do każdej miejscowości.
W Nowym Targu działały dwa kina - w starej Synagodze - "Tatry" (przebudowane w dzisiejszy koszmarek architektoniczny) i "Bacówka" w Zakładowym Domu Kultury NZPS (dzisiejszy "Ruczaj").
Młoda inteligencja nowotarska - uczniowie Liceum Im. Goszczyńskiego - miała również namiastkę swojego kina w formie dyskusyjnego klubu filmowego zrzeszonego w krajowej federacji klubów filmowych. Jako licealista klasy trzeciej zorientowałem się, że mogę posiąść królestwo kina w mojej szkole. Zostałem więc prezesem szkolnego DKF i nadałem mu nazwę Griffith (nazwisko wielkiego reżysera kina niemego). Co tydzień w auli szkolnej odbywały się seanse filmowe, na których gromadziły się tłumy licealistów. Szkolny opiekun DKF-u z ramienia szkolnej egzekutywy PZPR dawał nam swobodę działania - nie przychodził na nasze seanse filmowe. Musiał jednak zadbać o poprawność polityczną naszej działalności. Zmuszony byłem na przykład przez niego do napisania referatu "Lenin w filmie", który to referat z ulgą wysyłał na konkurs szkolnych referatów z okazji kolejnej rocznicy rewolucji październikowej.
Z żalem opuszczałem "Goszczyńskiego" i mój DKF Griffith. Filmową pałeczkę przejął po mnie w szkole Franciszek Florczyk - obecnie duszpasterz środowisk polonijnych w Chicago. I jak tu nie uwierzyć w oczyszczającą moc sztuki filmowej!
Jan Gil