Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Andrzej Finkelstin (pseudonim artystyczny) napisał książkę, której akcja dzieje się pod koniec lat 80-tych. ub. w. w Nowym Targu, choć nie tylko. "Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie" to luźna opowieść o czasach, których wszystko było inne. Kolejne rozdziały co wtorek na Podhale24.pl. Dziś część XX.
Długie dni niepogody oraz nieustające chłody zaczęły chłopaków dobijać. Wacek pełniący służbę z Mirem byli bliscy popełnienia seppuku z nudów. Jeszcze troszeczkę i nastąpi koniec. Zaczynali powoli tracić cierpliwość. Niby światło w tunelu było widoczne, jednak jeszcze trzeba włożyć sporo wysiłku by do niego dojść. Dlatego odrabianie wojska stawało się tak niestrawne jak niedogotowana wołowina, bez smaku i grzęzło w gardle. Jeszcze tylko parę miesięcy i opuszczą melinę. Ale kiedy do diaska to nadjedzie, bo czas dłużył się niemiłosiernie. Wycieczek prawie w ogóle nie było a jeśli już ktoś odwiedzał leninbudę, paradoksalnie panowie robili uniki żeby nie musieć się nim zająć. Degrengolada i samonapędzająca się degradacja. Pewnego deszczowego ranka Miro znudzony siedzeniem wtopił się w tłumek zwiedzających udając członka grupy. Tropił jakąkolwiek przygodę byleby się rozerwać. Bo na co mógł liczyć w tym poronińskim grajdole? Kontakt ze zwiedzającymi mógł być substytutem jakieś formy rozrywki. No i nadarzyła się okazja. Nie rozumiał wprawdzie, co mówił przewodnik, bo nie znał francuskiego, ale przecież nie o to chodziło by cokolwiek rozumieć. Był systematycznie uśmiercany nudą, natrętnie atakującą go od kilku dni. Ładnie brzmiące i starannie wypowiadane słowa młodego mężczyzny oprowadzającego grupę francuskich socjalistów w niczym mu nie przeszkadzały. Słuchał ich tak, jak słucha się obcojęzycznych piosenek. Wsłuchiwał się w ich melodykę bez konieczności rozumienia treści. Wystarczyła tylko miła intonacja. Od jakiegoś czasu ostrożny, szczególnie po przygodzie na białodunajeckiej zabawie, dziś stracił czujność. Znów z drapieżnika przerodził się w ofiarę. Wzrok skrzyżował ze spojrzeniem pewnej damy. Motyle w brzuchu uświadomiły mu, że wszystko to dzieje się naprawdę. Na ułamek sekundy stracił rezon. Mity na temat francuskiej miłości spotęgowały efekt fascynacji. Otaksował obrys kobiety oddając w myślach hołd jej bujności. Gdzieś tam za uszami anioł stróż szeptał mu do ucha słowa rozsądku, jednak na potyczkę wysyłał go diabeł. Jego zmysły krok po kroku pokonywały wszelkie piętrzące się zasady logiki. Nastąpił całkowity zanik zdrowego rozsądku. Myślenie przestało opierać się na jakichkolwiek logicznych przesłankach. W tej chwili Lucyfer zaczął się mu jawić się niczym niezaradny konus, który w swej poczciwości, bardziej przypominał niemowlę niż władcę piekieł, czego więc miał się obawiać. Tymczasem grupa powędrowała na pięterko. Na wąskich drewnianych schodach spojrzenia Mira i Francuzki, zbiegły się już bez wymuszonej konwenansami sztucznej skromności. We Francji flirt to rytuał. Tym razem nie było czasu na flirt, chodziło o porywiste misterium. Uznał, że ta kobieta ma w sobie jakiś niewytłumaczalny urok, jakąś trudną do zdefiniowania zdolność oddziaływania na innych. Uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech i podała mu dłoń.
Zapach jej perfum oszołomił go i spotęgował chuć. Głosu natury nie sposób było już zagłuszyć. Ruszył potop wrzącej lawy. Wirujące emocje omal nie zwaliły go z nóg. Przyciągnął ją mocno do siebie i zatrzymał. Albo to ona go przyciągnęła. Teraz i tak nie ma to znaczenia. Rozumiała o co chodzi i nie stawiała oporów. A może to on nie stawiał oporów. Grupa z niemilknącym przewodnikiem wyszła. Odgłos oddalającej się grupy cicho rezonował w kolejnym drewnianym pomieszczeniu i wolno przygasał. Miro wraz z nieznajomą pozostali w sypialni Lenina. Stali naprzeciw siebie ciężko dysząc. Owładnął nim zwierzęcy niepohamowany instynkt. W tej chwili nic się nie liczyło, tylko ona, niezwykle pociągająca przypadkowa nieznajoma i on nieposkromiony władca obiektywu, miejscowy Playboy z kilkoma porażkami na koncie. Wypadki z przeszłości niczego go nie nauczyły.
W tej chwili nie było ważne, czy propozycja urządzających sypialnię muzeum była przeznaczona dla osób, które cenią styl i elegancję, czy też dla pospólstwa i ludu. Ważne, że znalazło się miejsce, które nadawało się do użytku w czasie burzy pożądania. Miro przyciągnął do siebie kobietę. Przylgnął do niej ustami jednak ona wysunęła się z jego objęć i usadowiła się frywolnie na drewnianym zydlu. Podciągnęła spódnicę. Jej gładko wydepilowane i całkiem zgrabne nogi wywarły na Playboyu ogromne wrażenie. W tym miejscu warto wspomnieć, że w owym czasie, nie wszystkie kobiety się depilowały. Było to pewne novum. Ale Francja to kraj nowoczesności, szczególnie w sferze seksu. Wprawnym ruchem zgarnęła z nakastlika Lenina jego domniemane pióro i frywolnie zaczęła gładzić się po udach. Skuwka zabytkowego Lewisa Watermana zapadała się w zakamarkach zawiązującego się cellulitu, przyprawiając ją o dreszcze rozkoszy. Sięgnęła do torebki po papierosy i zapaliła. Jej usta w zmysłowy sposób przylgnęły do papierosa. Błysnęła białymi zębami w uśmiechu zaciągając się. Papieros zabarwił się od szminki. Miro stał jak dobrze wyszkolony piesek i czekał na komendę. Całkowicie zapominał o czujnikach dymu, o zakazie palenia i o tym, że cenne zabytkowe pióro było nietykalne. Szarobłękitny dym wypełnił pomieszczenie. Nastąpiło odprężenie. Przesiąknięta dymem i perfumami tunika zsunęła się z ciała partnerki. Nie miała na sobie bielizny. Jej posągowe, acz dosyć spore kształty i bezpruderyjna odwaga otumaniły go. Padli na łoże. Wtopili się w krochmaloną biel regionalnej pościeli.
Wacek długo śmiał się z tego zdarzenia. Przywróciło ono na chwilę koloryt poronińskiego bytu i przeszkodziło wszędobylskiej nudzie.
- I co powiem? Czy pamiętam? Kto mógłby zapomnieć, coś takiego? – Szydził z Mira. – Teraz już wiesz, co czują laski, które tak nędznie wykorzystujesz a następnie porzucasz. Jeśli chcesz proszę, jestem twoja... – Przedrzeźniał go na mefistofelesowski sposób. - Ależ te Francuzki, to jędze! Nie dość, że cię przeleci, to jeszcze na koniec okaże się, że nie jest Francuzką. Cóż za ironia losu…