FELIETON. "Wszystko ma swój kres. Człowiek, miasta, imperia i kluby sportowe. Rodzą się, przeżywają świetność i odchodzą. Prędzej czy później. U nas prędzej, ale patrząc na ćwoków wybranych do rady miasta i urzędu inaczej być nie może" - pisze w kolejnym felietonie Maciej Jachymiak, lekarz i nowotarżanin, były samorządowiec i polityk.
Queridos seńores y seńoras! Jest 3. w nocy, a ja nie mogę spać. Jet lag. Niejeden z Jackowa go doświadcza jak przyjeżdża na Wszystkich Świętych albo w innym zamiarze. Leżę w kolonialnym hotelu pośrodku majańskiej dżungli na Jukatanie. Tej z filmu Apocalypto. Faktycznie jakieś pincet lat temu doszło tu do apokalipsy. Przypłynęła euro cywilizacja i się zaczęło. Dokonano na mieszkańcach Mezoameryki gigantycznych zbrodni. Część zabito, część zmarła na przywleczone choroby. Najgorsza była ospa. Ograbiono, sprowadzono do roli taniej siły roboczej. A wszystko, oczywiście, w imię Boże. Coś jednak przetrwało. Co dziesiąty Meksykan nadal jest rdzenny. Tzw. Indianin. Bo Europejczycy zrazu myśleli, że są w Indiach. Kilkadziesiąt etni. Każda ze swoim językiem itd. Etno doktórki, panie Majerczykowa i Staszlowa mogłyby tu robić badania, że ho, ho! A najwięcej jest Majów. Bo żyli na trudnej ziemi, a euro szarańcza wybierała na start łatwiejsze kąski. Z czasem wieści o indiańskim holokauście zaczęły się rozchodzić i biały człowiek ciut przystopował. Niemniej plądruje te cudowne okolice nadal, z tym, że na nowsze sposoby.
Chrześcijaństwo mimo wszystko się tu przyjęło. Nieco inne, synkretyczne, tzn. pomieszane z lokalnymi tradycjami. Rodzą się z tego czasem zabawne rzeczy. I Vaticano na to pozwala. Ludzkie pany. Uznali z czasem, że Indianie to nie zwierzęta, że mają duszę. Z mieszkańcami Afryki zajęło im dłużej, ale też.
Ledwie co wróciłem z miasta Izamal. Tu w roku 2003 Jan Paweł II spotkał się z Indianami. Zaczęło się od zgrzytu. Zwrócono mu biblię przywiezioną tu przed 500 laty. Wielce się strapił, ale utrzymał fason. Po sześciogodzinnym spotkaniu zabrał biblię do Rzymu. A po czasie jakimś wrócił z trzydziestoma szesnastowiecznymi księgami z indiańską wiedzą, z której, nieświadomi, korzystamy do dzisiaj. Bo nawet nasze grule z tu tela pochodzą.
Tak sobie leżę i rozmyślam... Rozchodzi mi się po ciele wspaniała kolacja, podlana mescalem (bimber z agawy). Tutejsze jodełko jest pyszne. Ma tyle wspólnego z kuchnią naszych restauracji meksykańskich co nowotarskie collegium humanum z nauką.
A już za kilka dni elekcja u światowego lidera. Ostatnio byłem w Meksyku dokładnie 8 lat temu i wtedy właśnie wybrano Trampka. Dzisiaj Hamaryka znów stoi przed znanym dylematem. Szaleniec czy socjalistka? Szaleniec czasem podejmie słuszne decyzje, socjalista rzadko. Ale różnicy wielkiej ni ma. I tę właśnie myśl dedykuję ministerstwu zdrowia, które właśnie zamierza zdewastować polską psychiatrię. Jeszcze na nogi nie stanęła a tu już w plecy nóż. Cóż, ćwoki rządzą nie tylko w Mieście. Pamiętajmy o tym, bo i u nas niebawem elekcja.
To mały limeryczek, siusiu i do spania
*
w wyborach na krula Polski
startował Donald Trumpkowski
i chociaż miał pięć żon
kler wskazał, że to on
powierzmy mu nasze troski !
Pozdrawiam Przemek GRUSZKA ZE stolycy