NOWY TARG. Dwa posiedzenia komisji i debata na sesji rady miasta - wszystko w sprawie jednego mandatu dla nastoletniej gapowiczki. Poszło o karę jaką kontroler Miejskiego Zakładu Komunikacji nałożył nastolatce za jazdę bez biletu. Do akcji wkroczyła mama, a skargę na dyrektora MZK rozpatrywać musiała rada miasta. Koszt całego zamieszania - blisko 400 zł.
Historia miała początek 19 września, kiedy to uczennica wsiadła na nowotarskim Rynku do autobusu linii 2, by dotrzeć do szkoły w Ludźmierzu. Była godz. 12.05. Siedemnaście minut później, na wysokości os. Bór do autobusu wsiadł kontroler. Co powie mama
Na nic zdały się tłumaczenia, że aplikacja się zacięła dlatego opłacony bilet na telefonie pojawił się dopiero teraz. Kontroler wypisał mandat 200 zł, ale okazało się, że to dopiero początek sprawy.
Dziewczyna tą samą historie opowiedziała mamie, która udała się ze skargą do dyrektora. Jednak ten nie chciał uwierzyć w opowiedzianą narrację i nie uchylił kary. Nowotarżanka poszła więc ze skargą na dyrektora do komisji skarg i petycji rady gminy. Do rozpatrzenia skargi niezbędne okazały się dwa posiedzenia, ocena prawnika, a w końcu także pytanie do firmy obsługującej aplikację.
I tak się należało
Robert Chowaniec, dyrektor MZK, który uczestniczył w pracach komisji zauważył, że i tak zakupiony przez nastolatkę bilet był nieprawidłowy, gdyż dziewczyna zapłaciła 2,50 zł zamiast obowiązujących na tej trasie 3 zł. Mandat należałby się więc nawet jeśli pominąć "zacięcie się" aplikacji. Zaproponował jednak, dla świętego spokoju, kompromisowe rozwiązanie - redukcję karnej opłaty do 10% i zakończenie sprawy na 20 zł opłacie. Mama dziewczyny jednak nie przystała na to domagając się uparcie anulowania całości.
Dyrektor zwrócił się też w tej sprawie do operatora aplikacji. Analiza wykazała jednak, że zakup biletu został zainicjowany o godzinie 12:22, a zatem już po wejściu kontrolera do autobusu.
Cena kłamstwa
- Komisja jednogłośnie uznała, że skarga nie znajduje uzasadnienia. Żadna z przedstawionych informacji nie potwierdziła wersji skarżącej, a dowody wskazywały na próbę uniknięcia odpowiedzialności za brak ważnego biletu - podsumował Bartłomiej Garbacz, przewodniczący komisji skarg i petycji kończąc odczytywanie długiego protokołu z obrad poświęconych gapowiczce.
- 400 zł za kłamstwo - podsumował Jan Sięka. - Jeśli dziewczyna bez biletu nas słucha, niech sobie uświadomi, ile kosztowała jej decyzja i brak odwagi, by przyznać się do błędu.
Jak zauważa Robert Chowaniec, co miesiąc wpływa jedno - dwa odwołania do dyrektora MZK na nałożone kary. Jednak pierwszy raz doszło do sytuacji, że sprawa zaszła aż na posiedzenie rady miasta.
fi/