10.01.2025, 18:40 | czytano: 25854

Nowy Targ już nie będzie taki sam - wzdycha właściciel kultowego sklepu zanim na dobre powiesi kłódkę na drzwiach

Od lewej: Anita i Waldemar Żmudińscy, Barbara Pala. Fot.: Józef Figura
Trudno sobie wyobrazić Nowy Targ bez sklepu żelaznego przy Długiej 73. Od 35 lat niezmiennie prowadzony przez tych samych ludzi - małżonków Anitę i Waldemara Żmudzińskich. Na tym asortymencie znają się jak nikt, choć żadne z nich handlowcem nie zamierzało zostać.
Był dokładnie 1 stycznia 1989 roku, gdy Waldek, wówczas jeszcze z wspólnikiem, wziął w ajencję sklep GS-u. Nie mieli bladego pojęcia na co się porywają. Waldek był świeżo po fizjoterapii na krakowskiej AWF. Jako magister rehabilitacji ruchowej od trzech lata pracował w szpitalu. Anita, matematyczka po akademii ekonomicznej w Krakowie, uczyła w szkole w Dębnie. Po dziesięciu latach i ona dołączyła do sklepowej ekipy. Z ówczesnych budżetowych pensji nie sposób było utrzymać rodziny.
I tak stworzyli sklep, który - choć niepozorny - stał się miejscem kultowym, gdzie można było kupić wszystko, co z metalem, budownictwem czy majsterkowaniem się wiąże.

Klimat jakiego nigdzie już nie znajdziesz


Jest czwartkowe przedpołudnie. Ogromny napis "DUŻE RABATY" kusi kolejnych łowców okazji. Ale nie tylko. Bo przecież nigdzie nie kupisz żeliwnej blachy z fajerkami na tradycyjny, kaflowy piec kuchenny. A tu - owszem. Na zamkach i kłódkach, okuciach budowlanych każdego rodzaju, nikt nie zna się tak jak pani Basia Pala. Podobnie jak właściciel - pracuje tu od pierwszego dnia. I podobnie jak on, właśnie kończy ten etap życia.

Waldemar prowadzi na zaplecze, wcześniej pokazując, gdzie kończył się sklep, gdy go przejmowali, które ściany wyburzyli, by dotrzeć do zapomnianych pomieszczeń, gdzie coś dobudowali. Wreszcie prowadzi na strych, który niegdyś zawalony był towarem. Dziś stoją w kącie nikomu niepotrzebne wagi, jakie pamiętamy z każdego sklepu epoki PRL. - Są niezniszczalne -zauważa, ale kto je teraz kupi? Chyba tylko kolekcjonerzy - zauważa.

Po starych, drewnianych schodach przedwojennego domu, schodzimy na parter. Sentyment ogarnia chyba każdego, kto tu zajrzy. Dziś już takich sklepów nie ma. Bo choć w ogromnych, nowoczesnych marketach budowlanych towaru jest mnóstwo, to jednak klimat nie ten. I nie porozmawiasz ze sprzedawcą, który doradzi, a w razie potrzeby wytrzaśnie spod ziemi produkt, którego szukasz od miesięcy.

Waldek zaczyna swą historię, a słuchając go ciśnie się na myśl jedno pytanie: dlaczego to już koniec?

Metalowy biznes zaczyna się na papierze... toaletowym


- Kiedyś było takie hasło, że lepsze deko handlu niż kilo roboty. Dopiero później przekonałem się, że handel to też robota i to ciężka, fizyczna robota - zauważa właściciel.

Ale ze sklepem trafili w dziesiątkę. 1989 rok to czas przemian ustrojowych, ale i kryzysu, którego zmierzchu dopiero zaczęto wypatrywać. Towar schodził niemal na pniu. Ale największą furorę początkowo robił tu... papier toaletowy. Było zapotrzebowanie, to sprowadzali. I patrzyli na kolejkę, która co rano zawijała się aż za odległy róg ulicy.
- Niemal przez całe lata dziewięćdziesiąte w handlu panowała euforia - sprzedawało się wszystko co się przywiozło - przekonuje Waldemar.

Interes się kręcił, choć tyle kontroli z urzędu skarbowego, ile mieli przez te lata, później nie mieli już nigdy. Urzędnicy zaglądali systematycznie, sprawdzali skwapliwie, skąd właściciele mieli pieniądze na samochód, za co kupili mieszkanie. Przychodzili, dostawali wszystkie dokumenty, zaszywali się w biurze na zapleczu na tydzień. Nigdy nic nie wykryli z wyjątkiem drobnych błędów, dzięki którym mogli odejść w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Ostatnia kontrola miała miejsce dwadzieścia lat temu, gdy rozstawali się ze wspólnikiem, który wyjechał do Ameryki.

Załatwicie? Załatwimy!


Przez pierwsze lata euforia handlowa była ogromna. Waldek był człowiekiem od roboty - dowożenia i rozkładania towaru, panie zajmowały się klientami. I niezmiennie zjednały sobie sympatię klientów - nie tylko uprzejmością, ale też ekspercką wiedzą, którą przez lata zdążyły nabyć.

I tak dziś można wspominać, że w nowotarskim szpitalu, który liczy tysiące drzwi - za każdym razem, gdy trzeba było wymienić zamek -trafiał tu zamek z Długiej. To ten malutki sklepik wyposażył potężne archiwum starostwa w rzędy metalowych regałów i półek. Podobne trafiły do wielu okolicznych szkół.

- Do nas przychodzili ludzie i pytali, czy coś możemy załatwić. Jak nie mieliśmy, to dawaliśmy sobie dzień czy dwa, by się zorientować, w końcu załatwialiśmy co trzeba. I w ten sposób utrzymywaliśmy się na rynku - opowiada pan Waldek.

Drabinowy import


Byli chyba pierwszymi na Podhalu, którzy zaczęli hurtowo sprzedawać drabiny aluminiowe. Towar sprowadzali ze Słowacji, co nie było zadaniem łatwym w epoce pilnie strzeżonych granic. Swoim dostawczakiem jechali do fabryki, gdzie odbywał się załadunek i plombowanie plandeki. Potem z dokumentami i towarem trzeba było zajechać do składu celnego w Nowym Targu. Tu celnicy rozplombowywali pakę, sprawdzali zawartość, a niekiedy kazali wyjąć wszystko, by skrupulatnie przeliczyć czy ilość zgadza się z tym co na papierze...

Innym sztandarowym produktem, który zaczęli sprowadzać były solidne łopaty do śniegu. A potem przyszedł szał na hurtowe dostawy plastikowych stojaków pod choinkę. Przez lata kupował je u producenta w Józefowie pod Warszawą, a sprzedawali... w Tarnowie. Szły jak świeże bułeczki także w sklepach Rajskiego.

Rekinek biznesu


Wówczas nie opierali swojego handlu jedynie na sklepie. szybko zauważyli, że sklepy GS-zaopatrywały się w hurtowe ilości towaru, który potem leżał u nich niekiedy latami. W tym czasie produkt zdążył podrożeć kilkukrotnie. Wystarczyło więc skupywać towar w GS-ach. I tak w hurtowni w Pińczowie kupił ruszty po złotówce, by sprzedać hurtowni w Tarnowie po 3 zł.

- Nie chce się dziś wierzyć, ale w hurtowni GS w Nowym Sączu znalazłem sprężyny do samozamykaczy olejowych. 4 tys. sztuk w idealnym stanie! W niedzielne popołudnie znalazłem w książce telefonicznej szefa fabryki, która je wyprodukowała. Zapytałem czy są zainteresowani kupnem. Wynająłem dużą ciężarówkę i im sprzedałem kilkukrotnie drożej niż oni to wcześniej wyprodukowali. Wtedy rekiny biznesu kupowały całe hurtownie i zarabiali. Nam było daleko do tego - wspomina Waldemar Żmudziński.

Gwoździarką w płot


Była też inwestycja nietrafiona. Prowadzili w Baligówce własną produkcję gwoździ po tym jak okazyjnie kupili maszynę koło Sandomierza. Gwoździarka była uszkodzona, ale ją wyremontowali i przez kilka lat robili na niej towar.

- Był to czas tzw. podatku obrotowego. I pamiętam, że gdy chodziłem płacić go do kasy, to pani patrzyła na mnie z politowaniem. I w końcu zapytała: a wam to coś z tych gwoździ zostaje? Bo podatku było ponad 20%, a myśmy mieli 5-10% marży. Czyli więcej podatku odprowadzaliśmy aniżeli sami zarabiali. A to była ciężka robota, bo skrzynka gwoździ ważyła 20 kg tymczasem sprzedawało się tego tonami - zauważa.

Czas kończyć


W minionym roku Waldemar osiągnął wiek emerytalny, obie panie już wcześniej zyskały prawo do świadczenia. W końcu wspólnie doszli do wniosku, że nadszedł czas, by zakończyć przygodę ze sklepem.

Od lat zarobione pieniądze skwapliwie inwestowali. Początkowo w asortyment sklepu, z czasem, jak pojawiły się nadwyżki, to kupowali ziemię. Pierwszą działkę w Łopusznej, drugą w Nowym Targu, a gdy trzeba było je sprzedać, w końcu Waldemar z Anitą kupili dwuhektarowe gospodarstwo rolne w Sterem Bystrem. I przez minione trzy lata wili sobie tam gniazdko, gdzie będą chcieli spędzać wolny czas na emeryturze.

- To będzie nasza praca dla przyjemności. Pochodzę spod Sandomierza, lubię grzebać w ziemi. Pamiętam jeszcze jak dziadzio uprawiał ziemię i sam też radzę sobie choćby z uprawą warzyw. Odremontowaliśmy stary, góralski dom, stodołę, uporządkowaliśmy podwórko. I nie żal mi odchodzić ze sklepu, bo ja tamto miejsce po prostu kocham -zwierza się Waldemar.

A pani Basia odziedziczyła gospodarstwo rolne w okolicach Limanowej i tam też planuje urządzić sobie przyszłość.
Zamykają, choć mieli umowę dzierżawy do 2026 roku, gdy budynek ma pójść na sprzedaż. Poprosili prezesa GS-u, by skończyć wcześniej.

- Kończymy dokładnie 30 marca, następnego dnia, w Prima Aprilis dłużej śpimy w domu - śmieje się Waldek.

Nowy Targ już nie będzie taki sam


A jak wyobrażają sobie centrum Nowego Targu za kilka lat, po tym, jak sami na dobre powieszą kłódkę na drzwiach?
- Handel to ciężka, także fizyczna robota i ogromna odpowiedzialność - podkreśla Waldemar Żmudziński. - Ludzie już nie chcą tak żyć. Nie będzie tu przemysłowych sklepów. Będą odzieżowe. Ale gdy jeden powstanie, drugi trzeba będzie zlikwidować. Będą usługi beauty, jakieś kawiarenki, choć istniejącym w słodkościach już nikt nie zagrozi. To, że myśmy przetrwali, to dzięki Anicie i Basi, i ich wiedzy i podejściu do klienta. I pewnie byśmy dalej trwali, gdyby nie wiek. Ale handel na rzecz wielkich korporacji w mieście przegra - dodaje na koniec.

Józef Figura
Może Cię zainteresować
komentarze
@15.01.2025, 20:17
Bardzo lubię ten sklep i te Panie. Można tam kupić rzeczy których nie ma w innych nawet dużych sklepach a na dodatek można było zawsze liczyć na dobrą radę. Miał ten sklep swój specyficzny klimat i urok. Szkoda że to się tak zmienia...
Starszy patriota .12.01.2025, 16:51
Nie w tym rzecz, czy ktoś kogoś lubi, czy nie lubi " jeszcze się taki nie narodził, żeby wszystkim dogodził". Rzecz w tym, że zaczyna się jakiś proces, który wypycha drobny, rodzinny handel z miasta. Ja odczytuję sens tego artykułu jako głębszy problem przyszłości (ale pewnie komu by się chciało tym zajmować). Kto opanuje handel, ten będzie duktował warunki. Jak wszyscy będą sprzedawali tel. kom.ciuchy i inne fajne bibeloty, to kto zaoferuje np. żeliwne ruszta,itd.czy inne "cuda", które właśnie w tym sklepie można było zdobyć i kupić. Powodzenia dla załogi na nowej drodze życia.
Kali11.01.2025, 22:49
Miałem sentyment do tego sklepu. Choć uczciwie trzeba przyznać, że zbyt mile to te Panie nie były.
Nowotarżan11.01.2025, 22:21
Kłamstwo gonio kłamstwo .Nikt za nimi nie zatęskni
z tąd11.01.2025, 18:42
Co tam teraz będzie po fajnym sklepie z gwoździami,widłami?Fabryka urody,szał włosów(kosmetyczka,fryzjer po staremu)?
gazda11.01.2025, 17:44
Wszystko się kiedyś kończy. Biznes tym bardziej. Sklep jak sklep, powiadali i tak jest lepsze deko handlu jak kilo roboty. No trudno teraz trzeba porzucić handel i się przekszałcić z handlowca na krawcową lub budowlanca. Wielu tak musiało zrobić.
sorbona11.01.2025, 16:20
wszystko sie kiedys konczy tak i WY konczycie swoją przygodę z handlem kazdemu nalezy sie odpoczynek szczególnie na emeryturze tak zadecydowaliscie i to jest wasza decyzja ''trzeba wiedziec kiedy ze sceny zejsc NIEPOKONANYM''duzo zdrówka i wszystkiego dobrego w Nowym Roku
Adam_6611.01.2025, 15:27
Szkoda. Można było tam kupić to, czego wielkie korporacje nie mają. Może drogie, ale były. A teraz czeka nas internet, bo w dalszym ciągu wielkim korporacjom nie będzie się opłacać sprzedawać prostych artykułów 'żelaznych'. Szkoda. Przyłączam się do życzeń - spokojnej i w zdrowiu emerytury.
wystraszona11.01.2025, 14:38
tez doswiadzyłam pare lat wstecz od tych pan opryskliwej obslugi i niestety zawsze zero usmiechu
Ruska łonuca11.01.2025, 13:04
Miasto umiera szkoda zjeżdżać z obwodnicy.
z miasta11.01.2025, 11:53
Niestety, ale nie podzielam tych uniesień. Mam zupełnie inne odczucia. Pomimo że do sklepu miałeam najbliżej, nie lubiłam robić tam zakupów. Nie mówiąc już o jakiejś wymianie czy zwrocie. A ceny niektórych towarów.....szok. :-(
202511.01.2025, 08:57
......na Waksmundzkiej,, ŻELAZNY,,.... który następny ?
uŁorcyk11.01.2025, 04:07
Już od bardzo dawna u nich nie kupowałem, nawet jeszcze przed tym jak nie można było w internecie wszystkiego kupić wolałem jechać gdzie indziej. Irytowało mnie to ich wieczne zastawianie miejsca parkingowego przed sklepem.Pewnie teraz zrobią to samo w tym Starym bystrym, tam też jest takich paru co mają na poboczu drogi powiatowej poustawiane kamienie.
Pik11.01.2025, 00:12
Kultowy sklep. Wspaniała obsługa. Zdrówka
Sąsiad10.01.2025, 23:58
Słyszałem pary miesięcy temu plotkę o super sklepie(często bywałem bo tam wszystko jest co mi było potrzebne) na Długiej że go nie będzie,likwidują.Myślę że to plotka.
Janosik10.01.2025, 22:46
Nowy Targ dlatego tak nazywali, bo miejscowość ta żyła handlem. Były jarmarki, każdy mógł kupić coś, lub sprzedać. Było wszystko, konie, krowy, barany, psy, kożuchy, wyroby metalowe. Nowy Targ już dawno przestał być tym miastem z przed lat.
Parafrazując słowa piosenki:
Tu Balcerowicz i UE zrobili, co swoje
I wiosna spaliną oddycha.
z tąd10.01.2025, 22:34
Żal,szkoda.Tam wszystko można było kupić.Ani w internecie.Od igły po widły.Pękł mi w kominku ruszt.Na internecie jest ale z blachy nie żeliwny.Pojechałem do Ostrowska do sklepu specjalizującego się w kominkach itd.Nie ma.Ktoś mi poradził że na Długiej.Szok! Jest taki ruszt.Klimat w tym sklepie,wybór że hohoho.Markety typu castorama się umywają do tego ,,sklepiku,,. Na Długiej też był sklep z armaturą,wszystko.W zeszłym roku zlikwidowany.Nie ma.Została chińszczyzna w marketach.
Klient10.01.2025, 22:26
Tam było wszystko i to jakiej jakości .
Szkoda .że tak to się kończy
Motykę ,którą tam nabyłam to super towar nie jakieś badziejstwo z marketu.
Takie sklepy powinno się wspierać . To był sklep przez duże S
P.10.01.2025, 22:05
Tam było wszystko to, czego gdzie indziej nie było. Szkoda sklepu ale odpocząć się państwu należy. Miłej emerytury życzę.
Nowoczesny uśmiechnięty konsument10.01.2025, 21:34
A co będę Polakowi dawał zarabiać jak można Niemcowi, Portugalczykowi, Francuzowi.
Zasmucony10.01.2025, 19:59
Ogromny żal, że nie będzie tego sklepu z Fachową obsługą...W sieciówce ,,uprzejmie" pokażą ci nr alejki i radź sobie sam...
Anka10.01.2025, 19:26
Szkoda, że zamykają :(
Gazda10.01.2025, 19:13
Piękny artykuł
nt10.01.2025, 19:08
Po raz pierwszy ( a mieszkam tu od urodzenia)) widzę żeby ten Pan się uśmiechał... W końcu nie będzie ulicznych komentarzy Pana i zastawiania swoim czerwonym autkiem ulicy Długiej.
Specjalista ;-)10.01.2025, 15:53
Pozdrowienia dla Pani Anity i Basi
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl