NOWY TARG. Wprowadzenie do Wieloletniej Prognozy Finansowej kwoty 23 tys. zł na podtrzymanie certyfikatu jakości usług przerodziło się w ostrą krytykę Urzędu Miasta i pracy urzędników oraz wypytywanie burmistrza o jego procesy sądowe. Padło nawet pytanie, czy w razie niekorzystnego dla niego wyroku sądu - może grozić mu zakaz zajmowania stanowiska w administracji samorządowej.
Limit na poziomie 12 mln złPo raz kolejny na poniedziałkowej sesji omawiano kwestię dania burmistrzowi wolnej ręki w zaciąganiu zobowiązań i płaceniu rachunków do kwoty 51,5 mln. Pół roku temu radni stwierdzili, że chcą wiedzieć na co są wydawane pieniądze i będą sami decydować o każdej płatności powyżej 5 mln zł. W ten sposób zmniejszono burmistrzowi samodzielność w podejmowaniu decyzji finansowych o 90 procent. Piszemy o tym w artykule Nowotarscy radni wciąż debatują nad upoważnieniem dla burmistrza. Chodzi o 51 mln zł".
Grzegorz Luberda zaproponował, by limit zwiększyć do 15 mln zł. Ogłoszono kilkuminutową przerwę na konsultacje. Po powrocie na salę obrad radny Luberda zmienił swoją poprawkę - proponując już nie 15, a 12 mln zł. Większość radnych zgodziła się na tę zmianę.
Po co nam certyfikat jakości
Jednym z wydatków w WPF jest "recertyfikacja i utrzymanie Systemu Zarządzania Jakością zgodnie z normą ISO 9001:2015" na lata 2025-2027. To kwota 23 tys., z czego na ten rok opłata wynosi 12 tys. zł a na kolejne dwa lata - po 5,5 tysiąca.
- W jakich dziedzinach jest kontrolowany urząd i jakie wymierne korzyści wynikają z posiadania takiego certyfikatu - pytał radny Wojciech Krauzowicz.
Sekretarz Urzędu przypomniał, że system zarządzania jakością wprowadzony został w nowotarskim urzędzie w 2008 roku. - W ramach systemu prowadzone są audyty i kontrole, które pozwalają nam na bieżące sprawdzanie, usprawnianie pracy, eliminowanie błędów w codziennej pracy urzędu - mówił Zbigniew Strama
- Ale jakie korzyści mamy z posiadania certyfikatu? Jest lepsza punktacja przy składaniu wniosków? Poza tym w Urzędzie Miasta nie ma biura kontroli wewnętrznej, to kto to kto kontroluje? - dopytywał radny Krauzowicz. - Audytorzy wewnętrzni - odparł sekretarz. - Mamy kilkunastu przeszkolonych pracowników, są audytorami systemu zarządzania jakością - dodał.
- Skoro mamy wewnętrznych audytorów, czyli pracowników Urzędu Miasta, to za co my płacimy? - dziwił się Jan Sięka.
- Żebyśmy mogli posługiwać się znakami jakości. Może faktycznie nie wykorzystujemy tego w stopniu, w jakim byśmy mogli - na przykład na dokumentach urzędowych, ale na stronie internetowej jest informacja, że jesteśmy posiadaczami certyfikatu - mówił Zbigniew Strama. Przypomniał, że "w ramach certyfikacji co roku przyjeżdżają tu kontrolerzy z zewnątrz, żeby sprawdzić jak wyglądają procedury w magistracie".
Ta odpowiedź nie zadowoliła radnych. Padły słowa o braku korzyści, płaceniu za znaczek, który nie daje żadnych benefitów. - Koszty utrzymania certyfikatu nie są duże, ale jakbyśmy dziś zrezygnowali z niego i za jakiś czas chcieli przystąpić do systemu na nowo to koszty by były ogromne.
- Może to było potrzebne dawno temu, jakieś 15-20 lat temu. Ale to były raczej działania marketingowe, tymczasem UM nie musi zabiegać o klienta /.../ Czemu ma służyć posługiwanie się znaczkiem, logo, które dawno utraciło prestiż /.../ - mówili radni.
"Certyfikat bylejakości"
- Mamy certyfikat jakości, płacimy za niego, a i tak robicie państwo co chcecie - stwierdził radny Jan Sięka. Przewodniczący RM odniósł się do sytuacji, w której radnym odmówiono udostępnienia dokumentów.
O praktyczne zastosowanie certyfikatu pytał Marcin Jagła. Zwracając się do sekretarza przypomniał: - Brał pan udział w kontroli komisji rewizyjnej. Podczas kontroli zażądaliśmy okazania teczki rzeczowej. Urzędnik w randze kierownika przekazał nam luźny zbiór dokumentów w teczce, która nie była opisana, bez kategorii archiwalnej, niezgodna z instrukcją kancelaryjną... Więc jak to możliwe, że w urzędzie który posiada certyfikat - pracownicy nie przestrzegają elementarnych zasad. Przecież już praktykanci z Liceum Ekonomicznego uczą się jak zakładać teczkę, a nie wie tego pracownik w randze kierownika? Poza tym mieszkańcy cały czas nas informują, że nie odpowiadacie na pisma, trzeba was ponaglać, prosić, telefonować. I kuriozum na skalę kraju - burmistrz urzędu posiadającego certyfikat jakości był wielokrotnie przez sąd skazany za bezczynność urzędniczą. Ostatnia sprawa jest świeża - bo z 24 lutego. To jak to jest z tą jakością? - pytał radny.
- Proszę to potraktować jako zgłoszenie naruszenia procedur i złej jakości usług. Chce wiedzieć jakie działania zostały podjęte, by taka sytuacja się nie powtórzyła zadecydował przewodniczący Rady Miasta.
- Wydajemy 25 tysięcy na certyfikat bylejakości - skwitował Marcin Jagła.
- Też nie widzę wymiernych efektów wynikających z osiadania tego certyfikatu - dodał Bartłomiej Garbacz. Zastanawiam się, czy tych środków nie warto by było przesunąć na podwyższenie kompetencji pracowników. Inwestycja w pracowników to bardziej wymierne korzyści, niż odnowienie certyfikatu, którym byśmy się tylko chcieli pochwalić - podsumował radny.
Sądowe sprawy burmistrza
- System wdrożony był lata temu. Był wtedy rzeczywiście czymś prestiżowym, a potem spowszedniał. Ale nie chciałem przerywać tego procesu, żeby nikt mi nie zarzucił, że doprowadziłem do utraty dorobku jakim jest utrzymywanie systemu zarządzania jakością. Były też takie lata - o czym wspomniała pani radna Agata Michalska - że były wymagania i nawet taki zamysł, żeby w zamówieniach publicznych wymagać i od dostawców i od producentów jakiego certyfikatu, by punktować kryteria dostępu - wspominał Grzegorz Watycha.
Burmistrz zadeklarował że "przyjrzy się sprawie teczki". - I żeby nie było niedomówień, że mam jakiś kolejny wyrok. Ta "bezczynność" dotyczy pewnego sporu. My uznaliśmy, że wnioskodawca oczekuje od nas informacji przetworzonej, wiec powinien on udokumentować swój interes publicznych. Strona odwołała się do sądu, a sąd uznał, że to nie była informacja przetworzona, tylko prosta - w zasadzie zbiór różnych dokumentów, który podlega udostępnieniu. Więc ta sprawa to jest spór prawny - tłumaczył.
- Próbuje pan relatywizować te bezczynności. Sąd uznał, że "bez rażącego naruszenia prawa", ale jednak bezczynność. Ile takich "bezczynności" zostało wobec pana wymierzonych i jakie kary zostały nałożone? A skoro dotknęliśmy tej materii, to toczy się przeciw panu proces karny. W przypadku przegranej - jakie konsekwencje panu grożą? Czy nadal będzie pan mógł zajmować stanowiska w administracji samorządowej? - dopytywał radny Jagła.
- Myślę, że pan burmistrz sobie zanotował i na następnej sesji dostanie pan radny informację - uspokajał emocje przewodniczący Rady.
- Nie notowałem i nie zamierzam - odparł burmistrz. - Pan radny Jagła ma dużo czasu. Wiele interpelacji i zapytań pisze, wiec niech i to przeleje na papier. Sądząc po ilości mejli w ciągu dnia pracy, rano, popołudniu je wysyła - więc myślę, że nie jest to dla niego zbytnie obciążenie - podsumował Grzegorz Watycha.
- Myślę, że pan radny dostanie informacje, ale dobrze by było odpowiedzieć na te pytania na kolejnej sesji - łagodził Jan Sięka.
Sabina Palka
Naruszenie regulaminu. Moderator.