Dwudniowy zjazd Związku Podhalan był ważny dla jego członków. Ważny i ciekawy. Ale ciekawsze były sprawy omawiane w tak zwanych kuluarach. Półgłosem powtarzano informacje o "hakach", jakie rzekomo mają na siebie zwolennicy obu kandydatów na stanowisko prezesa Związku - pisze w swoim felietonie Sabina Palka z Podhale24.pl.
Nawet jeśli to prawda, to podczas spotkania nie doszło do skandalicznych zachowań. Wyrazem niezadowolenia było najwyżej gromadne tupanie nogami w podłogę.Emocje po wyborach prezesa i prezydium ZP już opadły, można więc się pokusić o zerknięcie za kulisy tych wydarzeń. Nie było tajemnicą, że osoby niezadowolone z dotychczasowej działalności zarządu i linii programowej - będą chciały zmian. Dlatego popieranemu przez ustępujący zarząd - Maciejowi Motorowi, przeciwstawiono prof. Stanisława Hodorowicza. Liderem tej grupy został starosta tatrzański. To właśnie Andrzej Gąsienica Makowski rekomendował prof. Hodorowicza. Było jasne, że oddział zakopiański ZP będzie szukał poparcia w innych oddziałach, ale przede wszystkim - zewrze własne szeregi. Z szukaniem zwolenników nie było trudno. Część "Podhalan" z Nowego Targu nie ukrywała swoich opinii. Udało im się nawet zgłosić formalny wniosek, by nie tworzyć komitetów wyborczych o nazwie "Związek Podhalan". Był to też protest przeciwko wykorzystywaniu logo Związku w wyborach. Np. na plakatach. Zwolennicy tego nurtu są też w oddziale ludźmierskim, który gościł przez dwa dni delegatów. Są też w innych oddziałach, co pokazało już samo głosowanie. Wszak jedna trzecia delegatów poparła St. Hodorowicza. To wystarczająco by nie lekceważyć tych głosów, ale za mało by przeforsować swoje zdanie. Jednak gdy doszło na Zjeździe do głosowania - nikt nie poparł tego wniosku. Nawet zgłaszający go nowotarżanie. Po prostu wstrzymali się od głosu, odcinając się od całej kwestii. Jakby się wstydzili, że w ogóle ten temat wypłynął.
Zanim zaczął się Zjazd doszło do zamieszania przy zgłaszaniu i rejestracji delegatów. Zgodnie z przyjętą niedawno zasadą - jeden delegat reprezentował 15-stu członków danego oddziału Związku Podhalan. Kwestia prosta, ale w praktyce okazała się kłopotliwa. Odczuł to na własnej skórze oddział zakopiański. Nie potrafiono przedstawić wiarygodnej listy członków związku. Tych, którzy przede wszystkim płacą składki. Informacje o "zakopianach" były niekompletne. Brakowało zestawień finansowych i danych teleadresowych, co uniemożliwiało nawet wyrywkowe sprawdzenie, czy lista jest prawdziwa. Z deklarowanej wcześniej sporej liczby delegatów jakich miało mieć Zakopane - pozostało 16-stu. Dla porównania: Nowy Targ miał ich 19-stu i dwóch dodatkowych z Niwy. Pojawiły się głosy o próbie posłużenia się tzw. "martwymi duszami". By takie sytuacje nie mogły się powtórzyć, już w trakcie Zjazdu podjęto decyzję o wszczęciu szczegółowych kontroli ilości członków w poszczególnych oddziałach, by nie dochodziło do nerwowego zbierania składek tuż przed Zjazdem. Wniosek zgłosiło Kościelisko.
Wrzało od plotek na temat samego zgłoszenia prof. Hodorowicza, który mimo, że bukowianin i członek tamtejszego oddziału - reprezentował Ludźmierz. Argumentacja, że to człowiek świetnie zorganizowany i skuteczny, ale zajęty i dlatego nie można wykazać jego faktycznej obecności na bukowiańskich spotkaniach - wśród jego przeciwników była komentowana brutalnym stwierdzeniem: skoro taki zajęty, to może nie mieć czasu na prezesowanie Związkowi Podhalan.
Tez zarzut zresztą padł oficjalnie podczas pytań do kandydatów. Nie podjęto jednak próby podważenia jego delegacji. Skończyło się na pomrukach.
Główny zarzut pod adresem Macieja Motora Greloka, że będzie upolityczniać Związek podobnie jak poprzedni prezes Hamerski, znalazł odpowiedź w stwierdzeniu: "polityką jest popieranie kandydatów do parlamentu, ale polityką jest też samo działanie w samorządach. Oponenci dmuchają w balon a chodzi o to, że partie chcą podzielić wyborców. Powinniśmy startować pod sztandarem ZP, nie mamy się czego wstydzić"... O Motorze Greloku dało się słyszeć, że będzie "malowanym prezesem", a władze sprawować będzie faktycznie jego poprzednik. Z gniewem burczano, że wybory przeszły tak sprawnie, bo były "ustawione". Że to już koniec tej organizacji.
Czy dojdzie do podziału w Związku Podhalan? Motor Grelok mówi, że nie. Że zrobi wszystko, by do tego nie doszło. A pytanie nie jest bezzasadne. W łonie związku doszło do polaryzacji. Nowy prezes zdaje sobie z tego sprawę, a jednak w swoim pierwszym przemówieniu wymieniając najważniejsze aspekty pracy nie wspomniał słowem o polityce. Może nie chciał zaostrzać sytuacji. Zapytany wprost powtórzył to, co padło w jego "expose" kilkakrotnie: - nie czas na spory, trza się nam brać do roboty. Liczę na pomoc tych, co na mnie głosowali i że pozostali będą mi doradzać.
Na owo wsparcie i pomoc liczy zapewne także ze strony tych, którzy odmówili dalszej pracy w prezydium. Mam na myśli prezeskę ludźmierskiego oddziału i starostę tatrzańskiego. Ale może liczyć na "życzliwych". Jak zawsze znaleźli się etatowi doradzacze, czyli ci, którzy najpierw gorąco popierali kontrkandydata, a potem pospieszyli do zwycięzcy z dobrymi radami kogo i czego mają się wystrzegać. Cóż, z władzą trzeba żyć w zgodzie. Ot, polityka.
I jak tu lubić politykę i szanować polityków?
Sabina Palka