10.07.2008, 00:05 | czytano: 1516

Jacek Sowa: Na Podhalu bez zmian

Piotr Rayski-Pawlik
"Moi krajanie chcą lotniska komunikacyjnego. Nic nowego, fajna sprawa, od 50-ciu lat to słyszę, ale nie wierzę"- pisze Jacek Sowa. Pochodzący z Nowego Targu podróżnik, dziennikarz, prawnik, poeta, autor książek - mieszka w W-wie albo w góralskiej chacie... nad Narwią. Dużo podróżuje, ale wciąż interesuje się sprawami rodzinnego Miasta. W tekście zwraca się do Sabiny Palki, ale pisze go do Czytelników Podhale24.pl.
Wielce sympatyczna Sabino, gdyż tak pozwolę sobie zwrócić się w końcu do koleżanki po fachu, który jako jeden z kilku w kopie mych lat zawodowych, był jednym z najtrudniejszych i najniewdzięczniejszym z wykonywanych.
Jak obiecałem zacnej części osób, które przed miesiącem zechciały poświęcić mi nieco swego cennego czasu, odzywam się po kolejnej wyprawie, z grubsza mianem „bałkańskiej” określonej, która ma stanowić przyczynek do kolejnej książki, a którą popełnić mam zamiar.

„Kocioł bałkański” – przez minione stulecia termin ten przywoływał na myśl niepokój na wcale pokaźnym obszarze naszego kontynentu na jego południowo-wschodnich rubieżach. Rejon świata o ciekawych tradycjach, ciekawej kulturze, i podobnych słowiańskich językach. Region źle traktowany przez rzeczywistość, nieprzychylną mu także i dziś, którą tworzy polityka – największa dziwka historii, balansująca pomiędzy władzą i religią, niezmiennie żądna pieniędzy.

Puste oczodoły wypalonych domów w Bośni, w których nikt nie mieszka, bo nikt się mieszkać nie odważy; na ich tle pysznią się strzeliste, świeżo odrestaurowane po wojnie minarety, z których przyodziany w markowe polo i adidasy muezin nawołuje swoich wiernych do modlitwy…

Tętniące życiem Sarajewo, gdzie obok nowoczesnego biurowca już przy wjeździe straszy pokryty graffiti spalony hotel, dalej zniszczony budynek telewizji, zrujnowana biblioteka przy starym, byle jak naprawionym zabytkowym moście. Kilkanaście lat minęło od czasu wojny, po której już nigdy nie będzie jak dawniej; wojny domowej…

Po miesiącu wracam do swojego domu, z którego tak często wyjeżdżam, a do którego tak chętnie wracam. Dzwonię do przyjaciół, zaglądam na internetowe nowotarskie podwórko, na tą swoją małą ojczyznę. I cóż tam nowego? Ano, po staremu, na Podhalu bez zmian - chciałoby się sparafrazować mojego ukochanego Remarque’a.

Moi krajanie chcą lotniska komunikacyjnego – nic nowego, fajna sprawa, od 50-ciu lat to słyszę, ale nie wierzę, nasi rajcowie nie są zgodni w budowie parkingu i ścieżki rowerowej, a co dopiero aerodromu. Założę się, że opozycja już szpera w papierach, czy rodzina burmistrza nie ma jakiś strategicznych działek na Czerwonem… Dla ułatwienia podpowiem jeszcze, że dyrektorem rozbudowy portów lotniczych (m.in.na Balicach) jest nowotarżanin z dziada pradziada, były burmistrz i wojewoda, liberał zresztą, ale może dla pewności też trzeba mu dokopać…

Wyczytałem, że finansowa sytuacja nowotarskiego szpitala jest dramatyczna; ale to też nic nowego. A gdyby tak spojrzeć nieopodal - tuż obok stary szpital i jego cała, starsza i nowsza infrastruktura; wyrzucony na śmietnik stary łach, niepotrzebny nikomu.

Moja matka nie pozwoli nic wyrzucić, dopóki nie upewni się, że może to jeszcze się przydać. Rozumiem, zachowawcze myślenie osób starszych, oszczędnych. Moja matka ma 85 lat – tyle samo co dr Radwański, przed którym chylę czoła, choć nie oszczędzał mojego brzucha na chirurgicznym stole. Żyję i mam się dobrze, mimo, że nowy szpital był wówczas równie odległy jak lotnisko pasażerskie. Moja matka ma zaćmę i jaskrę; nie miała tyle szczęścia co nasz zasłużony radny, lepiej widzi źdźbło aniżeli belkę, co mam nadzieję zmieni się u „Pelego”, mimo, że jego zacna małżonka pochodzi z tych samych kresów, co moja matka.

Dr Radwański nie zaznał luksusu pracy w nowym szpitalu. Dobrze, że pamiętano o nim, gdyż jest to człowiek wielce uczciwy i zasłużony dla miasta. Jego benefis nie był chyba tak kosztowny i okazały jak inne w tym czasie, no ale skalpel to nie fortepian…

Tu chyba należy pogrozić nieco palcem w stronę…no, wiadomo, gdyż są chwile, kiedy należy darować sobie animozje i polityczną zaciekłość, a sędziwe urodziny powinny być okazją przede wszystkim do osobistych życzeń dla doktora Wita, a nie okazją do osobistych wycieczek w stronę innych doktorów, z którymi notabene jeszcze niedawno, przy innej okazji siedziało się przy jednym stole, notabene kanciastym!

Życie dopisuje swój nieuchronny scenariusz, nieubłaganie ukazujący czym jest zdrowie. Niemalże jednocześnie los dopadł dwie znane w stolicy Podhala osoby. Mowa o p.Lidii Witkowskiej-Jarmolińskiej i p.Adamie Worwie. Osoby w tym samym wieku (64), ale z dwóch biegunów społecznych, politycznych, religijnych. Ale osoby te na swój sposób odegrały pewną rolę w życiu tego miasta, w różnych jego okresach, a role te nie mnie oceniać, choć z obu byłem w dobrych relacjach.
Życie nie miało dla nich litości, miejmy więc my litość nad samymi sobą, gdyż o nich/o nas kiedyś nikt nie będzie pamiętał, oprócz najbliższych. Bo tak jak w Bośni i wszędzie na świecie, gdzie toczy się jakaś wojna, zostaną zgliszcza i wypalone oczodoły domów, w których panował kiedyś spokój, a w których zabrakło miłości..

Szpitalny lęk
Zgiełk ulic, którego nie słychać zza szyby,
nie ważne, co dzieje się w tej okolicy;
a może zawrócić, cofnąć się, bo gdyby...
Ale czy można zostać w ślepej ulicy ?
Złośliwy wiatr zasypuje oczy kurzem,
stłoczone stado karoserii omiata
i ściera graffiti na szpitalnym murze;
przed wejściem chłodny szal na głowę zaplata.
Za umęczonymi cierpieniem szybami
zgniecione uśmiechy umęczonych twarzy,
niepewny los przełożony papierami,
bo może z nich coś pewnego się wydarzy.
Pełznie cierpienie i los korytarzami;
korytarze – duszne, pełne obaw, lęku,
na korytarzach drzwi,i ludzie przed drzwiami .
Ludzie, pełno ludzi – szary tłum bez wdzięku.
Im dalej w mury i im dalej początku,
tu cisza jakby większa, jakby złowroga,
wymięte kitle w oddziałowym porządku ,
niedbałym mopem rano wytarta droga.
Znów drzwi ruchome – przeszkody zaporowe,
jak ślepca oczodoły w punkt skierowane,
za drzwiami nadzieja na sny kolorowe,
na oddech pełną piersią nad ranem.
I łóżko na kółkach, taboret i szafka
minikrólestwem na chwilę się mieni,
łyk wody z kubka jak małmazji karafka,
gorycz lekarstwa w kącikach ust żółć pieni.
Kamienie pod poduszką kaleczą głowę
gdy pośrodku nocy sen wciąż nie nadchodzi.
nieznanych pytań odpowiedzi gotowe;
chorzy/zdrowi, niepotrzebni – starzy/młodzi...

Naszą misją jest uczciwe pisanie o tym, co widzimy, tego uczyło mnie Wielopole, a więc red. Bruno Miecugow i red. Ryszard Niemiec (którego znów wybrali prezesem małopolskiej piłki nożnej- pozdrawiam Cię, Rychu!) Prosta piłka – to krótka piłka. Lepiej jednak być rezerwowym w Legii, niż Pelem w LKS Krzaki.

Lepszy rezerwowy, kąśliwy i błyskotliwy felietonista/tka, niż etatowy nudziarz; wnikliwej prostoty ocen nauczył mnie mój ukochany promotor z UJ, prof. Stanisław Grodziski, dziś życzliwy recenzent moich książek.

To właśnie On zauważył, że z upływem lat należy cenzurować swoje marzenia – coraz surowiej… Jeśli się nie żyje tak, jak się myśli, to się myśli tak, jak się żyje.

Najgorzej, gdy schizma dotyka osób, zabawiających się podwórkową polityką, którzy dzielą się na takich, którzy czują się odpowiedzialni przed narodem oraz takich, którzy czują się odpowiedzialni za naród. Lepsi są ci pierwsi - oby ci drudzy choć w drobnym ułamku byli odpowiedzialni przed własnym sumieniem!

Ciąg do świecznika najlepiej znają ćmy, drogę do sukcesu winni poznać wszyscy, bez względu na to, czy jadą na białym koniu, reniferze lub motorze…

Bądź więc, droga Sabino, nadal tym rezerwowym felietonistą i wchodź do gry w odpowiednich momentach, strzelaj celnie kiedy trzeba, gdyż statystyki nie pamiętają ile minut spędził Smolarek na boisku, ważne ile strzelił goli i komu. A gole strzelone ważnym przeciwnikom liczą się szczególnie!

Chętnie znów coś napiszę, choć z góry spodziewam się odwetowego jazgotu, ale nic to, póki jestem kąsany po łydkach – wyżej sobie nie pozwolę. Zresztą i tak tego teraz nie przeczytam, bo znów mnie wodzi po świecie… Póki co, do spotkania na Jarmarku Podhalańskim – do tego czasu znowu miescany cosi powycyniajom!

Wielce oddany – Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
komentarze
kot14.07.2008, 20:36
Odpowiedź - klasa sama w sobie.
Szacunek.
Jacek Sowa13.07.2008, 14:09
Moim komentarzem jest brak komentarza, bo to tak, jak dyskutowanie z echem w lesie. Echo jest bezimienne, ja zaś zawsze mam odwagę podpisać się pod swoim własnym zdaniem, do którego każdy ma prawo...
I mogę to czynić na środku nie tylko nowotarskiego Rynku, zamiast się odszczekiwać zza firanki - nie mam powodu do ukrywania się. Nawet przy piwku z rzeczonymi włodarzami miasta, którym nie zazdroszczę ani pensji ani pracy pomiędzy widłami (Dunajców oczywiście!) - przyjaciele są z wyboru , obustronnego zresztą, a mam ich jeszcze niemało !
PiSać każdy może, nie każdy musi czytać. Antagonistów pozdrawiam, życzliwych zapraszam do ksiegarni w Rynku, gdzie niedrogo mogą nabyć efekty mojego grafomaństwa. Jednym FE, drugim LU !
Fela10.07.2008, 12:31
Drogi Tadeuszu, nie lękaj się o mój stan zdrowia i nie trywializuj schizofrenii - to wyświechtany argument a choroba poważną. To po pierwsze. Po wtóre nikt nikomu nie zabrania niczego (odwrotnie niż to bywało onegdaj, że tylko nieliczni mogli być redaktorami, dyrektorami, sekretarzami i głosić jedynie słuszne tezy by ludziom żyło się lepiej i dostatniej - niekoniecznie zgodnie ze swymi kompetencjami). Daleki też jestem od mitologizowania styropianu. Ale jedno mi pozostało i staram się do tego stosować - to coś co zowie się samokrytyką. I zaręczam bez tego ani rusz. Bo tam dalej to kraina bełkotu i udawania, że się jest kimś lepszym. A to wymaga absolutnej równowagi i mierzenia do ideałów, jeżeli się je posiada. Odwaga też staniała ... cóż zabrakło gdzieś tam przyzwoitości by w tej mętnej wodzie nie zagubić kilku pereł. Wybacz Twój idol pochodzi naprawdę z innej bajki - może skundlonej, ale wolę być kundlem niż farbowanym pudlem z czerwoną kokardką. To se ne wrati Tadi !
nowotarżanka10.07.2008, 11:27
Kolejny raz /na szczęście niezbyt często/ p. Jacek Sowa "przywołuje do porządku" Mieszkańców Nowego Targu!
Pańskie oceny dnia dzisiejszego w Nowym Targu, z perspektywy Warszawy, bądź podróży po Europie i świecie, są oderwane od rzeczywistości. Dowód na to - pierwszy z brzegu, z Pańskiego felietonu, jest następujący: wielce szanowny Doktor Wit Radwański jak najbardziej pracował w nowym szpitalu! Pan zaś ubolewa, że nie zdążył w swym zawodowym życiu!
Jakiś czas temu, w nowotarskiej prasie czytałam Pańskie "pohukiwania" pod adresem Mieszkańców Nowego Targu, w kontekście Jarmarku Podhalańskiego. Pan sobie bardzo chwalił wówczas możliwość wypicia piwka z włodarzami Miasta na nowotarskim Rynku, przy okazji tej sztandarowej dla naszego Miasta imprezy. Nakrzyczał Pan na nas, /tzn.Mieszkańców/ że nie do końca akceptujemy formułę Jarmarku.
Dla nas Nowy Targ, to dzień dzisiejszy, z jego radościami i troskami ale także troska o jutro i pojutrze, na miarę XXI w.
Proszę więc poskromić swe mentorskie skłonności!
I jeszcze jedno.
Jestem absolwentką U.J. i byłam studentką prof.Grodziskiego. Muszę powiedzieć: dziwię się Panu Profesorowi!
Tadeusz F.10.07.2008, 11:20
Oj, Felu, zabraniasz Jackowi pisać? A kim ty jesteś. Recenzentka się znalazła i do tego schizofreniczka. Pisz może pod jednym nikiem, może choć na tyle odwagi Cię stać. Skoro tyle wiesz o przeszłości autora to pewnie i Tobie tamte czasy nie są zupełnie nieznane. Jak widać skundlenie przejawia się w rożnych formach. Ale głowa do góry! Po prostu - żyj dalej i pozbądź się złudzeń, że możesz komuś zepsuć dobry nastrój.
ps. No chyba, że chcesz się nam tu pochwalić swoją kombatancką przeszłością, bo oczywiście Ty jesteś niezłomnym bohaterem lat 80.
Fela10.07.2008, 10:48
Oj, Towarzyszu Jacku. Wam się tylko wydaje, że czas się zatrzymał - nawet w Nowym Targu, stąd i cyniczna sugestia jakoby bez zmian. Bez zmian widzę to mentalnie Towarzyszu Jacku Wam już tak pozostało z tych lat chmurnych, z tych lat durnych kiedy prowadziliście pochody 1 majowe z trybuny na nowotarskim Rynku u boku sekretarza Wójtowicza. A Wasz organ redaktorski - ech to była tuba propagandowa. Ale to też już zapomnieliśmy, bo czas w jakim przyszło nam żyć to czas hipokrytów i odbrązawiaczy. Absolutny relatywizm, ale w poczuciu misji dziejowej. Z dala bo aż ze stolycy. Potocznie to wszystko co Towarzyszu "twórczo" prezentujecie to podobno nazywają grafomanią i w waszym przypadku z pewnością narcyzmem. I lepiej już nie piszcie tych donosów. Piszcie dla siebie do sztambucha. To wystarczy. Z partyjnym pozdrowieniem - niech żyją neofici i lukrowane aniołki.
pierzyna :o)10.07.2008, 09:44
"Jeśli się nie żyje tak, jak się myśli, to się myśli tak, jak się żyje" - ten tekst powinien być wytłuszczony, rewelacja.
Feluś10.07.2008, 08:29
Panie Jacku sympatyczny! Pamietam Pana jako działacza partyjnego z lat osiemdziesiatych i wcześniejszych.Proponuję, by opisał Pan szczerze , krytycznie i życzliwie swoje partyjne środowisko z tamtych lat, wtedy miałby Pan prawdziwych czytelników i byłby to cenny przyczynek do dziejów naszego miasta.
ulant10.07.2008, 07:09
Witam i pozdrawiam zacnego Rodaka na "obczyźnie"! Dawno nie czytałam tak celnej riposty, tak słusznego, wyważonego acz z lekka (staram sie byc delikatna) ironicznego (co wskazane w tym przypadku) zrecenzowania tego, co sie w naszej mieścinie dzieje! Kiedy w końcu zaczniemy widzieć w oku własnym kłody prędzej niż drzazgi w sąsiadowym! Mam nadzieje, że przyjdzie mi jeszcze nacieszyc oko trafnym spostrzeżeniem ubranym w równie subtelne jak i dobitne słowa! Pozdrawiam - baba z kuchni.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl