NOWY TARG. Za kilka dni początek nowego roku szkolnego. W Nowym Targu tzw. "miejska inauguracja" - nastąpi w poniedziałek w Szkole Podstawowej nr 10 na Klikuszówce. Ale ja dziś nie myślę o inauguracji, ale o notorycznym zwalaniu na niewinnych ludzi konsekwencji roszczeń pracowników budżetówki.
Związki nauczycielskie jeszcze przed wakacjami zapowiadały, że mogą w pierwszych dniach września przystąpić do strajku. O co chodzi? O podwyżki, o emerytury pomostowe i o zachowanie - w niezmienionej formie - Karty Nauczyciela. Jeśli tego nie dostaną - zapowiadają strajk. Na wszelki wypadek warto było się upewnić, czy 1 września szkoły będą otwarte. Będą. Małopolska wicekurator oświaty potwierdza, że związkowcy z ZNP poinformowali wszystkich dyrektorów szkół z województwa, że 1 września nie będzie akcji protestacyjnej w szkołach, ale będzie pikieta w Warszawie, w której nie będą uczestniczyć - cytuję "czynni, pracujący nauczyciele." Reszta idzie do pracy. A co się stanie jeśli rozmowy związku zawodowego z rządem nie będą dla nauczycieli zadowalające? Będzie strajk. Zapewne tak, jak w maju - wdrożona zostanie procedura zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, a szkoły będą organizować dzieciom zajęcia opiekuńczo-wychowawcze. Niby nic takiego złego się nie stanie, ale dlaczego to dzieci pozbawiane są podczas strajku - normalnego toku nauczania? Mają one jakiś wpływ na decyzję ministra oświaty, albo rząd?
Jak strajkują pielęgniarki to grożą odejściem od łóżek. Wprawdzie nigdy nie odchodzą, ale ich groźba dotyka ludzi chorych. Mają oni jakiś wpływ na minister zdrowia, albo na rząd? W takich sytuacjach media solidaryzujące się z ciężko pracującymi i marne opłacanymi kobietami - prześcigają się w publikowaniu wypowiedzi pacjentów, którzy zbolałymi głosami popierają żądania pielęgniarek. Ale to - oprócz włażenia z mikrofonem i kamerą do łóżka chorego i pokazywanie go w przykrych dla niego okolicznościach - nie przyniesie sprawie żadnej korzyści. Nazywa się to "ukazaniem społecznego poparcia" i ma znaczenie /iluzoryczne/ jedynie w czasie kampanii wyborczej.
Może niektórym sie marzy strajk policjantów. Ale im ustawa zabrania strajkować. Dlatego stosują fortel - manifestacyjnie i grupowo biorą urlopy, albo udają chorych i nie przychodzą do roboty. Komu robią na złość? Komendantowi? A może ludziom, którzy na interwencję i przyjazd radiowozu czekają jeszcze dłużej niż zwykle, bo posterunek, czy komenda - nie ma ludzi by ich wysłać na wezwanie. A czy napadnięty, albo właśnie ograbiony człowiek ma wpływ na wysokość pensji policjanta?
Zresztą nie tylko budżetówka robi nam takie numery. Jak strajkują w fabrykach, a z racji przestoju właściciele ponoszą straty, to odbijają sobie na cenach towarów. Kto płaci? Klienci. To samo było z kopalniami. Jak strajkowali - to węgiel drożał. A czy klienci mają wpływ na zarząd kopalni, albo na dyrekcję fabryki?
Są i urzędnicy. Ale to osobny rozdział. Tu przede wszystkim na uwagę zasługuje odpowiedzialność, jakiej nie ponoszą za podejmowane przez siebie decyzje. Zresztą, by utrzymać się w konwencji finansowej - pamiętam poprzedniego Sekretarza nowotarskiego Urzędu Miasta. To był oryginał. Będąc członkiem Rady Nadzorczej pewnej spółki prawa handlowego - wypowiedział się na temat podwyżek dla pracowników tejże firmy. A mówił tak: "Urzędnicy w magistracie od dwóch lat nie mieli podwyżki, to inni też nie powinni dostać". Zapomniał tylko, że spółka sama wypracowuje sobie kasę. I tantiemy nie zawsze idą na "nadbudowę". "Baza" też coś dostaje. Bo ludzi trzeba szanować. A nie trzymać w szachu i kazać im "cierpieć w imię solidarności".
Konkluzja jest jedna: protestujący utrudniają życie niewłaściwym osobom. Konsekwencje protestów powinny być odczuwalne przez tych, którzy decydują i mają możliwość rozwiązania problemu.
Sabina Palka