"Zabójstw, mordów, gwałtów, rabunków i innych czynów zabronionych nie da się niczym uzasadniać i usprawiedliwić. Należy je skrupulatnie wyjaśnić i podać do publicznej wiadomości" - pisze w liście do Czytelników Podhale 24 - Ludomir Molitoris, Sekretarz Generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce.
Kilka dni temu pisaliśmy o tym, że pracownicy Ustavu Pamäti Národa, odpowiednika polskiego Instytutu Pamięci Narodowej - wszczęli postępowanie, dotyczące działalności podhalańskiego partyzanta Józefa Kurasia „Ognia”. Słowacy oskarżają jego oddział o zbrodnie na słowackim Spiszu i Orawie. Artykuł Polsko-słowacki spór o "Ognia". Słowaccy historycy chcą przejrzeć archiwa IPN sprowokował kilkadziesiąt komentarzy. Teraz głos zabrał Sekretarz Generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce Ludomir Molitoris. Oto jego list: W związku z zainteresowaniem, informuję, że materiały odnośnie przestępstw Józefa Kurasia „Ognia” znajdują się w Archiwum Oddziału IPN w Wieliczce, gdzie są setki dokumentów potwierdzających fakt, iż Józef Kuraś „Ogień” nie działał zgodnie z prawem. Wydał bowiem w latach 1945 - 47 około 340 wyroków śmierci na swych sąsiadów, Żydów, Słowaków, które stemplował pieczęcią AK z orłem w koronie, skradzioną prawowitym jej posiadaczom. Jak wiemy, AK została rozwiązana już 19 stycznia 1945 r., rozkazem gen. Okulickiego. Czy zatem mógł działać w imieniu nie istniejącej formacji, nie fałszował czasem dokumentów? Jak można czegoś takiego nie wyjaśnić? Jak jest możliwe, że historycy IPN-u nie chcą zwrócić uwagi na jeszcze jeden szczegół, niezmiernie ważny w całej sprawie - na fakt dezercji Kurasia z AK, co nastąpiło w grudniu 1943 roku oraz na wyrok śmierci, jaki za niewykonanie rozkazu spadł na głowę kaprala J. Kurasia. Wyrok, podkreślam, wydany przez AK i zatwierdzony przez cywilnego delegata Rządu Londyńskiego na Kraj. Ja oczekuję odpowiedzi na pytanie, które stawiam w imieniu ludności słowackiej żyjącej na Spiszu. Pytam o konkretne mordy w Nowej Białej - obrabowanie i uprowadzenie 16 kwietnia 1946 r. czterech Słowaków: Jozefa Chalupki, Jana Labšanský’ego, Jana Kraka i Jana Ščurka; Franciszka Madei z Kacwina (zamordowanego 12 listopada 1946 r.), Michala Kužla z Niedzicy (zamordowanego 12 listopada 1946 r.), Jana Kovalčíka z Łapsz Niżnych, Pawła Bizuba, młynarza z Trybsza (zamordowanego 24 stycznia 1946 r.), któremu dodatkowo skradziono 6 świń, dwa konie i słoninę? Nie sposób wymienić wszelkich aktów bezprawia, jakich banda „Ognia” się na Spiszu dopuściła, gdyż napadów było aż około 120, i to w okresie niespełna dwóch lat! To był terror i prześladowanie, które przyczyniło się do wypędzenia około 6.000 autochtonicznych mieszkańców Spisza narodowości słowackiej. Przypadki takich zachowań Kurasia odnotowane są również w materiałach archiwalnych zgromadzonych w Archiwum IPN w Wieliczce.
Pozwolę sobie przy sposobności zapytać - a co z innym mordami, jakich Kuraś i jego podwładni dopuścili się na innych, na Żydach, na swoich sąsiadach Polakach? Chociażby na Janie Lachu z Kluszkowiec, o gwałcie jego trzech córek na oczach całej rodziny? Warto się zastanowić! Być może nieznana jest sprawa mordu na Łatankach Gronkowa (i ich sąsiadach). Zdarzenie miało miejsce 30 grudnia 1945 r. w Gronkowie. Pisał o tym w artykule Sylwester 1945 r. w Gronkowie ks. dr. hab. Władysław Zerębczan, obecnie pracownik Archiwum Watykańskiego w Rzymie. Warto przeczytać, można poznać trochę faktów o „chwalebnych” dokonaniach „Ognia” i jego oddziału.
W związku z łatwością, jaką dyskutanci obarczają słowacką ludność Spisza i Orawy odpowiedzialnością za zdarzenia jakie miały miejsce we wrześniu 1939 r. informuję, że ludność cywilna tych regionów nie ponosi żadnej odpowiedzialności za zdarzenia, jakie rozegrały się na południowych granicach w latach 1938-39, gdyż żadna decyzja polityczna w sprawie przebiegu granic na Spiszu, Orawie i w Czadeckiem nie zapadała na Spiszu, względnie Orawie. Pytam zatem ponownie, czy za działania Republiki Słowackiej, która wkroczyła do Polski we wrześniu 1939 w odwecie za aneksję Javoriny, Suchej Hory, Lesnicy, Skalitego, Svrčinovca i kilku innych skrawków w 1938 r., współdziałając z Hitlerem (zgłoszone na dzień po podpisaniu haniebnego Traktatu Monachijskiego) można obarczyć odpowiedzialnością zbiorową ludność cywilną, obywateli polskich narodowości słowackiej? Mógł to zatem robić Józef Kuraś „Ogień” ? Zdecydowanie nie.
Czytelników Portalu Podhale24.pl chciałbym poinformować, że w kampanii wrześniowej brało udział około 3000 Słowaków mieszkających do 1939 roku w Polsce. Jest sprawą oczywistą, że brali udział w wojnie obronnej w jednostkach Wojska Polskiego. Żaden z polskich Słowaków ze zrozumiałych zatem względów nie atakował Polski, lecz ją bronił. Do niewoli zostało wziętych 550 osób. Zostały one uwolnione na skutek późniejszej interwencji władz słowackich. Żaden polski Słowak nie atakował jednak Nowego Targu. Niczego takiego nie było. Obecne ataki na Słowaków to działania, celem których jest wywołanie nieporozumień narodowościowych na Spiszu i Podhalu.
Częste obarczanie ludności Spisza i Orawy odpowiedzialnością za czyny, które nigdy nie miały miejsca i które nie są poparte żadnymi dowodami, jest niezmiernie bulwersujące. Z przykrością o takich twierdzeniach przeczytałem na Portalu Podhale24.pl. Konstatacje te są to jednak zupełnie nieuzasadnione i są celowo, względnie programowo - upublicznianie. Na przykład Jerzy M. Roszkowski, pracownik Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, twierdzi wręcz, że księża z terenów Spisza i Orawy byli w okresie wojny oddawani w ręce hitlerowców, z rąk których ginęli w obozach zagłady - popatrz: O zagadnieniu polsko-słowackiego pogranicza Orawa 1995, nr 33, s. 61) i jako przykład podaje nazwiska: Głuszek, Jan Góralik, Antoni Sikora, Józef Sosin i Józef Świstek. W cytowanej pracy twierdzi również, że Polaków wyłapywano i przekazywano Niemcom. Nie ma to zupełnego pokrycia w rzeczywistości. Żaden z wyżej wymienionych nie zginął z powodu działań, względnie donosów Słowaków, a ks. Antoni Sikora (administrator parafii Jurgów do 1940 r.) i ks. Józef Świstek (administrator Niedzicy do 1940 r.) nie byli nigdy w niemieckich obozach koncentracyjnych. Z księżmi Józefem Głuszkiem, Janem Góralikiem i Józefem Sosinem było podobnie. Wprawdzie zostali przez Niemców osadzeni w obozach, jednak nie w wyniku działań Słowaków żyjących na Spiszu i Orawie. Z publikacji księdza Wiktora Jacewicza Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską 1939-1945 dowiadujemy się, że ksiądz Józef Głuszek, wikary parafii Chochołów (sic!), został przez Niemców aresztowany 4 września 1939 r. Jego związków Orawą, względnie Spiszem nie można ustalić. Ksiądz Jan Góralik, proboszcz parafii Podwilk, został przez Niemców uwięziony jako kapelan rezerwy Wojska Polskiego 2 września 1939 r. i zmarł 26 października 1942 r. w Dachau na flegmę naturalną, zaś ks. Józef Sosin, administrator parafii Chochołów (sic!), został aresztowany przez Niemców 4 września 1939 r. i przez tychże zastrzelony w Dachu 17 lutego 1941 r. Jego związków Orawą, względnie Spiszem również nie można ustalić. Wokół twierdzeń Jerzego M. Roszkowskiego narosło zatem wiele nieporozumień i nieprawdziwych przekazów publicystycznych, niestety.
Niezmiernie wielką aktywnością we współpracy z polskim podziemiem wykazał się Pavol Čarnogurský, poseł na Sejm Republiki Słowackiej, pochodzący z Malej Frankowej i jego brat Jakub, nauczyciel w Kacwinie. W następujący sposób działalność tę wspomina jego córka Mária Slivková: Ojciec wiedział o grożącym polskim politykom niebezpieczeństwie. I wtedy ministra Hubickiego wraz z żoną i dwoma innymi polskimi dygnitarzami przywiózł potajemnie do Malej Frankovej - ponieważ był posłem i wykorzystywał immunitet parlamentu - gdzie rodzice wybudowali sobie dom. I przechowywał ich w tym domu i w budynku szkoły. Zaopatrzył ich w fałszywe dokumenty. I tak w czasie wojny ochraniał Polaków, a także żydowskie rodziny. W małej wiosce uratował blisko 200 osób. (M. Kubera Żyć na tej ziemi, Warszawa 1996, Telewizja Polska Program 1, reportaż wyemitowany dnia 2 stycznia 1996 r.)
Warto o tym pamiętać!
W związku z faktem, iż niektórzy kwestionują moje kwalifikacje, informuję, że aktualnie prowadzę szczegółowe badania bezprawnych działań i mordów dokonanych przez bandę Ognia. Wyniki wcześniej, czy później ogłoszę. Dziwi mnie jednak fakt, iż odmawia mi się prawa do udziału w publicznej dyskusji. Postawiłem pytania, postawiło je Towarzystwo Słowaków w Polsce i niezmiernie się dziwię, że historycy zatrudnieni państwowej instytucji, w Krakowskim Oddziale Instytutu Pamięci Narodowej, zamiast wyjaśniania sprawy, do czego są ustawowo powołani, atakują mnie. Czy w Polsce nie można już stawiać publicznych pytań? W imię jakich racji? Dlatego, że przed pomnikiem w Zakopanem uklęknął 13 sierpnia 2006 roku prezydent RP?
Zabójstw, mordów, gwałtów, rabunków i innych czynów zabronionych nie da się niczym uzasadniać i usprawiedliwić. Należy je skrupulatnie wyjaśnić i podać do publicznej wiadomości. Zamykanie drzwi, wyrzucanie z konferencji i odmawianie dialogu - podobno w imię czystości, rzetelności i niezależności nauki - jest czymś niespotykanym. Odnoszę wrażenie, że niektórzy wrócili do lat 50-tych, do czasów, które słusznie potępiają.
Z poważaniem
Sekretarz Generalny
Towarzystwa Słowaków w Polsce
Ludomir Molitoris