Same zgliszcza pozostały po rannym pożarze bacówki w Witowie. Drewniany budynek zamieszkiwany przez starszego mężczyznę spłonął doszczętnie. Właściciel w stanie ciężkim został zabrany do szpitala im. Rydygiera w Krakowie. Był przytomny, ale posiadał silne oparzenia prawie całego ciała.
Uratowały go dwie młode kobiety z Witowa, które jadąc do pracy w Zakopanem, zauważyły pożar. Wydostały mężczyznę z ognia, ugasiły płonące ubranie oraz zawiadomiły straż pożarną i pogotowie. Zgodnie z zaleceniami dyspozytora pogotowia ratunkowego, próbowały również schłodzić ciało mężczyzny wodą, którą otrzymały od kierowców przejeżdżających samochodów. Gdyby nie ich pomoc, mężczyzna mógł spłonąć żywcem.Okoliczni mieszkańcy mówili o serii wybuchów, które zainicjowały pożar. Słyszały je również ratujące mężczyznę kobiety. Jednak strażacy podczas przeszukania pogorzeliska znaleźli tylko jedną, niewielką, w dodatku całą butlę turystyczną z gazem. Innych, tym bardziej uszkodzonych w wyniku wybuchu, nie było. - Informacje o wybuchach butli z gazem są przedwczesne lub nieprawdziwe - mówi kpt. Andrzej Król-Łęgowski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Zakopanem. Efekt wybuchu, przypuszczają strażacy, mógł być spowodowany przez silnie wyschnięte, żywicznego drzewo, które gdy zaczyna się palić, to "strzela".r, pk/