NOWY TARG. Dyrektor Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II Krzysztof Kiciński w rozmowie z Podhale24 mówi o zaciskaniu pasa, ograniczeniu świadczeń medycznych, oddłużaniu szpitala i zjawiskach paranormalnych.
Podhale 24: Jaki był ten rok? Krzysztof Kiciński: - Najcięższy z tych trzech. Przyzwyczailiśmy się do dobrobytu. Dla nas niebezpieczeństwo utraty płynności finansowej było już wspomnieniem, a tu nagle ten koszmar zaczął nam zagrażać. To był rok morderczej pracy po to, by nie powrócić w stare koleiny. Stąd program stabilizacyjny. Zresztą nierealizowany w całości z różnych powodów. Ale z Krzysztofem Sudołem naprawdę wykonaliśmy w tym roku taką prace, że możemy spokojnie patrzeć na przyszły rok. Nawet jeślibym miał tu być tylko do listopada. Odchodzi Pan?
K. K.: - Nie. Z własnej woli nie. Ale przecież będą wybory. Nie jestem naiwny. Wszystko się może zmienić. Zresztą jestem spokojny, bo Krzysztof Sudoł mógłby sam już kierować szpitalem. Nie jest ważne kto będzie dyrektorem szpitala. Ważne jest czy zajmie się kierowaniem właściwie. To nie fabryka śrubek. Szpital ma przede wszystkim przynosić ludziom ulgę w cierpieniu i leczyć. Ktokolwiek będzie moim następcą - oby to rozumiał.
Skoro o odejściach i zwolnieniach mowa, co z pracownikami?
K. K.: - Spokojnie. Nie będzie w tym roku zwolnień. W ubiegłym tygodniu rozpoczęliśmy rozmowy ze związkami zawodowymi, bo szukamy oszczędności w każdym sektorze. Na styczeń będziemy mieć ściśle zdefiniowany plan oszczędności. Także na kosztach pracy. Ale proszę pamiętać, że to niekoniecznie oznacza zwolnienia i wcale nie znaczy, że obniżymy zarobki.
Więc w jaki sposób?
K. K.: - Jeszcze nie powiem. Nie będę na razie wszystkim podpowiadał jak to się robi.
Jaki będzie wynik finansowy nowotarskiego szpitala na koniec roku?
K. K.: - Teraz jest 800 tys zł na plusie. Licząc od stycznia do września. Teraz czeka nas odbudowywanie tegorocznych rezerw po to, by w przyszłym roku "zaciskanie pasa" nie było takie dotkliwe, jak mogłoby być. Przedstawimy starostwu program restrukturyzacji szpitala w kontekście finansowym.
Będzie bolało?
K. K.: - Nie. Wręcz przeciwnie. Chcemy na tym etapie doprowadzić do oddłużenia szpitala. Duża część tych działań będzie dotyczyć poszerzenia oferty dla pacjentów. Jadę właśnie do Narodowego Funduszu Zdrowia i będę ich przekonywać, że w Nowym Targu pewne rzeczy mogą być lepiej wykonywane, niż w innych rejonach Polski południowej. Czeka nas jeszcze przywrócenie normalności w funkcjonowaniu neurochirurgii. Widzimy, ile dobrego się stało, że ten oddział jest tu. Ale oddział jest źle finansowany. Większość kłopotów wynika z karygodnie zaniżonego kontraktu.
Wpuścił Pan sporo "obcych" do szpitala - spółki, które wykonują tu usługi medyczne. To konieczność, czy najlepsze rozwiązanie?
K. K.: - Rynek pracy ma swoje prawa i reguły, którymi się rządzi. Jak nie możesz znaleźć czegoś na miejscu, szukasz gdzie indziej. Ten szpital był budowany z rozmachem. To miało być coś więcej niż szpital powiatowy. Trudno znaleźć specjalistów na miejscu. Paradoksalnie - strajk sprzed dwóch lat pozwolił mi znaleźć specjalistów. Od lipca 2007 roku, kiedy zostało podpisane porozumienie z protestującymi - dynamicznie przyrasta nam zakres świadczeń zdrowotnych. Pamiętamy ile pięter było niewykorzystanych. Pustych, ale kosztujących. A lekarzy pozyskałem na różny sposób - albo na kontrakty indywidualne, dyżurowe, albo przez firmy, które sobie założyli.
Nie brakuje więc specjalistów w szpitalu?
K. K.: - Brakuje. Raz, dwa razy do roku, gdy NFZ zaostrza kryteria - wtedy szukamy specjalistów, by utrzymać kontrakt.
Szpital - holding. Każdy sam stara się o kontrakt z NFZ?
K. K.: - Trzy firmy, które korzystają z naszych pomieszczeń mają własny kontrakt. Ten nowy podmiot, dzięki któremu mamy rezonans magnetyczny - także. Proszę pamiętać o charakterystyce finansowania. Za badania, które zleci szpital, szpital musi zapłacić. Inna sprawa - sposób zatrudniania lekarzy. To rozwiązanie zastałem przychodząc do szpitala i nie chce go zaniedbać. Szpital w Nowym Targu miał mnóstwo ułomności - nie mówię tego w kategoriach winy - ale sposób zatrudniania w poradniach specjalistycznych zwracał uwagę, bo nie obciążał nas długiem. A tam akurat łatwo o zadłużenie. Chwała temu, który to wymyślił. Nie chcemy tego zaniedbać.
Szpital ma długi...
K. K.: - Niby tak. Około 30 milionów zł w tej chwili, bo do puli zobowiązań doszły te, które związane są z ratowaniem życia i które wciąż nie są zapłacone. Ale będą. Mamy na to gwarancje nie tylko z NFZ ale i z ministerstwa zdrowia. Ten dług jest kontrolowany, nic nie jest robione na żywioł. Skredytowaliśmy działalność na kilka milionów i o tyle zwiększyło się nasze zadłużenie, a więc zobowiązania pozostają na poziomie wynikającym z umów zawartych z bankami. Gdy się okazało, ze nie możemy dalej kredytować działalności funduszu - zmieniliśmy taktykę i mocno ograniczyliśmy świadczenia.
K. K.: - Póki co - napotykamy na żal połączony jednak ze zrozumieniem. Nie będę tego stanu utrzymywać ani dnia dłużej, niż tego będzie wymaga sytuacja. Między styczniem, a marcem kwota 5-7 mln zostanie przelana z kont Funduszu na konto szpitala.
Ale sporo długu i tak zostanie.
K. K.: - Nie każde zobowiązanie jest długiem - w kontekście finansów publicznych. Dostaje pani rachunki za usługi. Będzie pani dłużnikiem dopiero wtedy, gdy nie zapłaci tego rachunku w określonym terminie. Sam rachunek jest po prostu zobowiązaniem prawidłowym. Nasze kredyty bankowe nie są długiem tylko zobowiązaniem. Które spłacamy. I jeśli nie zdarzy się kataklizm - nie wiem - cyberatak na NFZ, wysadzenie szpitala albo definitywne zasypanie śniegiem schodów szpitalnych (uśmiech) - to wynik zapisany w planie finansowym zostanie osiągnięty. A zaplanowaliśmy plus 200 tys zł.
Koniec roku to od kilku lat - lęk pacjentów, że szpital ich nie przyjmie, bo kontrakty się wyczerpały...
K. K.: - Lęk niszczy. Ma swoje źródło w szatanie. Staram się go odrzucać, bo burzy dystans do problemów. A wtedy popełnia się błędy. Byłem święcie przekonany analizując wskaźniki gospodarcze, że tąpnięcie nie będzie tak duże jakim się okazało.
Na początku września NFZ oświadczył, że zmienia sposób rozliczania umów ze szpitalami i płaci tylko za procedury ratujące życie. Za te planowane - już nie. Groził Pan, że odda sprawę do sądu.
K. K. : - Wniosek został złożony. NFZ został wezwany wezwany do ugody. Mam nadzieję ugodę uzyskać. Nie kwestionuję samego szukania oszczędności. Kwestionuję - omijanie prawa. Jeśli wprowadzimy aneksy, wtedy okaże się że prawo działa wstecz. Zresztą nie spodziewam się, by Fundusz ugodę przyjął. Wtedy jest drugi krok: zwrócimy się do sądu o ustalenie treści umowy. To potrwa miesiąc dłużej. Na razie apeluję by "zeszli z tej drogi" bo staną w obliczu sytuacji, że sąd skłoni ich do zmiany treści umowy.
Kilka miesięcy temu starał się Pan o stanowisko szefa NFZ. Czyli miał Pan pomysł na radzenie sobie z takimi kłopotami.
K. K.: - Miałem inny pomysł na uporanie się z sytuacją. Ale to już historia, bo życie pokazało co innego. Suma summarum chwaliłem Boga za to, że nie wygrałem konkursu. A od 4 września to prezes NFZ chwali Boga, że nie wygrałem. Jestem legalistą. Nie zgadzam się na łamanie prawa. Złożyłbym po prostu sam rezygnację, bo nie zgodziłbym się na realizowanie takiej procedury.
Swoje roszczenia wysuwa też względem nowotarskiego szpitala - placówka w Rabce-Zdroju.
K. K.: - Na razie jest to wezwanie do zapłaty miliona 30 tysięcy zł. Zastanawiam się, czemu nie dziecięciu milionów. Niestety nie wiemy z jakich zjawisk paranormalnych ta kwota tak została zdefiniowana. I póki się nie dowiemy jakie były mechanizmy wyliczenia, nie zapłacimy. Zawarta ze szpitalem w Rabce umowa ściśle definiowała kwestie płatności. Jeśli już o tym mówimy, to były to kwoty o rząd niższe. Czeka nas ciekawa sprawa sądowa. Zresztą niech przemówią fakty. Nie zostałem dwukrotnie wpuszczony na kontrolę, kwestionowane są moje uprawnienia, nie przesłano mi dokumentacji - to co ja mam robić? Im głośniej ktoś krzyczy, tym więcej mam zapłacić? Na pewno nie. Mówią, że Kiciński to wariat. Może. Ale nie aż taki, by wydawał wielkie kwoty, nie wiedząc za co. Szpital nowotarski po prostu zatrzymał część pieniędzy jako zabezpieczenie niezapłaconych faktur za dzierżawienie sprzętu i aparatury medycznej. Rabka idzie do sądu ze stwierdzeniem, że ta umowa nas nie wiąże. A kwota długu rabczańskiego szpitala wciąż będzie rosnąć, aż do tego poziomu zabezpieczenia. Na razie szpital rabczański jest nam winien ponad 100 tys zł - tylko z tej jednej umowy. Pozostałe zobowiązania to prawie drugie tyle.
Minister zdrowia Ewa Kopacz zamierza wzywać na rozmowy do siebie dyrektorów wszystkich szpitali w kraju. Ma was motywować do lepszego zarządzania i dyscypliny budżetowej. Został Pan już zaproszony?
K. K.: - Jeszcze nie. Chętnie porozmawiam z panią Ewą. Przyjmę zaproszenie nawet do piekła. Ale tak poważnie - mocno się ubawiłem tą zapowiedzią. Jeśli ma zamiar spotkać się z wszystkimi dyrektorami, to zajmie jej to czas do końca kadencji. Nic więcej nie mogłaby już zrobić, tylko by rozmawiała. Może to i dobrze....
Na razie jedzie Pan dziś do NFZ. Po co?
K. K.: - Jadę na ich zaproszenie porozmawiać o tym, co nas czeka w przyszłym roku, w kontekście przekształcenia MORO i przejęcia przez szpital zadań ośrodka. Nie jadę bojowo nastawiony. Jadę z pomysłem. Dyrektor NFZ jest otwarta na merytoryczne argumenty, więc o finał rozmów się nie boję.
Dziękuję za wyjaśnienia.
Rozmawiała: Sabina Palka