NOWY TARG. - Hokej jest w mieście preferowany - twierdzi wiceburmistrz Eugeniusz Zajączkowski. - Do przetargu przygotowaliśmy modelową specyfikację i nikt się nie pofatygował, żeby ją przeczytać. Ale nadal słychać pokrzykiwanie, że miasto w ogóle nie pomaga hokejowi - dodaje.
Podczas posiedzenia miejskich komisji tematycznych, gdy omawiano kwestie przygotowywane na poniedziałkową sesję, radni sprowokowali dyskusję na temat ogłoszonego przez burmistrza przetargu na 3-letnie zarządzanie lodowiskiem. Przetarg był reakcją na oczekiwania spółki Wojas Podhale Nowy Targ, która od kilku sezonów skarży się na terminy mrożenia tafli przez obecnego administratora hali. Powoduje to co rusz konflikty na linii SSA - Zakład Gospodarczy Zieleni i Rekreacji. Mimo deklarowanego zainteresowania - spółka do przetargu nie stanęła. Ani nikt inny. - Oczywiście wszyscy mają pomysły jak efektywnie zarządzać, ale jak tworzymy okazję, to nic z tego nie wychodzi. Szkoda tylko pracy urzędników. Przetarg był "strzałem w pustkę". Zero zainteresowania. Żaden się nie pofatygował żeby zapytać, czy coś w specyfikacji zmienić. A w kuluarach się rozpowiada jaka niby niekorzystna była ta specyfikacja. Tymczasem były to wspaniałe możliwości dla administratora. Obiekt nie jest łatwy do zarządzania, a my nadal z tym administratorem będziemy się musieli poborykać - z tym tematem, i tymi naciskami, i klimatem. Sytuacja w tym środowisku nie jest zdrowa. Ciągle jest napięta, bo wciąż rosną apetyty na więcej i więcej. Już w poniedziałek na sesji będzie konieczność zatwierdzenia dopłaty do tego interesu 170 tys. zł, by obiektu nie trzeba było zamknąć przed końcem roku. Nikt z nas sobie nie wyobraża zamknięcia lodowiska z powodu braku środków - mówił zirytowany wiceburmistrz Zajączkowski. - Co do przetargu, to może nikt się nie zgłosił, bo specyfikacja była trudna, a forma prawna zarządzania może nie w pełni dla wszystkich jest zrozumiała - sugerował radny Jan Sowiński.
- Albo się czyta dokumenty ze zrozumieniem, albo się korzysta z pomocy inżyniera Krzysztofa Iskry - argumentował wiceburmistrz. - Nikt się nie pofatygował, by zapytać, a od zarania dziejów jest prawna możliwość zmiany specyfikacji. Wszędzie tylko tak zwani "opowiadacze bajek". SSA wiedziała, że im nic nie zabierzemy. Czekaliśmy żeby spółka zgłosiła się do przetargu. Jednego telefonu nikt nie wykonał ani do nas, ani do ludzi, którzy czekali. A to, co się opowiada w kuluarach - to są zagrywki nie fair. Żaden z nich nie miałby odwagi powiedzieć mi tego w oczy. Tymczasem specyfikacja była wręcz modelowa. Ale nie było adresata. Nie płaczemy, nie narzekamy. Ale nikt nam nie zarzuci, że nic nie zrobiliśmy, że się nie staraliśmy.
s/
A może jesteś taka przystojna jak agent Tomek?