FELIETON. "No, Proszę Państwa, tego to ja się nie spodziewałem. Wracam z majówki w Toruniu, wjeżdżam z Grela na Świętą Annę najdziwaczniejszym skrzyżowaniem w Mieście, a po prawej, nad sklepem, Miłosz! Wielki baner z wierszem" - pisze w felietonie Maciej Jachymiak, lekarz, były samorządowiec i polityk.
Który skrzywdziłeś człowieka prostegoŚmiechem nad krzywdą jego wybuchając
Gromadę błaznów koło siebie mając
(…)W tej zatęchłej mieścinie średniej wielkości, gdzie od lat kilku oficjalna kultura zawężana jest do zakrapianych imprezek, wstążek i wiatraczków… mural z poezją. Niełatwą. I jak celnie dobraną. Pierwsze dwie linie o PanuBurmistrzu, trzecia ogólnie o Naszej Watasze. A warto czytać dalej…
Obywatel mieszkający na styku Anny i Grelu od dawna organizuje drobne happeningi. Ale tym razem naprawdę zadał szyku! Tyle już lat… Nie pamiętam szczegółów sporu. Co gorsza, nawet lubię to skrzyżowanie. Bo lubię dziwne rzeczy. Ale jak go w końcu zrobią, rozpaczał nie będę.
Coś PanBurmistrz, mimo mistrzostwa w pisaniu przemówień, ma problemy z komunikacją. I to nie tylko z miłośnikiem poezji mieszkającym na rozstaju dróg.
Jak donosi pewien zacny i wiarygodny obywatel ostatnio PanBurmistrz skrewił ze spotkania dotyczącego likwidacji terenu zieleni na blokach. Wg Naszej Watahy ma być tam biblioteka, którą ww. Wataha wywaliła z Alei. Spotkanie miało być o godzinie 17. PanBurmistrz nie przybył. Podał, że z powodu wizyty u wojewody. Nieufny mieszczanin zadzwonił tamże i dowiedział się, że wizyta skończyła się o 10. Musi był straszny korek na zakopiance. Albo ktoś tu łże jak pies.
Na marginesie, skąd to powiedzenie? Przecież psy nie łżą. Politycy za to często. Ale „łże jak polityk” nie wyparło psa... Pójdźmy na lokalny kompromis. Proponuję: „łże jak Wataha”.
PanBurmistrz nie pojawił się też na „okrągłym stole” w sprawie smogu. Jasne. Po co? Przecież ekolodzy są nielojalni wobec Miasta. Tu ma śmierdzieć. Tak chcą jego prawdziwi mieszkańcy, a przynajmniej kilku z Gorczańskiej… I ni ma o czym gadać.
Dobra… wystarczy.
Zdejmuję czerwone skarpetki i idę spać. Wróciłem właśnie z Francuskiego Wieczoru, stąd te skarpetki. Event był w bunkrze chałtury. Nie jest w tym przybytku tak całkiem źle. Jak się stanie u dołu kręconych schodów z knajpy do foyer, to można nieźle napaść oczy.
Przypomniało mi to pewną historię z Mistrza i Małgorzaty. Jedna krawcowa w Moskwie zrobiła dziurę w ścianie i brała za oglądanie pań w negliżu. A te panie o tym wiedziały…
*
Na zdjęciu: Ja i jeden Fińczyk na mistrzostwach w hokeju.
Wyjaśnienie: Inny zacny obywatel Miasta wyraził pogląd, że póki rządzi Wataha tematów mi nie zabraknie, ale zabraknie mi zdjęć. Dementuję. Odkopałem ostatnio sporo…
Maciej Jachymiak