10.08.2007, 19:01 | czytano: 791

Z policyjną obstawą

RABKA. - Psują mi reputację – skarży się „Tygodnikowi Podhalańskiemu” były burmistrz Antoni Rapacz. – I to na koszt podatnika – dodaje.

Były burmistrz jest częstym gościem nowotarskich organów ścigania. Jak sam wylicza, obecnie toczą się przeciw niemu cztery sprawy, a szykuje się kolejna.
Poniedziałek, 7 rano. Przed dom Antoniego Rapacza zajeżdża policyjny radiowóz. – Mamy nakaz doprowadzenia pana do sądu – zapowiedzieli goście, pukający do drzwi byłego burmistrza.

Tego dnia Antoni Rapacz miał stawić się na rozprawę, w której mieszkanka zarzuca mu umyślne blokowanie wydania pozwolenia na budowę warsztatu samochodowego w centrum uzdrowiska.

Na pierwszej były burmistrz się nie pojawił i prawdopodobnie nie stawiłby się i teraz. – Tyle tych spraw jest, że prawdopodobnie gdzieś zapodziały się wezwania. Może przekazałem je z całą dokumentacją do adwokata? – tłumaczy.

Rapacz pojechał radiowozem najpierw na rabczański komisariat, gdzie stróże prawa musieli uzupełnić całą górę papierów związanych ze sprawą, po czym pojechali do Nowego Targu.

W sądzie spędzili kilka minut, gdyż poprosił o odroczenie sprawy dla zapoznania się z aktami. Do domu jednak musiał wrócić już samodzielnie.

- I po co to wszystko? Nie wystarczyło zadzwonić, przypomnieć? Przecież za ten wyjazd płacą podatnicy. Policjanci mają mój telefon! Przecież dla mnie to też wstyd, że ktoś zabiera mnie do radiowozu. Co sąsiedzi sobie pomyślą? Że mają sąsiada przestępcę? Te armaty wytacza się przeciw mnie chyba tylko po to, by zepsuć mi wizerunek!
Zdaniem Tomasza Rajcy, zastępcy komendanta nowotarskiej policji, w postępowaniu jego podwładnych nie ma żadnych nieprawidłowości.

– Sąd wydaje nakaz doprowadzenia, a naszym obowiązkiem jest go wykonać. Nie możemy umawiać się przez telefon.

Szczegóły w „Tygodniku Podhalańskim”.

bas/
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl