Toalety wybudowane pod płytą Placu Niepodległości w Zakopanem nadal stoją zamknięte. Ogłoszono ponowny przetarg, bo w pierwszym nikt się nie zgłosił.
Zakopiańskie Centrum Kultury po raz kolejny ogłosiło przetarg na dzierżawę miejskich szaletów znajdujących się pod płytą Placu Niepodległości. Szalety podzielone są na część damską z czterema ubikacjami i męską z dwoma ubikacjami i czterema pisuarami. Dodatkowo jest także toaleta dla osób niepełnosprawnych. Całość powierzchni, to niemal 120 m kw.Stare łacińskie powiedzenie „pecunia non olet” (czyt: pieniądze nie śmierdzą) powstało ok. roku 70 n.e., kiedy wprowadzono podatek od toalet publicznych. Brak zainteresowanych dzierżawą toalet w Zakopanem nie wywodzi się jednak z zapachu, a najprawdopodobniej z kwestii ekonomicznych. Obsługa toalet w oczekiwanych przez ZCK godzinach wymaga zatrudnienia dwóch osób. Licząc koszty utrzymania etatów i opłat dla zleceniodawcy usługi miesięczny koszt to niemal 9 tys. zł nie licząc kosztów mediów oraz środków czystości. Naliczając opłatę 5 zł od jednej osoby korzystającej z toalety, to miesięcznie szalety musiałoby odwiedzić ok. 2250, aby dzierżawca nie musiał dokładać do firmy.
ms/
Urząd zbudował bunkier za kilkadziesiąt milionów, horrendalnie drogi w utrzymaniu i eksploatacji. Uzyskano 6 toalet i 4 pisuary. Teraz ZAKOPIAŃSKIE CENTRUM KULTURY szuka głupca który będzie dopłacał do prowadzenia toalet "publicznych".
Teraz to pomysłodawca tych szaletów powinien za karę je prowadzić z urzędnikiem który przyklepał realizację inwestycji!
Oczywiście domyślam się cały "miś" tych kosmicznie drogich i nierentownych publicznych inwestycji polega w transferze środków z sektora publicznego do prywatnych kieszeni urzędników i wykonawców. Gdyż nie ma żadnego innego, racjonalnego uzasadnienia powstawania tych koszmarów inwestycyjnych.
Normalny człowiek czy przedsiębiorca postawiłby kilka tojtojów na teranie parku lub zbudował dwie dwu kabinowe stałe toalety za kilka - kilkanaście tysięcy i udostępniał to bezpłatnie nie generując dodatkowych niepotrzebnych kosztów związanych z obsługą pobierania opłat. Tym samym kilkadziesiąt milionów można przeznaczyć na dofinansowanie półkolonii dla dzieci.
Niestety, obecnie publiczne pieniądze to najłatwiejszy do pozyskania kapitał do prowadzenia działalności i uzyskania godziwych zysków. Prywatny inwestor wymaga i szuka konkurencyjnej oferty. Bank żąda odsetek za pożyczone środki. Z dotacji, dofinasowań, funduszy i innego wsparcia trzeba się rozliczyć i wykazać celowość inwestycji. A publicznych pieniędzy nikt nie pilnuje, nikt nie sprawdza, nie wymaga, nie rozlicza, nie kwestionuje celowości, nie zadaje trudnych pytań... trzeba tylko uiścić prowizję z puli zdefraudowanych środków... czyli pieniądze za darmo... wystarczy się schylić.