Właściciele firm turystycznych z terenu Zakopanego i okolicznych miejscowości z obawą patrzyli na sezon zimowy 2022/23. Na szczęście turystów nie zabrakło, jednak było ich znacznie mniej niż w poprzednich, przed pandemicznych latach.
Miniony wysoki sezon zimowy na Podhalu nie napawał optymizmem przedsiębiorców. Wszystko za sprawą bardzo dużej inflacji oraz rosnących cen paliw i energii. Do tego dochodził jeszcze brak śniegu i dodatnie temperatury, które uniemożliwiały śnieżenie na stokach narciarskich. Na szczęście zima przyszła, a wraz z nią narciarze i turyści.- Zima w końcu dopisała i pokazała, że potrafi być. Nasypało śniegu i na ferie były fantastyczne warunki narciarskie - mówi Andrzej Zając, kierownik Stacji Narciarskiej Suche. - Nie możemy narzekać, tylko patrzeć do przodu i realizować inwestycje i plany. Ferie są tak ułożone i skonstruowane, że każdy może tu przyjechać - dodaje.Narciarzy i snowboardzistów w minionych latach widywało się na stokach narciarskich więcej niż minionego sezonu zimowego. Po części jest to efekt podniesienia cen karnetów narciarskich, do czego właścicieli stacji zmusiły wzrosty kosztów.
- Polityka cenowa jaką ustaliliśmy w grupie Tatry Super Ski myślę, że nie przestraszyła i była wyjściem w kierunku narciarzy. Tworząc cennik mieliśmy z tyłu głowy przede wszystkim narciarzy, ale tą inflację i koszty energii delikatnie musieliśmy rozłożyć. Myślę, że to się udało. Obawialiśmy się początków, jak zostanie odebrany ten cennik. To nie jest miłe dla nikogo podejmować trudne decyzje. Myślę, że jednak się udało i ceny zostały zaakceptowane przez narciarzy. Ceny wszędzie poszły w górę. W Austrii, żeby pojeździć, to trzeba zapłacić przynajmniej dwa razy więcej. Doskonale narciarze z tego zdają sobie sprawę - zaznacza Andrzej Zając.
Podobnie sytuacja wygląda także w hotelarstwie, gdzie sytuacja ekonomiczna zmusiła właścicieli obiektów do podniesienia cen, co przełożyło się na obłożenie obiektów.
- Nie były to ferie obłożone w 100 procentach. Styczeń był dużo słabszy. Może spowodowane to było województwami, które miały wtedy ferie. Obłożenie było na poziomie ok 65 %. Nadrobiliśmy to końcówką ferii, jak zjechała Warszawa. Luty był na poziomie 75%, więc mamy jeszcze te możliwości - informuje Robert Kozłowski, dyrektor Hotelu Logos w Zakopanem. - Zmienił się przede wszystkim czas pobytu gości. Teraz te pobyty głównie wynoszą 3-4 dni. Przyjazd w czwartek i wyjazd w niedzielę - dodaje.
Podobnie jak w przypadku stacji narciarskich hotelarze również odczuli podwyżki kosztów. Mimo iż przychody były większe ze względu na podniesioną cenę noclegu, to podwyższone koszty znacznie przekraczały wartość, o jaką podniesiono ceny pobytów.
Wzrost kosztów widać na każdym poziomie prowadzenia działalności. Wzrosty wynagrodzeń pracowników, wyższe koszty środków czystości, produktów niezbędnych do prowadzenia działalności oraz usług i energii. Część kosztów już zdążyła wzrosnąć, jednak w dalszej perspektywie widać kolejne podwyżki.
- Teraz kończy mi się 4-letnia umowa na energię. Miałem ok. 9 tys. zł teraz jak podpiszę nową, będzie to 24 tys. zł. W każdym miejscu trzeba tak dokładać - zaznacza dyrektor hotelu Logos. - Gaz zużyłem tylko w kuchni. Kiedyś za jeden miesiąc płaciłem ok. 1500-1800 zł. Za grudzień i styczeń tego roku zapłaciłem 17,5 tys. zł. Teraz proszę mi powiedzieć jak przełożyć taki wzrost na posiłki, które produkujemy - mówi o wzroście kosztów, które firma już poczuła dyrektor.
Hotelarze obawiają się, że jak koszty będą tak szybko iść w górę, to niebawem nie będzie turystów. Już teraz przez wzrost kosztów paliwa przyjeżdżający na Podhale skracają pobyt o dzień lub dwa, żeby pokryć wyższe koszty przejazdów.
ms/