Tomasz Magierski, pochodzący z Nowego Targu reżyser filmowy, jest autorem wielu znaczących projektów dokumentalnych. Tematy, których się podejmuje, dotykają różnych aspektów życia a trafia na nie czasem zupełnie przypadkowo. Tak było i tym razem.
Dokument „303” powstał przed ośmiu laty i przedstawia historię trzech pilotów naszego słynnego dywizjonu myśliwskiego: Witolda Urbanowicza, Mirosława Ferica i Johna Kenta, którzy zasłynęli w czasie Bitwy o Anglię w 1940 roku. Bohaterami filmu są dzieci pilotów, które podążając śladami ojców, odkrywają nieznane dla widza fakty z ich wojennych losów i życia osobistego asów. W filmie wystąpili także w narracji polscy piloci Dywizjonu 303: Franciszek Kornicki i Stanisław Socha. Obraz Magierskiego, laureat VIII Festiwalu Filmów "Niepokorni. Niezłomni. Wyklęci" w Gdyni w 2016 roku, a zaprezentowany wczoraj w Transgranicznym Centrum Edukacji Euroregionu "Tatry", niósł jednak za sobą dodatkowe przesłanie reżysera, związane z jego rodzinnymi stronami. Autor wyłuskał z historii naszych skrzydeł sylwetki trzech pilotów związanych z Podhalem, którzy walczyli na Zachodzie w polskich dywizjonach.Tadeusz Góra urodzony w Krakowie w 1918 roku, jeszcze przed wojną zdobywał laury na zawodach szybowcowych, we wrześniu 1939 roku przez Skandynawię i Francje dotarł do Anglii, gdzie po przeszkoleniu w 1941 roku został wcielony do polskiego dywizjonu myśliwskiego 316; latał jeszcze w 306 i 315; ma na koncie 4 zestrzelone samoloty niemieckie. Po wojnie wrócił do Polski, wiążąc pasję latania ze szkoleniem szybowcowym, przy okazji zdobywając mistrzowskie tytuły. Jako pierwszy Polak (a drugi na świecie) skompletował diamenty do najważniejszej Odznaki Szybowcowej. Kamieniem milowych do tych osiągnięć był pobyt w nowotarskim Aeroklubie Tatrzańskim, gdzie występujące warunki meteorologiczne sprzyjały szybownikom. Tadeusz Góra przeżył 92 lata.
Mamy także innych uczestników minionej podniebnej wojny, którzy urodzili się w Nowym Targu i to w tym samym, 1922 roku. Ich szczegółowe losy Tomasz Magierski ujawnił dopiero niedawno, pewny jest jednak fakt, że obaj służyli jako piloci w polskich dywizjonach myśliwskich.
Zenon Krzeptowski latał w późniejszym okresie wojny w słynnym dywizjonie 303, po wojnie pozostał w siłach Royal Air Force, zginął w wypadku lotniczym w Anglii w wieku 38 lat.
Tadeusz Guziak służył w dywizjonie 317 pod dowództwem naszego największego asa powietrznego, Stanisława Skalskiego. Swe kontakty z lotnictwem kontynuował w Jeleniej Górze, gdzie powstała 19 Lotnicza Drużyna Harcerzy, której patronem został w 1957 roku (sic!) major Skalski. Tadeusz Guziak zmarł tam w wieku 65 lat i spoczywa na miejscowym cmentarzu.
Tadeusz Schiele urodził się w 1920 roku i wyrastał w Zakopanem w rodzinie, w której dominowały tradycje górskie: taternictwo i narciarstwo. Niezależnie od tego zaraził się bakcylem latania, kończąc kursy szybowcowe, spadochronowe i latania silnikowego. Jako prymus Szkoły Podchorążych Lotnictwa wszedł w skład załóg eskadry szkolnej, latających na bombowcach PZL.23 Karaś. Podczas kampanii wrześniowej 1939 roku dostał się do niewoli niemieckiej; po ucieczce z obozu jenieckiego wrócił do Zakopanego, po czym już w grudniu 1939 roku przeszedł granicę i przez Słowację, Węgry, Jugosławię, Włochy i Francję dotarł do Wielkiej Brytanii. Po przeszkoleniu otrzymał w czerwcu 1941 roku przydział do brytyjskiego 122 dywizjonu myśliwskiego a wkrótce został przeniesiony do 308 dywizjonu myśliwskiego. Brał udział w wielu operacjach alianckich, zaliczając zestrzelenie dwóch niemieckich samolotów, ranny w akcji powrócił do latania jako instruktor. We wrześniu 1947 roku wrócił do Polski, gdzie został aresztowany przez ówczesne władze i osadzony w więzieniu. Po zwolnieniu wrócił do Zakopanego, lecz związku ze służbą w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie nie został dopuszczony do latania, do którego powrócił dopiero w 1968 roku, będąc przez kilka lat był też pilotem szybowcowym, samolotowym i instruktorem oraz członkiem zarządu w Aeroklubie Tatrzańskim w Nowym Targu. Miał Złotą Odznakę Szybowcową z dwoma diamentami, zdobywając diament za przewyższenie nad Tatrami. Tadeusz Schiele był niezrównanym gawędziarzem i kompanem bez względu na wiek słuchaczy podczas długich opowieści lotniczych. Dożył 66 lat, spoczywa na zakopiańskim cmentarzu, ale wizerunek pilota zdobi mural hangaru nowotarskiego lotniska.
Pamięć o ludziach, którzy walczyli o wolną Polskę jest naszym obowiązkiem, a ta niestety wielokrotnie zawiodła, czego dowodem jest historia drugiej wojny światowej. Do zwycięstwa w Bitwie o Anglię jesienią 1940 roku przyczyniły się wspaniałe dokonania polskich pilotów, przy czym dywizjon 303 był bezspornie najlepszą formacją myśliwską RAF. Przez pięć lat wojny naszych lotników hołubiono na angielskich dworach i domach prywatnych, po jej zakończeniu Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie nie zostały nawet zaproszone do zwycięskiej defilady. W kolumnie, która ciągnęła się kilkanaście kilometrów, maszerowali ulicami miasta przedstawiciele 30 państw; zabrakło tylko Polaków, którzy stanowili jedną z najliczniejszych narodowych formacji, walczących po stronie aliantów. Maszerowali przedstawiciele 30 państw koalicji antyhitlerowskiej: Anglicy, Amerykanie, Francuzi, Grecy, Czesi, Norwegowie, Belgowie, Holendrzy, a także żołnierze z Meksyku, Libanu, Brazylii, Chin, Luksemburga, Etiopii, Jordanu, Iranu, Fidżi czy Seszeli.
Ponieważ jednak całkowite pominięcie polskich żołnierzy walczących obok Brytyjczyków wywołałoby skandal, rząd w Londynie zaprosił pilotów Dywizjonu 303, których planowano umieścić w oddziałach RAF-u, u boku innych pilotów cudzoziemskich. Jednak nasi lotnicy, na znak solidarności z innymi polskimi oddziałami niezaproszonymi na paradę, odmówili wzięcia w niej udziału. Komentarze zbyteczne…
Pamięć o podhalańskich pilotach jest zatem patriotycznym obowiązkiem, do którego swym historycznym dokumentem skłania nas pochodzący stąd reżyser. Na skrzydłach obrazu Tomasza Magierskiego winny powstać pamiątki po bohaterach, a pewnym, bo wypróbowanym sposobem, mogłyby stać się murale z ich podobiznami, ulokowane na przykład na ścianach nowotarskich bloków, których przecież w mieście nie brak. Chociaż tyle, skoro zabrakło dla nich miejsca na londyńskiej paradzie…
Jacek Sowa