Doskwierający upał, tłumy ludzi i gigantyczne kolejki po wodę. Mimo wszystko było warto. Zapierające dech pokazy lotnicze i samoloty, które można było obejrzeć z bliska - to wszystko wynagrodziło wszelkie niedogodności.
Air Show Radom to jedna z największych atrakcji tego rodzaju. Międzynarodowy piknik przyciągnął tysiące ludzi. Już w czerwcu trudno było znaleźć noclegi w Radomiu i okolicach. Udało mi się zarezerwować w rejonie Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Okazało się jednak, że można było wstrzymać się z rezerwacją do ostatniej chwili. Kilka dni przed rozpoczęciem pikniku pojawiły się wolne miejsca noclegowe w Radomiu.Również wcześniej zarezerwowałam miejsce na jednym z parkingów blisko lotniska. Otrzymałam informację zwrotną, że najlepiej przyjechać na miejsce wczesnym rankiem. Ponieważ im później dotrzemy, tym większe będą korki. Dojechaliśmy do Radomia w sobotę około godz. 10.30 z nastawieniem, że trzeba będzie długo czekać na wjazd na parking od ulicy Sadków. Ku naszemu zdumieniu korków nie było. Wszystkie samochody płynnie wjeżdżały na parkingi. A miejsc postojowych było dużo. Okoliczni mieszkańcy przy domach udostępnili podwórka i łąki do parkowania. Jednorazowa opłata za samochód wynosiła około 30-50 zł.
W sobotę przed południem na terenie pikniku i przy wejściu były już tłumy. Do kasy biletowej w kolejce trzeba było stać aż... 4 godziny! Miałam bilet kupiony wcześniej w internecie i dzięki temu udało mi się uniknąć długiego czekania. Wszystkie osoby z biletami zakupionymi online wchodziły poza kolejką.
W sobotę żar lał się z nieba. Do punktów z wodą pitną ustawiły się długie kolejki. Aby napełnić butelkę z wodą, trzeba było czekać nawet dwie godziny. Kto nie przyniósł ze sobą własnej wody, ten szybko pożałował. Niezbędne okazały się też parasolki, które chroniły przed słońcem i okulary przeciwsłoneczne, bo bez nich ciężko obserwować niebo. Kolejki były dosłownie wszędzie, do stoisk gastronomicznych - po lody, frytki, napoje. Między tłumem ludzi co chwilę przejeżdżał quad z ratownikami medycznymi. Niektórzy ludzie zasłabli w upale.
Rekompensatą za wszystkie te trudy były mistrzowskie pokazy lotnicze i wiele atrakcji na terenie pikniku. Ogromne wrażenie robiła wystawa samolotów i sprzętu wojskowego. Wielką frajdę dzieciom sprawiało wejście na czołg czy zdjęcie z amerykańskimi żołnierzami. Na wystawie statycznej można było podziwiać ogromne samoloty jak niemiecki 70-tonowy A400M czy latającą cysternę amerykańską Stratotanker, polskie samoloty transportowe. Do tego m.in. czołgi Leopard, Abrams, Black Pananther, haubica samobieżna K9 Thunder.
Największe wrażenie robiły oczywiście podniebne pokazy. Grzmoty odrzutowców, ewolucje helikopterów, nocne show. Wisienką na torcie były przeloty myśliwców F16, które niosły wrażenie nadciągającej burzy. W 2019 roku wielozadaniowy samolot F-16 pojawił się nad Nowym Targiem, na Nowotarskim Pikniku Lotniczym i był niekwestionowaną atrakcją. W tym roku go zabrakło, podobnie jak wojskowego sprzętu, który - co mogę powiedzieć po pikniku w Radomiu - robi największą robotę.
Porównania z piknikiem w Nowym Targu nie mają sensu. Inna skala, rozmach. Nasz nowotarski to osiedlowy piknik przy radomskim "Open’erze".
Przy okazji pobytu na pikniku lotniczym w Radomiu mieliśmy okazję sprawdzić ceny w restauracji w centralnej Polsce. Koszt obiadu nas zaskoczył. Pozytywnie. Podczas powrotu z Air Show Radom zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji przy drodze krajowej 12 z Radomia do Puław. Restauracja zachęciła nas ładnym wyglądem, na parkingu było kilka samochodów. Zamówiliśmy obiad dla 3 osób - dla każdego zupę, drugie danie i napój. Ceny mocno różną się od tych, które są w turystycznych miejscach i również na Podhalu. Za wszystko zapłaciliśmy 114 zł. Herbata w dużej szklance kosztuje 4 zł, barszcz z uszkami 12 zł, a drugie danie - filet z kurczaka z frytkami i surówkami 28 zł. Wszystko smaczne i ładnie podane. Na Podhalu trudno zjeść pełno-daniowy obiad w tej cenie. Trzeba liczyć się z wydatkiem około 200 zł.
Monika Para-Miśkowiec