W niedzielę 28 stycznia w rejonie Szpiglasowej Przełęczy doszło do lawiny, która porwała jednego turystę. Mężczyźnie udało się przeżyć. Teraz opowiada o tym wydarzeniu i przestrzega innych.
Z Miedzianego na stronę Wielkiego Stawu zeszła lawina porywają turystę, który ją wyzwolił. - To było w trasie na Szpiglasową Przełęcz. Miałem dużo szczęścia - mówi Władysław Borwiec z Oświęcimia.Mężczyzna opowiedział jakie to uczucie, kiedy rusza lawina. - Czuć kilkucentymetrowy uskok, jest głuche pęknięcie, a później już się leci - opowiada.W trakcie spadania ze zwałami śniegu nie ma już czasu na myślenie. - Za szybko to się dzieje, żeby cokolwiek myśleć. O jakimś bólu, nie ma co mówić, bo stres i adrenalina robią swoje. Człowiek nic nie czuje, a ból może okazać się później. W trakcie, to działa tylko instynkt, czyli nie dać się przysypać lawinie. W moim przypadku ciężki plecak ciągnął na dół. Kawałek jakiejś skałki mnie uratował, bo wyrzuciło mnie od góry i załapałem powietrze. Mogło się to bardzo źle skończyć, ale skończyło się bardzo dobrze, bo żyję - wspomina porwany przez lawinę.
Pan Władysław sam zauważył i przyznał się do błędów. Teraz przestrzega innych. - Mój błąd, że wcześniej nie sprawdziłem prognoz i nie wiedziałem, że jest trzeci stopień zagrożenia. Ja nie posiadałem detektora. Mogłoby się skończyć różnie gdybym został przysypany. Mogli by mnie nie znaleźć. Lekcja taka, żeby ten sprzęt chociaż wypożyczyć jak się idzie w niebezpieczny rejon Tatr - mówi turysta z Oświęcimia.
Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podali, że do wyzwolenia lawiny doszło na zboczu o nachyleniu 42 stopni. Zgodnie z opisem trzeciego stopnia zagrożenia lawinowego wyzwolenie lawiny jest możliwe nawet przy małym obciążeniu dodatkowym, w szczególności na stromych stokach, czyli powyżej 30 stopni.
ms/