Aneta z Ratułowa i Kamil z Czerwiennego wzięli w sobotę ślub, po którym wystawili huczne wesele. Ale zanim to się dokonało, czekało ich nie lada wyzwanie. A wszystko za sprawą kolegów z firmy, którzy postanowili panu młodemu i jego wybrance postawić weselną bramę.
Brama stanęła na ich drodze w Ratułowie. Wesele - weselem, a robota - robotą, uznali koledzy z firmy i zagonili młodych do pracy. Pan młody, zanim udał się do karczmy, musiał pomóc kolegom z firmy elektrycznej dokończyć ostatnią jedną fuchę. Dostał małe nożyce i gruby kabel do przecięcia. Pary w rękach mu jednak nie brakuje i robotę zrobił szybko. Przyszła "Pani elektrykowa" również udowodniła, że żadnej pracy się nie boi, a kable i nożyce są jej nie straszne. Będzie miał pan młody pociechę z żony nie tylko w domu, bo na "fuchy" będą pewnie chodzić razem.Do zabawy dołączyła się Cyganka z dzieckiem - śmiechu było co niemiara. Ostatecznie nowożeńcy wykupili się, jak tradycja każe, weselną wódeczką, wkładając kilka butelek do przygotowanej na tę okazję rury. W nagrodę koledzy z pracy zafundowali im w prezencie wylot na wczasy. No, może nie samolotem, lecz podnośnikiem, i nie na wczasy, tylko do góry. Niemniej jednak wszystkim się podobało.
Koledzy z firmy życzą panu młodemu, żeby między nim a jego wybranką, zawsze iskrzyło, a dni "pod napięciem" było w ich życiu jak najmniej.
Wesele było piękne, góralskie. I udane. Goście bawili się do rana.
r/