Dziś wypada Blue Monday, który przez wielu jest uważany za najbardziej depresyjny dzień w roku. Termin zyskał popularność w XXI wieku, a stoją za nim nie tyle psychologowie co... marketingowy. Skąd właściwie wziął się ten dzień i dlaczego przypisuje mu się tak negatywne skojarzenia?
Pomysł na "Blue Monday" narodził się w 2005 roku w wyniku kampanii marketingowej organizowanej przez biuro podróży Sky Travel. Brytyjski psycholog Cliff Arnall stworzył wzór matematyczny, który miał wskazywać na najbardziej przygnębiający dzień w roku. W obliczeniach uwzględniono m.in.: - pogodę (krótkie, szare dni),
- dług poświąteczny i brak pieniędzy,
- spadek motywacji do realizacji noworocznych postanowień,
- powrót do rutyny po przerwie świątecznej. Choć sama "formuła" jest szeroko krytykowana jako pseudonaukowa, idea Blue Monday zyskała popularność i stała się pretekstem do rozmów o wpływie sezonowych czynników na nasze samopoczucie. Oczywiście najlepszym sposobem na poprawę nastroju miały by być zakupy.
Dlaczego czujemy się gorzej?
Styczeń to miesiąc, w którym wiele osób zmaga się z obniżonym nastrojem. Krótkie dni i niedobór światła słonecznego wpływają na poziom serotoniny, hormonu odpowiedzialnego za dobre samopoczucie. Dodatkowo po okresie świątecznym część osób odczuwa finansowy stres, a wygórowane noworoczne postanowienia mogą prowadzić do frustracji i poczucia porażki.
Jak sobie radzić?
Blue Monday może być okazją, by zastanowić się nad swoim samopoczuciem i wprowadzić małe zmiany, które poprawią nastrój. Krótki spacer, rozmowa z bliskimi, aktywność fizyczna czy ulubiony film mogą zdziałać cuda. Niektórym pomaga nawet drobna przyjemność, jak ciepła kawa w ulubionym miejscu czy nowy zakup.
A Wy, jak radzicie sobie z Blue Monday?
Czy rzeczywiście czujecie, że ten dzień wpływa na Wasze samopoczucie? A może macie swoje sprawdzone sposoby na poprawę humoru? Podzielcie się w komentarzach!
fi/
Blue Monady to bez wątpienia ta trzecia, ale wszelkiej maści frustraci i nieudacznicy, którzy ciągle szukają zewnętrznego uzasadnienia swoich frustracji i swoich niepowodzeń przylgnęli to tego terminu jak nie przymierzając mucha do g...a i nie sposób ich od tego oderwać.