Okazuje się, że francuscy hodowcy owiec mają niemal te same problemy co nasi, podhalańscy. Są jednak lepiej zorganizowani: po fali protestów rząd przyznał im 50 mln euro pomocy, a oni popędzili jeszcze swoje owce na ulice Paryża.
Niedawno pisaliśmy na łamach Podhale24 o problemach podhalańskich hodowców ze sprzedażą owczej wełny. Jej cena w skupie wynosi złotówkę za kilogram. - Osoba strzygąca owce bierze za swoją robotę 3 złote od sztuki, podczas gdy z tej samej sztuki udaje się uzyskać czasami dwa kilogramy - żalił się hodowca. Nasi hodowcy mają też problemy ze sprzedażą jagnięciny, z roku na rok maleje eksport jagnią do Włoch. Prezes związku hodowców Jan Janczy jak mantrę powtarza, że brak jest pomocy rządu dla hodowców. "Kilkuset francuskich hodowców owiec demonstrowało w czwartek w centrum Paryża, domagając się zwiększenia rządowych dotacji. Farmerzy przewieźli ze sobą ponad sto meczących zwierząt, które spacerowały pod wieżą Eiffla. Wprawdzie dzień wcześniej gabinet premiera Fracois Fillona przyznał hodowcom owiec pakiet pomocowy w wysokości 50 mln euro, jednak farmerzy twierdzą, że to stanowczo za mało. Rosnące ceny paszy i paliw powodują, że w ciągu ostatniego roku ich dochody skurczyły się o jedną trzecią (...). W skupie dostaję za kilogram jagnięciny 5 euro, choć koszt produkcji wynosi 8 euro - skarży się 27-letni Nicolas Fanjat. Roczny dochód hodowcy owiec i baranów we Francji nie przekracza 8 tys. euro, czyli 2,5 tys. zł miesięcznie".
No tośmy już w Unii wszyscy, i na tym samym wózku.
Robert Miśkowiec