NOWY TARG. - Podczas spotkania z burmistrzem zostaliśmy potraktowani jak motłoch. Odebraliśmy to, że mamy "płacić i milczeć", jakbyśmy w ogóle nie mieli prawa głosu - skarży się przedstawicielka Stowarzyszenia Kupieckiego Nowa Targowica Ewa Wiercińska. - To nie jest prawda, że zostaliście źle potraktowani. Chciałbym, żebyście tak traktowali moich pracowników, którzy idą pobierać opłatę targową, jak wy zostaliście potraktowani w Urzędzie - odpowiada jej burmistrz.
Jak mówiła podczas sesji Ewa Wiercińska, reprezentuje ona "Stowarzyszenie Kupieckie, które powstało, by chronić kupców i wspierać drobny handel".- Nie ukrywamy, że bezpośrednią przyczyną powołania naszego stowarzyszenia było podniesienie o sto procent opłaty targowej. Ta decyzja pana burmistrza godzi w nas i nasze rodziny. Ta opłata jest o wiele wyższa, niż opłacą inne podmioty, np. galerie handlowe. To niszczy nasz rodzimy handel, na co nie ma naszej zgody - mówiła. Poskarżyła się także, z podczas spotkania z władzami miasta - kupcy zostali źle potraktowani. - Niestety, zostaliśmy potraktowani jak motłoch. Odebraliśmy to, że mamy "płacić i milczeć", jakbyśmy w ogóle nie mieli prawa głosu i nie mogli decydować. Jako kupcy mamy prawo i obowiązek protestować - mówiła. Jak dodała - przykładem takiego protestu była ubiegłotygodniowa akcja płacenia inkasentom należnej daniny w jedno- i dwugroszówkach
- Ale my nie chcemy tego robić. Chcemy się z Urzędem Miasta dogadać, byśmy nie musieli z państwem walczyć. My nie łamiemy prawa płacąc groszówkami, to tylko nasza forma protestu. Robimy to, bo chodzi o przyszłość naszych rodzin. Handlowi grozi upadek - ostrzegała.
- W dniu protestu, jarmark był obstawiony przez Policję i pracowników Urzędu Skarbowego. Nie mamy dowodów, że tak się stało na wniosek pracowników Urzędu Miasta - zastrzegła, ale jak dodała handlarze "czują się szykanowani i zagrożeni takimi działaniami". - Chcemy spokojnie pracować na tym jarmarku. Chcieliśmy rozmawiać z panem burmistrzem przed kamerami, bo była tam wtedy Telewizja Trwam, ale nie pojawił się, powiedział, że ma inne ważne sprawy, a tu przecież chodzi o tysiące miejsc pracy - kontynuowała pełne emocji wystąpienie Ewa Wiercińska.
Portalowi NTvK zarzuciła, że jako medium "podległe burmistrzowi bierze udział w nagonce na kupców" i opublikował tekst, w którym "handlarze zostali potraktowani jako ubezwłasnowolniony motłoch". W imieniu handlujących oczekuje przeprosin i nie wyklucza skierowania sprawy na drogę sądową.
Pod koniec swojego wystąpienia kobieta powiedziała: - Liczymy na dialog i na to, że pan burmistrz ten dialog z nami podejmie. My jesteśmy gotowi, żeby usiąść do rozmów, bo z nami można się dogadać - zapewniała.
W reakcji na zarzut o wzywaniu na plac targowy funkcjonariuszy Policji, Grzegorz Watycha dodał: - Moi pracownicy podczas wykonywania swoich obowiązków byli poniżani, była naruszona ich nietykalność cielesna i w obawie o swoje bezpieczeństwo wezwali Policję.
- Bardzo bym prosił, żeby pani nie wprowadzała ludzi w błąd co do przebiegu spotkania i żebyście szanowali pracowników Urzędu Miasta, którzy idą na targowicę robić pobór opłaty. Wasz protest to wasza sprawa. Grosze to też pieniądze i jesteśmy w stanie je policzyć - podsumował burmistrz Watycha.
s/