14.10.2018, 18:18 | czytano: 6046

Rodzina Tadeusza Dymla: "Gdy zmarły nie może bronić się i przedstawić prawdy, czynią to jego najbliżsi"

zdj. Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN
"Rodzina Tadeusza Dymla jest zbulwersowana treścią komentarzy sformułowanymi przez Tadeusz Morawę pod artykułem zamieszczonym na naszym portalu pt. "Instytut Pamięci Narodowej na nowotarskim cmentarzu. Szukali szczątków partyzantów" - czytamy w przesłanym nam oświadczeniu.
"Gdy zmarły nie może bronić się i przedstawić prawdy, czynią to jego najbliżsi i rodzina. Pozwólcie aby po latach czekania najbliższa rodzina mogła godnie i z honorami pochować swego ojca i dziadka w mogile obok swojej żony Heleny" - piszą bliscy Tadeusza Dymla - córka i wnuczka.
Oto treść przesłanego nam oświadczenia;

W postępowaniu Sadu Apelacyjnego w Krakowie – II Wydział Karny z dnia 28 listopada 1996 r. w sprawie rehabilitacji Heleny Dymel, żony Tadeusza Dymla, skazanej na 10 lat więzienia, Sąd zawyrokował: „…co zaś się tyczy powodu aresztowania Tadeusza Dymla, a to kolaboracji, trzeba zauważyć, że nie jest to udowodnione, ani nie było dowiedzione ówcześnie, a mogło być znanym z praktyki pretekstem do represjonowania zbrojnego podziemia”.

Rodzina Tadeusza Dymla jest zbulwersowana treścią komentarzy pod artykułem zamieszczonym pt. Instytut Pamięci Narodowej na nowotarskim cmentarzu. Szukali szczątków partyzantów" sformułowanymi przez Tadeusz Morawę. Tak członkowie rodziny, jak również żyjący jeszcze towarzysze broni z okresu okupacji z AK , Oddziałów Batalionów Chłopskich „Zyndram” kwaterujących wtedy w Łącku, Kiczni i okolicach, zdziwieni byli i są obecnie nikłą wiedzą historyczną piszących uprzednio oraz piszącego w/wymieniony komentarz o okolicznościach wysadzenia zamku nowosądeckiego. Szczególnie plugawy artykuł ukazał się 17. 09. 2006 r. na stronie e–gory.pl redakcji Jacka Zaręby. Artykuł ten świadczył o braku jakiejkolwiek wiedzy historycznej z tego okresu, przepojony był nienawiścią i chęcią zdyskredytowania osoby Tadeusza Dymla. Pan Jacek Zaręba oparł się na absurdalnych podejrzeniach Juliana Zubka, nauczyciela gimnastyki w sądeckich szkołach, oraz Leopolda Frőhlicha, kolonisty niemieckiego, wyznaczonego przez J. Zubka na „szefa wywiadu” w swoim oddziale, pisząc, że T. Dymel był konfidentem niemieckim. Pan Jacek Zaręba twierdził, iż T. Dymel był również agentem sowieckim. Abstrahując od faktu, że sprawy te dotyczyły „wsypy” organizacji ZWZ w 1941 r. , a Julian Zubek wstąpił w szeregi AK w 1943 r. i nie mógł mieć żadnej wiedzy z tego okresu, usiłuje pokrętnie pisać oczywistą nieprawdę chcąc obciążyć T. Dymla.

Nigdy nie padło nazwisko Tadeusza Dymla, że to On był zdrajcą i nigdy tego nie udowodniono.

Opisywane wypadki, że aresztowany sierżant Jan Maniak dowódca Grupy ZWZ, przysyłając z więzienia Gestapo brudną bieliznę żonie do prania napisał, że zdradził go „kolega D”. Mogło to dotyczyć kolegi Decowskiego, kierownika Zbiornicy Jaj w N.Sączu, z którym pracował Jan Maniak. Nadmienić należy, że to właśnie Decowski jako pierwszy został aresztowany przez Gestapo, a dopiero później pozostali pracownicy tej Zbiornicy. Mogło to być również wymuszone przez Niemców na Maniaku w czasie przesłuchań w ramach gry operacyjnej Gestapo. Przed aresztowaniami pracowników Zbiornicy Jaj został tam skierowany do pracy przez Arbeitsamt młody pracownik o nazwisku Pach, mimo że Zbiornica nikogo do pracy nie zapotrzebowała. Może to wskazywać na fakt podesłania agenta Gestapo.

Julian Zubek pisał,że mówiono,iż po „wsypie” ZWZ w 1941 r. Tadeusz Dymel natychmiast ulotnił się z N.Sącza wraz z trzema podoficerami 1 PSP (również konfidentami). Ciekawe,że wymienił tylko nazwisko T.Dymla, a nie wymienił nazwisk pozostałych trzech podoficerów. Przyczyna tego tkwi prawdopodobnie w fakcie, że J. Zubek pisząc w 1988 r. te brednie nie poparte żadnymi dowodami wiedział, że Tadeusz Dymel zginął w 1948r. podczas obławy UB i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a pozostali żyją i Pan Zubek mógłby mieć poważne kłopoty za rzucanie na nich oszczerstw. Należy tutaj nadmie-nić, że w roku 1941 T. Dymel do spółki z Agatą Klostermajer z N. Sącza prowadził lokal gastronomiczny na terenie miasta. Mimo usilnych starań nie otrzymał koncesji na prowadzenie lokalu przez siebie, w przeciwieństwie do J. Zubka ps „Tatar”, który wraz z rodziną otrzymał zezwolenie na prowadzenie zakładu kapeluszniczego i sklepu futrzarskiego w samym centrum N. Sącza,co było wtedy ewenementem wśród handlowców narodowości polskiej. W tym to czasie Dymel nie mógł się „ulotnić” jak to pisał Zubek, gdyż pracował, mieszkał i był często widywany przez znajomych w Nowym Sączu.

Insynuacje J.Zubka pod adresem T. Dymla ułatwiał fakt, że T. Dymel urodził się dnia 14.10.1914r. w Castrop w Westfalii, gdzie rodzice wraz z rodziną wyemigrowali za chlebem z dzielnicy Gniezna – Piekary Gnieźnieńskie. Do Piekar rodzina wróciła 20 marca 1922 r. W roku 1933 Tadeusz Dymel ukończył Podoficerską Szkołę Piechoty w Koninie i dostał przydział do 21 Dywizji Strzelców Górskich w Bielsku Białej i 1 Pułku Strzelców Podhalańskich w Nowym Sączu, z którym to Pułkiem przeszedł szlak bojowy w wojnie obronnej 1939 r.

Tadeusz Dymel znał język niemiecki, więc po wstąpieniu do ZWZ zajmował się pracą wywiadowczą pracując okresowo jako kelner w dawnym lokalu 1 PSP w Nowym Sączu o nazwie "Bar Hanka” w kamienicy Sterna. Praca ta umożliwiała mu zbieranie danych wywiadowczych podczas rozmów z przebywającymi w lokalu żołnierzami niemieckimi. Stąd też może kojarzono go jako osobę podejrzaną. Zebrane dane Tadeusz Dymel przekazywał oficerowi Insp. ZWZ działającemu na terenie Krynicy o pseudonimie „Staszek”- „Zemsta”. (J.Bieniek, Wojsk. Ruch Oporu w Sądecczyźnie Część III-Placówki,str.454-455).

Dymel, jak napisał w swoich notatkach, miał dość wsyp i restauracyjno-kawiarnianej konspiracji członków ZWZ pijących za społeczne pieniądze. Dlatego też w roku 1943 wraz z kolegami z 1 PSP wstąpił do Oddziału BCh „Zyndram”w Łącku. Wiadomo, że w tym czasie powołane do istnienia Bataliony Chłopskie jako zbrojne ramię ruchu ludowego, poszukiwały podoficerów zawodowych do szkolenia swych żołnierzy. Dlatego też Tadeusz Dymel jako doświadczony podoficer zawodowy objął stanowisko z-cy dowódcy szefa sztabu Kompani „Zyndram”. Była to placówka dywersyjno – wywiadowcza.

Jak Tadeusz Dymel mógł być podejrzewany o współpracę z Gestapo, skoro cały czas przebywał w N.Sączu, utrzymywał kontakty z ludźmi z Inspektoratu AK oraz dowództwem BCh i pełnił odpowiedzialne funkcje w organizacjach podziemnych ?! Nigdy w stosunku do niego tak Armia Krajowa jak i Bataliony Chłopskie nie prowadziły dochodzeń w sprawie podejrzeń o współpracę z Gestapo mimo, że Julian Zubek ps „Tatar”, jak pisze w swoich wspomnieniach, usilnie się o to starał wraz z Leopoldem Frőhlichem.

Helena Dymel, żona Tadeusza, podejrzewała, że przyczyną tego były wzajemne animozje z czasu, gdy J.Zubek odbywał czynną służbę wojskową w 1 PSP, podczas gdy T. Dymel pełnił służbę zawodowego podoficera. Dotyczyły one podobno również rywalizacji sportowych gdzie T. Dymel, jako znakomity narciarz, wygrywał dywizyjne zawody sportowe.

Natomiast Leopold Frőhlich oraz jego brat Karol, właściciel Fabryki Pługów w N. Sączu, pracujący na rzecz Niemców, miał zatarg na tle spraw finansowych, kiedy T. Dymel był współwłaścicielem firmy transportowej świadczącej sporadycznie usługi transportowe na rzecz tej Fabryki. Podejrzanym jest również Frőhlich, wójt w Stadłach, znany w czasie okupacji jako „polakożerca”, który odpowiedzialny był za zastrzelenie mieszkańca Naszacowic (Pana Pietrzaka).

Po denuncjacji Tadeusza Dymla ps „Srebrny” do Urzędu Bezpieczeństwa i jego uwięzieniu, obrony podjął się znany adwokat mecenas Kazimierz Sichrawa, którego ojciec dr Roman Sichrawa pełnił odpowiedzialną funkcję w sztabie Inspektoratu Nowosądeckiego AK w czasie, kiedy miała miejsce „wsypa” w ZWZ w marcu 1941r.

Helena Dymel, była w doskonałych stosunkach z siostrami Józefą i Janiną Stefaniszyn, łączniczkami Insp. AK, u których przy ul. Ogrodowej 39 w N. Sączu mieściła się jedna z konspiracyjnych skrzynek kontaktowych. Janina Stefaniszyn w 1947 r. pracowała w Sądzie Okręgowym w N.Sączu i pomogła Helenie Dymel uzyskać nielegalne widzenie z aresztowanym mężem. Wykradła też akta procesowe, z których Helena Dymel wypisała nazwiska osób zeznających przeciwko jej mężowi.

Helena zdradziła później rodzinie, że donosy do Urzędu Bezpieczeństwa były autorstwa Juliana Zubka i Leopolda Frőhlicha i złożone zostały na ręce płk Wałacha, znanego z represji przeciw członkom polskiego podziemia.

Warto wspomnieć, że Janina Stefaniszyn była ofiarą aresztowań w wyniku „wsypy” w ZWZ w 1941r, trafiła do obozu koncentracyjnego z którego do N.Sącza wróciła w 1945 r.

Należy uznać, że zarówno siostry Stefaniszyn jak i mecenas Sichrawa wierzyli w niewinność Tadeusza Dymla. Gdyby widzieli w nim konfidenta Gestapo, to z całą pewnością nie zdecydowali by się mu pomóc.

Również później wielu ludzi z organizacji AK jak i BCh starało się pomóc Helenie Dymel po powrocie z więzienia. Została ona aresztowana w 1948r. i otrzymała wyrokiem Sądu Wojskowego 10 lat więzienia za usiłowanie obalenia panującego ustroju ludowego, posiadanie broni, udział w nielegalnej organizacji „Wiarusy” oraz za pomoc w ucieczce męża T. Dymla z rozprawy.

Ucieczka Tadeusza Dymla z rozprawy była konieczna. Został on poinformowany, że na podstawie donosu oskarżono go o współpracę z Niemcami w czasie okupacji oraz o denuncjację 500 Polaków na Gestapo, za co ówczesne Sądy wymierzały jedyny wymiar kary – karę śmierci. Donos ten jest tak absurdalny, że aż trudno uwierzyć, iż Sąd dał mu wiarę. Artykuł Dawida Golika z Oddziału IPN Kraków pt. „Tadeusz Dymel „Srebrny” bohater czy konfident”, oraz opracowania osoby najbardziej zorientowanej w sądeckiej konspiracji, a mianowicie Józefa Bieńka dowodzą, że z zebranych przez niego na przestrzeni kilkudziesięciu lat informacji wynika, że rzeczywiście T. Dymel w latach 1940 – 1941 zachowywał się tak dwuznacznie, iż w końcu zaczęto go posądzać o współpracę z Gestapo. Ostatecznie zarzuty kolaboracji nie zostały stwierdzone.

Także postawa części osób związanych z okupacją konspiracyjną na terenie Nowego Sącza względem T. Dymla jak i jego żony Heleny Dymel wcale nie świadczy o tym, że podejrzewano go o kontakty z Niemcami.

Ostatecznie na zakończenie tego wątku – przy zwłokach T. Dymla ps. „Srebrny”, ówcześnie dowódcy oddziału ROAK „Wiarusy”, który zginął w 1948 r. podczas październikowej obławy w Rabce k/Chabówki znaleziono różnego rodzaju notatki. Ewidencjonował w nich wykonane akcje, poniesione wydatki, itp. Pozwalały one również na korygowanie informacji o przeciwniku ( UB, MO i KBW). Wśród zeszytów i pojedynczych zapisanych kartek znalazły się także fragmenty brudnopisu listu pisanego ręką „Srebrnego”, którego adresatem była Prokuratura w Nowym Sączu. Jest to swoista próba rozliczenia się T. Dymla z jego własną przeszłością i stanowi jedyny ślad jego obrony przed stawianymi zarzutami współpracy z Niemcami. Dawid Golik z oddziału IPN cytuje treść 4 stron napisanych przez T. Dymla na temat „wsypy” ZWZ i innych organizacji w 1941 r. Niestety nie zachowały się kolejne kartki brudnopisu, na których Dymel najprawdopodobniej odnosił się bezpośrednio do zarzutów stawianych mu przez Sąd. Można również przypuszczać, że gdyby kolejne kartki nie zaginęły, dowiedzielibyśmy się wreszcie prawdy, nazwiska lub nazwisk konfidentów, którzy doprowadzili do „wsypy” organizacji podziemnych ZWZ i Związku Wali Czynnej ZWC. Historia tych wypadków wskazuje, że zniknięcie części kartek brudnopisu z akt UB, Prokuratury czy też Sądu oraz dwukrotne donosy na T. Dymla (raz bezpośrednio po wkroczeniu Rosjan do Nowego Sącza w 1945 r. do NKWD, a drugi dnia 18 czerwca 1947 do Urzędu Bezpieczeństwa na ręce płk Wałacha) na podstawie absurdalnych zarzutów, mogły dokonać osoby bezpośrednio winne za te wypadki, chcąc zatrzeć ślady swej zbrodniczej działalności.

Józef Bieniek w swych opracowaniach pisze, że to członkowie ZWC ujawnili podczas śledztwa znane im nazwiska i adresy ludzi związanych z ZWZ. Brak należytych środków ostrożności pociągnął za sobą dekonspirację całej struktury, a kolejni zatrzymani ujawniali nieznane dotąd Niemcom fakty. Józef Bieniek wskazuje także na kluczową rolę, jaką pełnił towarzysząc Gestapo podczas poszczególnych aresztowań były członek podziemia Władysław Siemek.

Tadeusz Dymel w swoim liście wymienił również osobę Aleksandra Tabaczyńskiego, sugerują, że inni konspiratorzy nie darzyli tego człowieka zaufaniem. Z analizy dokumentów procesowych związanych z Gestapo w Nowym Sączu, wynika, że mogli oni mieć rację, gdyż według zeznań pracującego tam Edwarda Butza jednym z jego bezpośrednich informatorów był Tabaczyński – restaurator, Nowy Sącz, ul. Lwowska 13 (Archiwum Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie, Ds. 6/68, k. 35, Częściowy odpis protokołu przesłuchania Edwarda Butza z 1 kwietnia 1947 r.). Ciekawą sprawę stanowią opracowania (również IPN) dotyczące utworzenia przez T. Dymla „Srebrnego” po wystąpieniu z oddziału „Zyndram” własnego oddziału „Odwet” w sile plutonu. Według relacji partyzantów oddziału „Odwet” został on wydzielony ze składu kompani „Zyndram” i oddany pod dowództwo Dymla celem prowadzenia zadań specjalnych dywersyjno – wywiadowczych. Oddział ten nie podlegał scaleniu z AK tak jak oddział BCh „Sępa”.

Kazimierz Wątróbski ps. „Sęp” został skrytobójczo zastrzelony we wsi Łyczana w domu Jana Matusika przez członków oddziału MAK oraz 3Kompanii AK dowodzonej przez Juliana Zubka. Zabójcy to: sierżant Stanisław Bieniek z Tęgoborzy ps. „Just” oraz Stanisław Łacha ps. „Zwinny”. Mimo interwencji władz i dowództwa BCh w inspektoracie AK nie wydano winnych, a z pokrętnych tłumaczeń w końcu wynikło, że był to mord polityczny. Fakty te opisuje w swej książce Józef Olszyński „ Walka w Beskidzie i na Pogórzu Sądeckim, wspomnienia z lat okupacji” Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1978 r. Sprawa ta zaogniła stosunki między AK i BCh i ostatecznie zerwała umowę scaleniową między tymi organizacjami niepodległościowymi. Podobno Kazimierz Wątróbski „Sęp” był powołany na dowódcę oddziałów mających uczestniczyć w akcji Burza i stąd to zabójstwo. W każdym razie oddział MAK został rozwiązany, a Julian Zubek wydalony z AK. Stąd jego pobyt aż do ujawnienia w obozie partyzanckim Iwana Zołotara. Z uwagi na fakt, że podobnym oddziałem specjalnym był „Odwet” – oddział Srebrnego, stąd też był on tropiony z taką zaciekłością, szkalowany i denuncjowany na podstawie fałszywych dowodów i był przeznaczony do „odstrzału”, chociaż co dziwne, był człowiekiem o innych przekonaniach politycznych. Świadczą o tym walki partyzanckie z utrwalaczami władzy ludowej prowadzone z oddziałem „Wiarusy” aż do śmierci.

Interesująca jest sprawa związana z wykonaniem przez T. Dymla wyroku śmierci na konfidencie Gestapo, znanym nowosądeckim adwokacie Józefie Janiku. Szef Gestapo w N.Sączu Hamann, specjalista ds. walki z podziemiem niepodległościowym w Polsce wraz z szefem ds. wywiadu Gestapo Wiesnerem, przygotowali mistyfikację mającą na celu kolejne rozpracowanie podziemia, tym razem ludowego. Do komórek wywiadu BCh zaczęli zgłaszać się okoliczni mieszkańcy donosząc, że znany nowosądecki adwokat Józef Janik, mający kancelarię adwokacką w podcieniach /obecnie zamurowaną/ na skrzyżowaniu nowosądeckiego Rynku z ul. Jagiellońską, rozpytuje przy każdej okazji ludzi o oddziały partyzanckie przebywające w okolicy, oraz członków tych oddziałów. Pierwsi zgłosili ten fakt Stanisław Kantor z Górowej i Mateusz Popardowski ze wsi Janczowa. Wywiad BCh / Tadeusz Dymel ps. „Srebrny”/ zaczął więc interesować się działalnością Józefa Janika i śledzić go. Sytuacja stała się alarmująca gdy J. Janik spotkawszy znanego działacza ludowego Józefa Olszyńskiego zaczął go rozpytywać o podziemie ludowe strasząc i ostrzegając równocześnie o skutkach udziału w działalności tego podziemia.

Następnie przyznał się, że został zwolniony z obozu w Oświęcimiu podpisując deklarację współpracy z Gestapo , i że uczynił to za namową żony zaprzyjaźnionej z z-cąHamnna, Wiesnerem. Fakt ten spowodował wydanie wyroku śmierci na konfidenta. Wykonawcą wyroku był T.Dymel ps. „ Srebrny „ który przeprowadził brawurową akcję. W biały dzień w centrum miasta,wychodzącemu z kancelarii zdrajcy strzelił w głowę po odczytaniu wyroku , po czym spokojnie się oddalił. Okazało się jednak, że zdrajca przeżył. Miał zgruchotaną szczękę gdyż kula wyszła bokiem i zmuszony był później zapuścić zarost. Sprawa ta była głośna w Nowym Sączu i na pewno miała reperkusję w stosunku do wykonawcy wyroku. Jedną z nich mogło być stworzenie fikcyjnych dowodów współpracy T.Dymla z Gestapo, poprzez współpracujących z Gestapo Polaków, czy to zmuszonych do takich zeznań torturami w czasie przesłuchań, czy też groźbami. Faktem jest, że Gestapo ściągało z Oświęcimia więźniów bestialsko ich przesłuchując żeby wymusić zeznania. Stąd też później w obozie w Oświęcimiu rozsiewano pogłoski, że dostali się tam za sprawą Dymla.
Konfident Janik Józef, mimo ponawianych prób zamachu, nie został zastrzelony. Był doskonale chroniony przez Gestapo. Po pewnym czasie rozpowszechniono pogłoskę, że Józef Janik dostał się do Oświęcimia zadenuncjowany przez T.Dymla , który teraz czyha na jego życie chcąc zatrzeć ślady. Pogłoski te dziwnym trafem rozsiewał też, o dziwo, Julian Zubek.

Do obecnych czasów wśród partyzantów z BCh i nie tylko, krążą różne opinie o działaniach Juliana Zubka, a to :
1. Julian Zubek ps. „Tatar” budził podejrzenia jakim to sposobem on i jego brat mieli koncesję na handel futrami, kiedy futra rekwirowano ludności na rzecz „ocieplania” żołnierzy, walczących na wschodnim froncie.
2. Niejasne okoliczności działania J. Zubka w sprawie zastrzelenia przez partyzantów z jego oddziału dowódcy oddziału specjalnego BCh Kazimierza Wątróbskiego ps. „Sęp”.
3. Przebywanie pod koniec wojny w bazie partyzantki radzieckiej i zejście z gór do Nowego Sącza całej 3 Kompanii AK oraz rozbrojenie oddziału.
4. Udział w akcjach (wraz z NKWD) ujawniania i rozbrajania innych oddziałów partyzanckich AK.
5. Uwolnienie J. Zubka z więzienia NKWD zaraz po ujawnieniu przez dowódcę radzieckich oddziałów partyzanckich płk. Iwana Zołotara wraz z zaleceniem opuszczenia kraju. W opublikowanych wspomnieniach J. Zubek pisał, że musiał opuścić kraj z uwagi na Tadeusza Dymla, który groził mu śmiercią ( !?). Jest to kolejne kłamstwo, gdyż z relacji samego Zubka wiadomo, że w 1945 r. rozpoczął przerwane przed wojną studia na AWF. Równolegle wykorzystywany był przez UB do negocjacji z pozostającymi w lesie akowcami (D.Golik, OIPN Kraków).

Stanisław Jawor, kolega Zubka z partyzantki był członkiem ZWZ w placówkach „Świsłocz” w Starym Sączu, pełnił w ZWZ funkcję łącznika w oddziale „Zawiszy” i pracownika wywiadu w oddziale por. Zygmunta Klimeckiego ps. „Lech”. Od 8 lipca 1944 r. jako szeregowy żołnierz, starszy strzelec, a następnie kapral wchodził w skład oddziału 1 PSP AK, dowodzonego przez J. Zubka ps. „Tatar”.

W październiku 1944 r. w akcji we Frycowej pod Margoniem, uczestniczył pod dowództwem Jana Frejslera ps. "Ksawery" w zasadce na auta niemieckie. Zdobyto pocztę polową żołnierzy niemieckich oraz skrzynkę metalową z planami robót fortyfikacyjnych w południowej Sądecczyźnie. Plany te przekazano dowódcy partyzantki radzieckiej mjr Iwanowi Zołotarowi, co pomogło Armii Czerwonej zapoznać się z przebiegiem niemieckich linii obronnych na Sądecczyźnie.

Jak pisze w swoich wspomnieniach Stanisław Jawor, działalność konspiracyjną J. Zubek ps. „Tatar” wraz z całym Oddziałem zakończył złożeniem broni przed Komendantem Wojskowym Nowego Sącza płk. Nagatkinem 24 stycznia 1945 r. Po kilku, kilkunastu dniach posypały się aresztowania. NKWD zatrzymało „Tatara”, który dzięki wstawiennictwu płk. Iwana Zołotara wyszedł na wolność, ale został zmuszony do opuszczenia kraju (Rocznik Sądecki Nr 2011, Tom XXXIX, Stanisław Jawor 1924 – 2009, str. 397 – 398). Z powyższego wynika, jak Julian Zubek „Tatar” fałszuje prawdę, twierdząc, że Tadeusz Dymel, ps. „Srebrny” współpracował ściśle z płk. Iwanem Zołotarem, a on musiał wyjechać z kraju przed zemstą Tadeusza Dymla. Oczywiście za co miała być dokonana ta zemsta to już Julian Zubek nie pisze.

Dawid Golik z OIPN Kraków w swym opracowaniu nt. Tadeusza Dymla „Srebrnego” pisze, że wyjazd Juliana Zubka z kraju nie mógł być związany z groźbą zemsty ze strony T. Dymla, a raczej z uwagi na to, że jako oficer AK mógłby zostać aresztowany. Tadeusz Dymel ukrywający się wówczas przed władzami nie miał możliwości dokonania zemsty.

Ostatecznie niewinność T. Dymla potwierdza Józef Bieniek w swoich opracowaniach drukowanych w Roczniku Sądeckim Tom XII, Nowy Sącz, 1971 t., str. 316 – 323- Wojskowy Ruch Oporu w Sądecczyźnie. Część I (materiały do historii sztabów Inspektoratu ZWZ – AK).

Ciekawe jest również, że tak Julian Zubek jak i wielu piszących o latach okupacji „historyków” stara się czynić zarzut w stosunku do Tadeusz Dymla, że współpracował z partyzantką radziecką. Natomiast jest niezbitym faktem historycznym, że z partyzantką radziecką płk. Iwana Zołotara współpracowały wszystkie polskie organizacje podziemne z tego okresu podległe tak Armii Krajowej, Batalionom Chłopskim, jak i pozostałym formacjom politycznym. Fakty współpracy opisywane są w literaturze niepodległościowej oraz są dobrze znane ludziom żyjącym w tych czasach i żyjących jeszcze obecnie.

Wracając do tematu dotyczącego okoliczności wysadzenia nowosądeckiego zamku należy, aby wszyscy obywatele Nowego Sącza w tym historycy, jak i dziennikarze poznali wreszcie prawdę. Wysadzenia zamku dokonał Oddział Batalionów Chłopskich z Kompanii „Zyndram”, wydzielony pluton ds. dywersji i wywiadu ps. „Odwet” pod dowództwem Tadeusza Dymla. Oddział ten rozpoznał, że w podziemiach zamku zmagazynowano duże ilości materiałów wybuchowych, trotylu, dynamitu, donaritu oraz broni i amunicji. Z rozmów z kierowcami i pracownikami zatrudnionymi w organizacji TOD –a dowiedzieli się, że materiały wybuchowe mają służyć wysadzeniu ważnych obiektów strategicznych w rejonie Nowego Sącza i okolic, zapory rożnowskiej, mostów drogowych i kolejowych. Natomiast zmagazynowanie broni i amunicji miało służyć wycofującym się jednostkom frontowym Wermachtu do obrony na linii Dunajca fortyfikacji budowanych od kilku lat przez jednostki TOD oraz miejscową ludność pod przymusem. Budowa tych fortyfikacji była dobrze znana całej ludności Sądecczyzny.

Wystarczy, aby osoby chcące poznać prawdę przeczytały opracowania Józefa Bieńka umieszczane w Rocznikach Sądeckich oraz oryginalne zeznania Witolda Młyńca, partyzanta z oddziału „Odwet” BCh Tadeusza Dymla „Srebrnego”.

Tadeusz Dymel rozkazał Witoldowi Młyńcowi oraz Edwardowi Skórnógowi ps. „Szatan” (szwagier T. Dymla) zatrudnić się przy pracach transportowych przy przewozie materiałów wybuchowych z magazynu organizacji TOD –a przy ulicy Długosza w Nowym Sączu do magazynu głównego w podziemiach zamku.

O wynikach prowadzonych prac wywiadowczych T. Dymel powiadomił dowództwo BCh. Z uwagi na powagę sytuacji dowództwo BCh powiadomiło również partyzantkę radziecką. Wspólnie postanowiono wybrać mniejsze zło i wysadzić magazyn materiałów wybuchowych w zamku, aby nie dopuścić do wysadzenia obiektów w Nowym Sączu i okolicach i zniszczyć broń i amunicję mającą służyćNiemcom do obrony linii Dunajca, tym samym uchronić ludność przed śmiercią w czasie jej prowadzenia.

Synchronizacja wysadzania magazynu musiała być powiązana z atakiem wojsk radzieckich, aby uniknąć represji niemieckich na ludności cywilnej miasta.

Samą operację wysadzenia zamku mógł zaplanować i zrealizować jedynie Tadeusz Dymel, ps. „Srebrny”, zastępca dowódcy placówki BCh „Zyndram” i dowódca oddziału „Odwet” wraz ze swymi podwładnymi. Mieszkając w Nowym Sączu i służąc uprzednio w 1 PSP jako podoficer zawodowy znał teren operacji, posiadał gruntowne wyszkolenie wojskowe, był pracownikiem wywiadu oraz miał możliwość zorganizowania potrzebnych min z zapalnikami czasowymi. Był w stanie również zapewnić bezpieczny odwrót po wykonaniu zadania. Członkowie oddziału Dymla w trakcie przewozu materiałów wybuchowych z magazynu przy ulicy Długosza na zamek, przewieźli ukryte miny z zapalnikami dostarczone przez Dymla, do podziemi zamku i tam umieścili je wśród składowanych materiałów wybuchowych. Byli to bohaterscy młodzi ludzie Witold Młyniec i Edward Skórnóg.

Wybuch nastąpił 18 stycznia 1945 r. o godzinie 5, 20 rano.

Przed wysadzeniem zamku Tadeusz Dymel rozkazał rozpuszczenie wieści wśród mieszkańców miasta, a szczególnie dzielnic w okolicach zamku, aby opuścili domy przed mającym nastąpić bombardowaniem lotniczym zamku oraz mostu nad Dunajcem. Przyczyniło się to do uchronienia ludności przed śmiercią i spowodowało znaczne zmniejszenie strat wśród ludności. Olbrzymie straty świadczą o ilości zgromadzonych materiałów wybuchowych, zniszczone zostały dwa mosty, zwały gruzu zablokowały szosę w kierunku Chełmca, kamienie zostały rozrzucone aż w okolice Plant i Rynku. W ruinach zamku znalazła śmierć znaczna część załogi niemieckiej z batalionu wartowniczego, który tam stacjonował, oraz jednostek frontowych, które po przejściu mostu stacjonowały pod murami miasta. Uległy również zniszczeniu niemieckie tabory, autobusy, furmanki, działa samobieżne itp. Zeznania świadków zostały opisane w Tygodniku „Dunajec” Nr 3 Rok II, str. 3 z dnia 18 stycznia 1981 r. w art. „Wybuch o świcie” autorstwa Jerzego Leśniaka.

Po podłożeniu min partyzanci bezpiecznie wrócili do miejscowości Kicznia koło Jazowska, gdzie była baza oddziału „Odwet” T. Dymla. Za tę akcję T. Dymel został odznaczony Krzyżem Zasługi. Odznaczenia osobiście nie odebrał z uwagi na ostrzeżenie, że w czasie jego odbierania w Belwederze ma zostać aresztowany – na podstawie donosu – za walkę z władzą ludową (relacja żony Heleny Dymel).

Na wspomnienie zasługuje również fakt, iż w czasie swojej trzeciej wizyty w Nowym Sączu płk. Zołotara, dowódcy partyzantki radzieckiej na Sądecczyźnie doszło do jego spotkania z córką Tadeusza Dymla. O spotkanie to usilnie zabiegał. Był zdziwiony, że Tadeusz Dymel, taki odważny i zasłużony z okresu okupacji został zabity przez siły Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Poinformował córkę T. Dymla, że chciał wydać do druku książkę o walkach partyzanckich w czasie okupacji niemieckiej pt. „Przyjaźń wojennych lat”, opisując między innymi historię wysadzenia zamku. Cenzura w Polsce nakazała mu wycofać z niej wszelkie wzmianki o Tadeuszu Dymlu ps. „Srebrny”, co warunkowało wydanie tej książki w Polsce. Bardzo przepraszał, że był zmuszony to uczynić. Sam jak się później okazało przypisał sobie wiele zasług w tej sprawie.

Kreśląc te kilka informacji o wydarzeniach z tamtych lat spodziewamy się obiektywnej oceny tych wydarzeń. Nie można bezkarnie drukować oszczerstw, ani przerzucać swoich win na innych i w ten sposób zacierać ślady własnych przestępczych działalności przeciwko Narodowi Polskiemu.

W postępowaniu Sadu Apelacyjnego w Krakowie – II Wydział Karny z dnia 28 listopada 1996 r. w sprawie rehabilitacji Heleny Dymel, żony Tadeusza Dymla, skazanej na 10 lat więzienia, Sąd zawyrokował: „…co zaś się tyczy powodu aresztowania Tadeusza Dymla, a to kolaboracji, trzeba zauważyć, że nie jest to udowodnione, ani nie było dowiedzione ówcześnie, a mogło być znanym z praktyki pretekstem do represjonowania zbrojnego podziemia”.

Sprawa rehabilitacji Tadeusza Dymla utknęła, gdyż na złożony przez córkę Dymla wniosek o udostępnienie dokumentów/ zapytanie o status pokrzywdzonego na podstawie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, złożony dnia 25 maja 2001 r. dopiero po ponad trzech latach, tj. 28 października 2004 r. Instytut odpowiedział, że „ … zaświadcza się, że na podstawie posiadanych i dostępnych dokumentów zgromadzonych w zasobie archiwalnym Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, że Pan Tadeusz Dymel… nie jest pokrzywdzonym w rozumieniu art. 6w/w ustawy”. W listopadzie 2012 r. rodzina dowiedziała się, że dokumenty dotyczące osoby Tadeusza Dymla opatrzone są klauzulą tajności.

Dalsze losy partyzanckie Tadeusza Dymla ps. „Srebrny”, przedostatniego dowódcy Oddziału „Wiarusy”, pasmo jego walk z utrwalaczami władzy ludowej wraz z współtowarzyszami walk partyzanckich to oddzielny tematy częściowo rozpoznawany przez historyków badających te czasy łącznie z historykami IPN.

Działalność partyzancka Tadeusza Dymla została uhonorowana odczytaniem jego nazwiska w „Apelu Poległych”, podczas odsłonięcia pomnika Żołnierzy Wyklętych w Gorcach pod Turbaczem w dniu 12 sierpnia 2012 r,

Na pomniku umieszczono napis memoratywny, który brzmi:
Pamięci Żołnierzy
Konfederacji Tatrzańskiej
Armii Krajowej
Ludowej Straży Bezpieczeństwa
Zgrupowania "Błyskawica" Józefa Kurasia "Ognia"
oddziału "Wiarusy"
walczących w Gorcach w latach 1942-1949 o niepodległość Polski i wolność człowieka z niemieckim i komunistycznym zniewoleniem.


Rodzina Tadeusza Dymla: córka Renata Konar oraz wnuczka Beata".
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
rozdrapywaćz ran15.10.2018, 11:30
Pan Tadeusz jest jak bakteria która zagnieździ się w organizmie i ciężko ja wyplewić
zwz15.10.2018, 08:16
a Morawę do sądu, za plugawienie pamięci !!
Tyle samo prawd ile klamstw ...14.10.2018, 21:46
Daję wiarę tym wyjaśnieniom i dziękuję za ich napisanie. Losy ludzkie są zbyt skomplikowane by można było pochopnie wyrokować kim to jest, lub był. Tadeusz Dymel za to kim był u drugiego okupanta zapłacił życiem, pierwszy wystawiłby mu taki sam rachunek tyle, że nie zdążył.
Cześć Jego Pamięci!
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl