15.05.2022, 12:00 | czytano: 7272

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar… Jedynak w rodzinie

arch. Autora
"Podhalańskie kółka kręcą się dalej, może niebawem dojadą do mety. Jednak zanim się to zdarzy, odkryjemy jeszcze kilka kart motoryzacyjnej historii naszego miasta" - zapowiada pochodzący z Nowego Targu dziennikarz i publicysta Jacek Sowa w kolejnym odcinku cyklu "Podhalańskich kółek czar".
Gdy Franciszek Giełczyński zakładał w XIX wieku w Nowym Targu swój zakład ślusarski, nie mógł przypuszczać, że rodzinna tradycja przejdzie przez dwa stulecia. Kontynuował ją wnuk, Stanisław Błoniarz, legionista i ojciec Mieczysława, rzemieślnika, który obrósł w legendę w motoryzacyjnych kręgach miasta i okolicy.
Gdy cichły pomruki drugiej wojny światowej, młody Mietek (ur. 1922 r.) pracował przy ślusarce i dłubał w motorach, aby zarobić na życie. A że miał talent i cierpliwość, wychodziło mu to całkiem nieźle. Poznał dusze motocykli, których wtedy było na lekarstwo, a i to wszelakiej maści. Próbował na okolicznych wertepach, stąd przyszedł pomysł, aby zacząć jeździć „na sportowo”. Rodzinne koneksje i ochota podobnych jemu zapaleńców doprowadziły w 1950 roku do powstania w Nowym Targu sekcji motorowej. Najpierw były to grupowe wyprawy za miasto, potem zaś zabrano się za poważne „rajdowanie”.

Każdy jechał na tym, co miał; własne, poskładane z różnych części motocykle, w których trudno byłoby doszukać się marki. Wszystko to odbywało się u Mietka w warsztacie niedaleko Rynku, naprzeciw bazy transportowej PZGS, gdzie łatwo było o zdobycie potrzebnych narzędzi czy kawałka obrobionego metalu. Mietek był wśród rówieśników motorowym guru, z racji swej smykałki do ukochanych warczących rumaków. Na początku lat pięćdziesiątych rozwinął działalność sekcji motorowej w nowotarskiej „Spójni” (późniejsze „Podhale”) po części wspieranej przez tutejsze zakłady pracy. Sam też wyruszał na rajdowe trasy na wyszykowanym własnoręcznie sprzęcie, masywnym Triumphie, czy niezawodnym DKW - aby stać się posiadaczem markowej Jawy 250.

Mieczysław Błoniarz na Jawie 250

Warunki ustrojowe zobowiązały do udziału w imprezach propagandowych, organizowanych przez ówczesną LPŻ (Liga Przyjaciół Żołnierza – protoplasta LOK-u) będącej przybudówką wojska. Jednak dawało to pewne korzyści materialne, gdyż LPŻ posiadał sporo sprzętu, na którym członkowie klubu mogli jeździć na imprezy i doskonalić swoje umiejętności. Zawirowania polityczne sprawiły, że postanowiono pozbyć się motocyklistów, a sprzęt zezłomować. Pan Mieczysław w sobie tylko znany sposób zdołał te motory uratować; trafiły do jego warsztatu i do rąk kolegów z sekcji motorowej.

Mieczysław Błoniarz przez sześć lat (1950-56) kierował klubową sekcją. Wtedy największą imprezą motocyklową był tu Międzynarodowy Rajd Tatrzański, jeszcze nie przegoniony z górskich szlaków. Blisko setka zawodników ścigała się na wertepach dojazdowych i diabelskich odcinkach jazdy obserwowanej. Podczas jednego z nich, w połowie lat pięćdziesiątych, był bliski spektakularnego zwycięstwa, jednak prowadząc w rajdzie na najnowszym produkcie polskiej motoryzacji, ciężkim motocyklu ze szczecińskiej fabryki M07R Junak, blisko 20-konny, jednocylindrowy silnik o poj. 350 ccm, odmówił posłuszeństwa i sukces diabli wzięli.

Mieczysław Błoniarz na trasie Rajdu Tatrzańskiego

Pod koniec lat pięćdziesiątych nowotarski klub odnosił kolejne sukcesy i zdobywał trofea, oprócz Błoniarza nierozerwalnie związane jeszcze z nazwiskami Zdzisława Świątka, czy Jacka Haszlakiewicza, a pod jego ręką rozwijały się kolejne talenty nowotarskich mistrzów kierownicy – Romana Dziubińskiego i Janusza Temeckiego, czy potem Marka Kowalczyka.


Nowotarscy mistrzowie kierownicy spod ręki Błoniarza– Roman Dziubiński (na motocyklu) i Marek Kowalczyk (słucha rad szefa)

Po zmianach organizacyjnych sekcja trafiła pod skrzydła SRzKS „Gorce”, gdzie w 1974 roku ponownie został szefem sekcji, a żadna poważna impreza motocyklowa nie mogła odbyć się bez jego udziału. W tamtych latach podczas zawodów czynnie sekundowały dzieci pana Błoniarza, synowie Staszek i Mietek oraz pomagająca w biurze zawodów córka, Danusia, później długoletnia sędzia imprez motocyklowych, czynnie udzielająca się w Związku Podhalan czy chórze „Gorce”.

Pani Danusia Błoniarz (potem Jedynakowa) jako sędzia na rajdzie motocyklowym

Urodziwą dziewczynę o blond włosach wypatrzył jeden z czołowych rajdowców silnego klubu fabrycznego z Kielc, Zbigniew Jedynak, w 1977 roku wicemistrz Polski w rajdach enduro. Wypatrzył i został… Błyskotliwego sportowca, ale i wykwalifikowanego mechanika, pan Mieczysław przyjął do pracy w swoim warsztacie, a niebawem czeladnik zaczął mówić do mistrza: Tato!
Podparty solidną wiedzą i pracą talent Zbyszka zaowocował wynikami. Jedynak startował w eliminacjach do mistrzostw Europy, zdobywając m.in., brązowy medal podczas zawodów w Koszycach, a w 1981 roku wygrał Rajd Tatrzański! Do tego sukcesu doszły dwa kolejne tytuły mistrza Polski w trialu.

Zbigniew Jedynak na trasie wygranego w 1981 Rajdu Tatrzańskiego

Po udanych startach w eliminacjach do mistrzostw świata spróbował szczęścia za oceanem, które go nie zawiodło. Trzecie miejsce w mistrzostwach USA, stanowe mistrzostwa Michigan, Indiana i Illinois i dziesiątki nagród i pucharów, które zdobią dziś jego motoryzacyjny biznes przy ulicy Szaflarskiej. Podobnie jak jego niezrównana rajdowa Honda…

Zbigniew Jedynak w teamie Hondy na amerykańskich mistrzostwach

Zbigniew Jedynak do dziś pozostaje w branży motocyklowej. Po zakończeniu czynnej kariery zawodniczej - już jako senior nadal siada na motor i wygrywa zawody old boyów. W grudniu skończy 70 lat…

Jedynak jako senior z powodzeniem startuje w rajdach oldboyów

Warsztat przejęty od teścia stał się specjalistycznym serwisem motocyklowym, wyposażonym w nowoczesny park maszynowy, szkolącym przy okazji wykwalifikowanych ślusarzy i mechaników.

Zmarły przed piętnastu laty w wieku 86 lat Mieczysław Błoniarz, trwale zapisał się w historii nowotarskiej motoryzacji, pozostawiając domową schedę w dobrych rękach. Jedynak konsekwentnie kontynuuje rodzinne tradycje; co prawda córki poszły w medycynę i ekonomię, ale wnuk Leoś nie powiedział jeszcze ostatniego słowa…

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
hajduk16.05.2022, 12:40
piękna historia wtedy ludzie inaczej patrzyli na ten sport teraz niestety coraz więcej zakazów ograniczeń coraz ciężej uprawiać ten sport
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl