NOWY TARG. Dzieła artystki to jej skarbiec, tworzony na własny użytek, dla widza nie do końca odgadniony. I tak niech pozostanie - w Ośrodku Współpracy Polsko-Słowackiej odbył się we wtorkowe popołudnie wernisaż wystawy prac plastycznych Sylwii Mensfeld. Ekspozycję będzie można oglądać do końca czerwca.
Artystka, świetna poetka, mocno poharatana przez życie, po wielu kryzysach psychicznych i wielu pobytach w szpitalu jest laureatką licznych konkursów, m.in. ostatniej, czwartej już edycji triennale Sztuki Naiwnej i Art Brut Pogranicza Polsko-Słowackiego im. Edwarda Sutora, ogłoszonego w lipcu ubiegłego roku przez Związek Euroregion Tatry. Przypomnijmy, zgłosiło się do niego 72 artystów amatorów - 65 z Polski i 7 ze Słowacji, którzy zaprezentowali łącznie 170 prac. Spośród nich jurorzy najwyżej ocenili trzy - „Kwiato-twarze” wykonane cienkopisem, oraz „Figury” i „Smoki” - pisakami, właśnie przez Sylwię Mensfeld.„Artystka intuicyjnie odtwarza swoją rzeczywistość wewnętrzną poprzez znaki, zdeformowane kształty, skomplikowane formy geometryczne, intensywność koloru. To, co przedstawia jest nierzeczywiste, tajemnicze i niezwykle sugestywne. Jej obrazy - wizje są skomponowane z wyczuciem formy, widać też dużą biegłość techniczną. Dzieła artystki to jej skarbiec, tworzony na własny użytek, dla widza nie do końca odgadniony. I tak niech pozostanie” - napisali o twórczości Sylwii Mensfeld jurorzy konkursu.
Artystka znana jest nowotarżanom doskonale, starsi pamiętają na pewno jej ekspozycję sprzed 15 lat „Nie wstydzę się mieć schizofrenii", zorganizowaną wówczas w MOK-u, jeszcze pod wodzą Barbary Pachniowskiej. Podczas tamtego wernisażu specjaliści przedstawiali zagadnienie schizofrenii i wyjaśniali, na czym polega terapeutyczna funkcja sztuki, tworzonej przez osoby leczące się z tej choroby, a Sylwia Mensfeld czytała swoje wiersze, wyrażające wielką samotność, wyobcowanie i lęk, jakie trapią osobę nią dotkniętą.
Wczoraj wiersze Sylwii były również, tym razem jednak czytali je aktorzy krakowskiego Teatru Exit, założonego w listopadzie 2016 roku. Teatr ten - powstały przy Katolickim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych i ich Przyjaciół - „Klika”, na różne sposoby aktywizującym osoby z niepełnosprawnościami - jest przestrzenią w której spotykają się dwa światy - osoby niepełnosprawne, cierpiące na rozmaite choroby fizyczne i umysłowe oraz artyści o uznanym dorobku. Oba te światy łączy wspólna pasja - teatr i muzyka.
Specjalnym gościem wtorkowego wernisażu był - zasiadający przy fortepianie - Grzegorz Płonka, bohater nakręconego w ubiegłym roku filmu „Sonata”. Ten biograficzny dramat to poruszająca historia chłopca, u którego dopiero w wieku 14 lat stwierdzono niedosłuch, a nie jak wcześniej zakładano - autyzm. Późniejsza, prawidłowa diagnoza pozwoliła odkryć jego talent muzyczny.
Po wczorajszym wernisażu, na swoim facebookowym profilu Maciej Sikorski - założyciel Teatru Exit - opublikował tekst, który przytaczamy w całości. Co wspólnego ma obsypana nagrodami „Sonata” z wczorajszym spotkaniem w Nowym Targu? Naprawdę warto przeczytać do końca, bo pointa jest zaskakująca:
"Kochani, będzie dość długo, ale zachęcam do przeczytania. Po prostu chciałem się z Wami podzielić dzisiejszym dniem. Ale najpierw będzie wstęp.
Jakieś dwa miesiące temu widzieliśmy film - „Sonata”. Opowieść o Grzegorzu Płonce. Chłopaku, który został zdiagnozowany jako dziecko autystyczne. Konsekwencje były ciężkie i dla niego i dla rodziców. Umieszczenie w szkole specjalnej, kłopoty z rówieśnikami, trudności w nauce… Po latach okazało się, że była to nieprawidłowa diagnoza. Problemem Grzegorza był duży niedosłuch. Wywraca to jego życie i kieruje na ścieżkę muzyki. Bardzo nam się w filmie podobał wątek przyjazno-miłosny. Intrygowała nas wszystkich dziewczyna z artystyczną duszą, która pojawia się w życiu Grzegorza.
I tu pora na rozwinięcie.
Tuż przed przemową Sylwii spotykamy naszego przyjaciela - Maćka Bobra, historyka sztuki, rzecznika szpitala im Babińskiego. Proponuję by oddał nam głos, podejmujemy decyzję, że nasi aktorzy powiedzą wiersze Sylwii Mensfeld. Marzyliśmy o tym od kilku miesięcy by móc ją poznać i podziękować za jej poezję. Zaczyna Natalia. Stoi w ciszy, czekając na uspokojenie się oglądających. Po chwili wszyscy jak zahipnotyzowani skupiają na niej wzrok Natalia milczy. Pierwsza spływa łza. Jak w utworze z naszego filmu „Po drugiej stronie dnia”: „spływają po mnie łzy moich najbliższych”... Natalia zaczyna, mówi z trudnością, w wielkim wzruszeniu i z wielką godnością wypływają z niej kolejne słowa. W tym momencie na sali jest już cisza absolutna. Gdyby do galerii wleciał komar słyszelibyśmy go jak ruski bombowiec. Kończy swój wiersz delikatnym uśmiechem i pada w objęcia autorki. Drugi jest Marcin. Wyjeżdża na środek na swym wózeczku, składa ręce. Wiersz, który mówi pochodzi z naszego filmu i pojawia się w momencie bardzo dramatycznej relacji kobiety cierpiącej na depresję. Marcin w „Po drugiej stronie dnia” mówi przy jej łóżku.
„Nadwrażliwi, delikatni jak kwiaty, w obliczu maski świata bezbronni, ślepi, głusi.... Nadwrażliwi, Ci co pochodzą z górnych sfer umysłu, a psychicznie polegli marzą, że kiedyś purpura ich serca zastąpi im siłę i staną się wolni”. Marcin kończy przy absolutnej ciszy. I nie ma już na sali nikogo, kto by nie miał łez w oczach.
Ostatni wychodzi Szymon. Siada na krześle. „Boże, maluteńki jest mój biedny świat. I nie pokolorowany i podobny do innych”… W pewnym momencie wzbija się cały drżący i krzyczy - „ale ja mu się sprzeciwiam! Trącam ogniem!”. Również cały drżę i łzy zalewają mi oczy. Nasza poetka podchodzi do moich aktorów - „jestem autorką tych wierszy, ale dzisiaj usłyszałam je na nowo, jakby na nowo zostały zapisane”.
Gdyby w tym momencie był umieszczony na sali wzruszenionometr to z pewnością pękłby i wylałaby się z niego rtęć. Grzegorz Płonka ratuje sytuację. Siada do pianina. Słyszymy „Sonatę Księżycową”. Koi nas wszystkich i możemy zacząć rozmawiać.
Wracamy do Krakowa. I dopiero rozmawiając w samochodzie uświadamiamy sobie, że dziewczyną z filmu „Sonata” była Sylwia Mensfeld... Taki to ten nasz EXIT-owy świat".
Piotr Dobosz