01.06.2022, 16:36 | czytano: 3126

Exitowy świat - wernisaż Sylwii Mensfeld (zdjęcia)

Fot. Szymon Pyzowski
NOWY TARG. Dzieła artystki to jej skarbiec, tworzony na własny użytek, dla widza nie do końca odgadniony. I tak niech pozostanie - w Ośrodku Współpracy Polsko-Słowackiej odbył się we wtorkowe popołudnie wernisaż wystawy prac plastycznych Sylwii Mensfeld. Ekspozycję będzie można oglądać do końca czerwca.
Artystka, świetna poetka, mocno poharatana przez życie, po wielu kryzysach psychicznych i wielu pobytach w szpitalu jest laureatką licznych konkursów, m.in. ostatniej, czwartej już edycji triennale Sztuki Naiwnej i Art Brut Pogranicza Polsko-Słowackiego im. Edwarda Sutora, ogłoszonego w lipcu ubiegłego roku przez Związek Euroregion Tatry.
Przypomnijmy, zgłosiło się do niego 72 artystów amatorów - 65 z Polski i 7 ze Słowacji, którzy zaprezentowali łącznie 170 prac. Spośród nich jurorzy najwyżej ocenili trzy - „Kwiato-twarze” wykonane cienkopisem, oraz „Figury” i „Smoki” - pisakami, właśnie przez Sylwię Mensfeld.

„Artystka intuicyjnie odtwarza swoją rzeczywistość wewnętrzną poprzez znaki, zdeformowane kształty, skomplikowane formy geometryczne, intensywność koloru. To, co przedstawia jest nierzeczywiste, tajemnicze i niezwykle sugestywne. Jej obrazy - wizje są skomponowane z wyczuciem formy, widać też dużą biegłość techniczną. Dzieła artystki to jej skarbiec, tworzony na własny użytek, dla widza nie do końca odgadniony. I tak niech pozostanie” - napisali o twórczości Sylwii Mensfeld jurorzy konkursu.

Artystka znana jest nowotarżanom doskonale, starsi pamiętają na pewno jej ekspozycję sprzed 15 lat „Nie wstydzę się mieć schizofrenii", zorganizowaną wówczas w MOK-u, jeszcze pod wodzą Barbary Pachniowskiej. Podczas tamtego wernisażu specjaliści przedstawiali zagadnienie schizofrenii i wyjaśniali, na czym polega terapeutyczna funkcja sztuki, tworzonej przez osoby leczące się z tej choroby, a Sylwia Mensfeld czytała swoje wiersze, wyrażające wielką samotność, wyobcowanie i lęk, jakie trapią osobę nią dotkniętą.

Wczoraj wiersze Sylwii były również, tym razem jednak czytali je aktorzy krakowskiego Teatru Exit, założonego w listopadzie 2016 roku. Teatr ten - powstały przy Katolickim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych i ich Przyjaciół - „Klika”, na różne sposoby aktywizującym osoby z niepełnosprawnościami - jest przestrzenią w której spotykają się dwa światy - osoby niepełnosprawne, cierpiące na rozmaite choroby fizyczne i umysłowe oraz artyści o uznanym dorobku. Oba te światy łączy wspólna pasja - teatr i muzyka.

Specjalnym gościem wtorkowego wernisażu był - zasiadający przy fortepianie - Grzegorz Płonka, bohater nakręconego w ubiegłym roku filmu „Sonata”. Ten biograficzny dramat to poruszająca historia chłopca, u którego dopiero w wieku 14 lat stwierdzono niedosłuch, a nie jak wcześniej zakładano - autyzm. Późniejsza, prawidłowa diagnoza pozwoliła odkryć jego talent muzyczny.

Po wczorajszym wernisażu, na swoim facebookowym profilu Maciej Sikorski - założyciel Teatru Exit - opublikował tekst, który przytaczamy w całości. Co wspólnego ma obsypana nagrodami „Sonata” z wczorajszym spotkaniem w Nowym Targu? Naprawdę warto przeczytać do końca, bo pointa jest zaskakująca:

"Kochani, będzie dość długo, ale zachęcam do przeczytania. Po prostu chciałem się z Wami podzielić dzisiejszym dniem. Ale najpierw będzie wstęp.

Jakieś dwa miesiące temu widzieliśmy film - „Sonata”. Opowieść o Grzegorzu Płonce. Chłopaku, który został zdiagnozowany jako dziecko autystyczne. Konsekwencje były ciężkie i dla niego i dla rodziców. Umieszczenie w szkole specjalnej, kłopoty z rówieśnikami, trudności w nauce… Po latach okazało się, że była to nieprawidłowa diagnoza. Problemem Grzegorza był duży niedosłuch. Wywraca to jego życie i kieruje na ścieżkę muzyki. Bardzo nam się w filmie podobał wątek przyjazno-miłosny. Intrygowała nas wszystkich dziewczyna z artystyczną duszą, która pojawia się w życiu Grzegorza.

I tu pora na rozwinięcie.
Dzisiaj przyjechaliśmy do Nowego Targu na wernisaż Sylwii Mensfeld. Znanej nam i kochanej przez nas artystki. Wspaniałej poetki, mocno poharatanej przez życie, po wielu kryzysach psychicznych, wielu pobytach w szpitalu… Kilka wierszy Sylwii wykorzystaliśmy w filmie „Po drugiej stronie dnia”. Przepięknie śpiewa je Rafał Siwek. Na miejscu okazało się, że wernisaż zacznie się mini koncertem. Zagrał go… Grzegorz Płonka! Bardzo to było wzruszające.

Tuż przed przemową Sylwii spotykamy naszego przyjaciela - Maćka Bobra, historyka sztuki, rzecznika szpitala im Babińskiego. Proponuję by oddał nam głos, podejmujemy decyzję, że nasi aktorzy powiedzą wiersze Sylwii Mensfeld. Marzyliśmy o tym od kilku miesięcy by móc ją poznać i podziękować za jej poezję. Zaczyna Natalia. Stoi w ciszy, czekając na uspokojenie się oglądających. Po chwili wszyscy jak zahipnotyzowani skupiają na niej wzrok Natalia milczy. Pierwsza spływa łza. Jak w utworze z naszego filmu „Po drugiej stronie dnia”: „spływają po mnie łzy moich najbliższych”... Natalia zaczyna, mówi z trudnością, w wielkim wzruszeniu i z wielką godnością wypływają z niej kolejne słowa. W tym momencie na sali jest już cisza absolutna. Gdyby do galerii wleciał komar słyszelibyśmy go jak ruski bombowiec. Kończy swój wiersz delikatnym uśmiechem i pada w objęcia autorki. Drugi jest Marcin. Wyjeżdża na środek na swym wózeczku, składa ręce. Wiersz, który mówi pochodzi z naszego filmu i pojawia się w momencie bardzo dramatycznej relacji kobiety cierpiącej na depresję. Marcin w „Po drugiej stronie dnia” mówi przy jej łóżku.

„Nadwrażliwi, delikatni jak kwiaty, w obliczu maski świata bezbronni, ślepi, głusi.... Nadwrażliwi, Ci co pochodzą z górnych sfer umysłu, a psychicznie polegli marzą, że kiedyś purpura ich serca zastąpi im siłę i staną się wolni”. Marcin kończy przy absolutnej ciszy. I nie ma już na sali nikogo, kto by nie miał łez w oczach.

Ostatni wychodzi Szymon. Siada na krześle. „Boże, maluteńki jest mój biedny świat. I nie pokolorowany i podobny do innych”… W pewnym momencie wzbija się cały drżący i krzyczy - „ale ja mu się sprzeciwiam! Trącam ogniem!”. Również cały drżę i łzy zalewają mi oczy. Nasza poetka podchodzi do moich aktorów - „jestem autorką tych wierszy, ale dzisiaj usłyszałam je na nowo, jakby na nowo zostały zapisane”.

Gdyby w tym momencie był umieszczony na sali wzruszenionometr to z pewnością pękłby i wylałaby się z niego rtęć. Grzegorz Płonka ratuje sytuację. Siada do pianina. Słyszymy „Sonatę Księżycową”. Koi nas wszystkich i możemy zacząć rozmawiać.

Wracamy do Krakowa. I dopiero rozmawiając w samochodzie uświadamiamy sobie, że dziewczyną z filmu „Sonata” była Sylwia Mensfeld... Taki to ten nasz EXIT-owy świat".

Piotr Dobosz
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl