Jeśli ktoś odwiedził kiedyś Nowy Targ – na pewno zahaczył o temat hokeja. Jeśli ktoś tam zamieszkał na dłużej – spotykał się z tym na co dzień. Przeżyłem w stolicy Podhala pół wieku i bez hokeja nie mogłem żyć. A byli też tacy, którzy się tu urodzili i hokej był ich całym życiem, będąc jednocześnie cząstką historii tego sportu.
Historia Walentego Ziętary jest jak wielki mecz hokejowy, to trzy tercje pełne zwrotów akcji, po których następuje dogrywka i być może rzuty karne, a wynik jest do końca nieznany. Życie Walka nie było usłane różami i przez aksamitne płatki pięknych „Szarotek” często przebijały smutne kolce dziewięćsiłów. I tak już zostało… Walek – tak go nazywano od zawsze. Choć ksywka pochodzi od imienia, walka do dziś stanowi element jego dnia codziennego. Niewiele zresztą brakowało, że zostałby bokserem, a nie hokeistą. Ale nawet na lodzie Walek nigdy nie opuszczał gardy. Hokej to gra kontaktowa, sport bezpośredniej walki. Jednak na lodowisku siła fizyczna nie jest najważniejsza, o powodzeniu decyduje odwaga, wiara w swoje umiejętności techniczne, spryt, szybkość, inteligencja.Wszystkie te cechy Walek prezentował na tafli jako zawodnik, także potem zza bandy jako trener. Lata sportowej kariery przysporzyły bagażu doświadczeń i problemów, nie tylko zdrowotnych, które nie ominęły jego domowej szatni.
Dziadek Ziętara pochodził z krakowskiego Prokocimia, skąd trafił do Nowego Targu, ożenił się z babcią Pawlikowską, która przed wojną prowadziła w mieście karczmę. Za okupacji aresztowany przez Niemców zmarł po skatowaniu w więzieniu; osierocił czwórkę dzieci. Jednym z nich był Tadeusz, kuśnierz zatrudniony w nowotarskiej spółdzielni futrzarskiej, ożeniony z Zofią Krauzowiczówną, do dziś pamiętaną jako jedną z najzdolniejszych góralskich hafciarek; jej dziełem były piękne wzory na góralskim kożuszku, przekazanym w darze papieżowi Janowi Pawłowi II.
Ziętarowie zamieszkiwali w udostępnionym przez teściów skromnym pokoiku w domu przy ulicy Na Równi, gdzie spędził swe najmłodsze lata ich pierworodny, który urodziwszy się jesienią 1948 roku otrzymał imię po dziadku – Walenty. Dla małego Walka to były najpiękniejsze lata, spędzone na grach i zabawach w gronie dzieciarni, harcujących po okolicznych zaułkach i łąkach.
Był wśród tej gawiedzi jednym z młodszych, jednak swoim sprytem i sprawnością zaskarbił sobie łaski starszych kolegów – będąc niebawem liderem zespołu swojej okolicy, a byli tam Franek Pajerski, Kazek Bobek, Andrzej Fryźlewicz i uwaga, niedaleko przy ulicy Ku Studzionkom mieszkali bracia Pyszowie.
Gdy Walek poszedł do szkoły podstawowej, całą gromadą wymykali się „do kortu” w pobliskim parku, gdzie trenowali pierwszoligowi od niedawna hokeiści „Podhala”.
Prowadzeni przez słynnego reprezentanta Polski, Tadeusza Dolewskiego, tacy miejscowi gracze jak Mieczysław Chmura, Stanisław Różański czy Władysław Pabisz, pierwsi nowotarscy olimpijczycy w Cortina d’Ampezzo w 1956 roku byli idolami małych urwisów, którzy mogli ich oglądać w akcji na lodzie. Walek nawet w największych marzeniach nie mógł wtedy przypuszczać, że i on stanie się olimpijczykiem, a jego sportowe losy splotą się z tym włoskim olimpijskim miastem.
Paczka z Równi toczyła więc zacięte boje na zaśnieżonych ulicach i czasem, o zgrozo, na zamarzniętych nurtach Dunajca, z rówieśnikami z Królowej Jadwigi, którym przewodził Lolek Garbacz, Józek Jakubiec czy Jerzyk Nadolski, a Jacek Sowa pilnował bramki. Czasem nawet w lasku u Suchowiana przeciwnikami byli chłopcy z Krasińskiego, gdzie brylowali bracia Brożkowie, Gachowie czy Dworscy. Nie bacząc na docinki kolegów przypinało się okrągłe columbusy lub mniej obciachowe śpicoki, kalecząc przykręcanymi żabkami podeszwy, jedynych czasem butów. Można sobie wyobrazić gniew matki, nic dziwnego więc, że szewc z przeciwka zaliczany był do jednego z najważniejszych sąsiadów…
Nikt nie śmiał nawet marzyć o kiju Smolenia, Watychowicz dopiero zaczynał próby produkcji, a bielskie Polsporty w sklepie u Kuczaja były też za drogie, toteż każdy machał czym popadnie! Co prawda pan Słowakiewicz, stolarz zza rogu, parę razy zrobił namiastkę kija hokejowego z wklejaną łopatką, ale długo to nie wytrzymywało. Jak zwykle zaradny Walek wyczaił gdzieś odpowiednio wygiętą gałąź twardej topoli czy olszyny i tak długo ją strugał, aż powstała z tego całkiem akuratna kulmaga, która niebawem stała się postrachem przeciwników z sąsiednich ulic. Starsi koledzy podczas „wybijania się” przed grą chętnie brali Walka do swojej ekipy, bowiem wiedzieli, że zawsze mogą liczyć na dokładne podanie „na patkę”.
Ale pod koniec podstawowej edukacji szkolnej hokejowa kariera latorośli Ziętarów zawisła na włosku. A stało się to za sprawą zbudowanej przed FIS 1962 hali klubu sportowego „Gorce”, w której uruchomiono kilka sekcji, między innymi bokserską. Ponieważ sprawne witki zakończone twardymi pięściami były nieodłącznymi elementami chłopięcych rozgrywek podwórkowych, Walek chętnie zaglądał do hali przy Alei Tysiąclecia, aby popatrzeć, jak sobie poczynają przywdziani w rękawice lub podskakujący na skakance starsi koledzy, tacy jak Nunek Taborski, bracia Wielkiewiczowie czy Adam Polakiewicz. Oczywiście Walek nie omieszkał ukradkiem spróbować boksu, gdy dostrzegł go z boku trenujący miejscowych bokserów Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski. Legendarny fighter i więzień KL Auschwitz zainteresował się nieźle prezentującym się młokosem i zaproponował mu przystąpienie do bokserskiego grona. Gdy założył rękawice, szybko wypunktował kilku rówieśników i urzekł trenera swoim talentem. Na szczęście Walek zamiast rękawic wybrał łyżwy i kij hokejowy.
Wschodzącą, trzynastoletnią gwiazdę boksu skierował na lód wyż demograficzny, dzięki któremu w Nowym Targu powstała nowa szkoła podstawowa, popularna „piątka”, do której skierowano uczniowską nadwyżkę południowej części miasta.
Najmłodszy w grupie, po trzech miesiącach już był liderem drużyny, która w 1964 roku w Torunie zdobyła tytuł mistrza Polski juniorów, a Walenty Ziętara został królem strzelców! Rodzice jednak nie wyobrażali sobie, żeby ich syn poprzestał na ukończeniu szkoły podstawowej i nie kontynuował nauki. Zdał do nowotarskiego Technikum Ekonomicznego, ale wobec pierwszych, prawdziwych zagranicznych wyjazdów trudno było wymagać, aby Walek zaprzątał sobie głowę gramatyką czy koniugacjami. W konsekwencji powtarzał rok w czwartej klasie, w której spotkał się z kolegą z drużyny, Janem Kudasikiem, z którym zdobył tytuł pierwszego mistrza Polski dla Podhala.
(cdn)
Jacek Sowa
ps. W publikacji pt. „Mecz Walka Ziętary” posłużyłem się fragmentami z biografii naszego bohatera, która jest przygotowywana do publikacji w formie książkowej przez Hokejową Szkołę Ziętary.