22.03.2024, 11:29 | czytano: 2362

Obsesja pt. Gorallenvolk (część pierwsza)

"Nie milkną echa rzuconego na ekrany obrazu o tytule „Biała odwaga”. Nie mam zamiaru wdawać się w żadną polemikę ani, broń Boże, bijatykę co do wartości artystycznej tego filmu, poddając w wątpliwość jego ukryty przekaz historyczny" - pisze dziennikarz i publicysta Jacek Sowa.
Od dawna denerwują mnie zamysły rozpraw laików na temat górali, od Wacka Krzeptowskiego począwszy, na białym misiu na Krupówkach skończywszy. Łatwość, z jaką przychodzi wieszanie psów po moich współplemieńcach jest irytująca, zastanawia mnie też bezkarność autorów w szafowaniu opinii, ba, nawet sądów w materii zarówno trudnej, jak i delikatnej. Bierzemy to często na klatę, wyszydzając tych, którzy podnoszą raban w imię naszej regionalnej godności. Ciekawe, jak ci pseudo znawcy czuli by się, gdyby dostali kontrę od Ślązaków czy Kaszubów, którzy pilnie strzegą swej autonomii, ale jednak w granicach ustalonych w Poczdamie; do Jałty lepiej nie wracać…
Nie mam zamiaru dokonywać oceny politycznej tzw. Gorallenvolku w zamierzchłych czasach okupacji hitlerowskiej. Urodziłem się na to za późno, niemniej jednak temat ten przewijał się równie często jak Powstanie Warszawskie, Monte Cassino czy Katyń. Wiedziony historyczną ciekawością poszedłem podczas studiów w temat leżący najbliżej, który po konsultacji z moim wspaniałym promotorem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Stanisławem Grodziskim, określiliśmy jako próbę góralskiego separatyzmu. Obronić tę pracę dyplomową nie było łatwo, gdyż ówczesna Alma Mater to nie dzisiejsze żarty typu Collegium Humanum. Kto zdawał komis z prawa cywilnego u profesora Edwarda Drozda może coś na ten temat powiedzieć…

Wybór katedry Historii Prawa na UJ nie był drogą na skróty; zbieranie materiału zabrało mi kilkanaście miesięcy, spędzonych na grzebaniu w archiwach, muzeach, rozmowach z ludźmi pamiętającymi tamte czasy i naukowcami, którzy zmierzyli się wcześniej z zagadnieniem, które dla ówczesnej władzy było tematem tabu. Mimo usilnych starań archiwa XVI Wydziału Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pozostały dla mnie niedostępne, pozostało więc pionierskie docieranie do źródeł.

Pierwsze kroki skierowałem do Archiwum Powiatowego w Nowym Targu, gdzie prof. Józef Grzybek udostępnił mi szereg ciekawych dokumentów z tamtych czasów, na co Jan Żmuda, ówczesny kierownik powiatowego Wydziału Spraw Wewnętrznych, łaskawie wyraził zgodę. Kopalnią wiedzy były rozmowy z Witoldem i Zofią Paryskimi w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, ale zastrzegali sobie anonimowość, odsyłając do tamtejszego publicysty, ppłk milicji Alfonsa Filara. Wiele wniósł do mojej pracy Włodzimierz Wnuk, zakopiański pisarz i publicysta.

Z nieoczekiwaną pomocą przyszedł także mój dziennikarski i hokejowy mentor telewizyjny, Stefan Rzeszot. Dzięki niemu kontakt z Jerzym Berghauzenem, doktorantem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego, okazał się nieoceniony. Jego niepublikowany szerzej skrypt „Podhale w czasie okupacji”, będący efektem wielu wakacyjnych studenckich obozów naukowych, okazał się kopalnią wiedzy o tamtych czasach. Rodzinne spotkania z udziałem wuja Romana Rapackiego i ciotki Wacławy Legutko dały bezcenne kontakty do ludzi z „tamtych czasów”, zaś towarzyskie posiady mego ojca z braćmi Zbigniewem i Leszkiem Behounkami, ostemplowane wiedzą Józefa „Starego” Borowicza, dopełniły starań o historyczną rzetelność.

Rzetelność, która obarczona była ryzykiem anatemy informatorów, zaopatrzona kopiami dokumentów i retuszowanych zdjęć, zamknęła się na kilkudziesięciu stronach mej pracy dyplomowej p.t. „Gorallenvolk – czyli góralski separatyzm pod hitlerowską okupacją”, bardzo dobrze ocenionej przez uniwersytecką komisję podczas obrony dyplomu 17 listopada 1977 roku. Otwórzmy zatem jej karty…

* * * *

Wyspecjalizowana penetracja regionu podhalańskiego przez hitlerowskie tajne służby rozpoczęła się jeszcze na długo przed wybuchem wojny. Znakomitą przykrywką dla niemieckich agentów były kontakty sportowe, turystyczne czy kulturalne, których w latach trzydziestych w Zakopanem nie brakowało.
Skąd w stolicy polskich Tatr wziął się Witalis Wieder, tego do dziś nikt nie wie. Kapitan Wojska Polskiego w stanie spoczynku, długoletni prezes Związku oficerów Rezerwy i komendant Hufca Przysposobienia Wojskowego był dzierżawcą luksusowego pensjonatu „Maraton”. Trudno sobie wymarzyć lepsze stanowisko do działalności wywiadowczej, mając w Zakopanem wielu znajomych i przyjaciół do brydża i kieliszka, wśród nich pracownika Zarządu Miejskiego i działacza okręgowego Związku Narciarskiego, dr Henryka Szatkowskiego, który kilka lat wcześniej był wysokim urzędnikiem Ministerstwa Komunikacji. Jego powiązania ze sferami rządowymi były mile widziane przy inicjowaniu spektakularnych przedsięwzięć, jak prestiżowe zawody narciarskie FIS 1939 roku, ale dużo wcześniej także przy, niezbyt legalnym, forsowaniu u ministrów Bobkowskiego czy Kasprzyckiego budowy kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Jako kapitan sportowy narciarskiej reprezentacji kraju często wyjeżdżał na zawody do Niemiec, Austrii czy Szwajcarii, gdzie możliwości kontaktów z obcą agentura były nieograniczone.

Główny teatr działań wojennych w pierwszych dniach września 1939 roku miał miejsce parędziesiąt kilometrów na północ od Podhala. Zajęcie rodzinnej ziemi przez doborowe formacje Wehrmachtu, wspierane przez wojska kolaboracyjnego rządu Słowacji, przygnębiające wieści z głębi kraju o klęsce – to wszystko wstrząsnęło moralnymi podstawami niezłomnych i hardych górali. Drenaż nastrojów był ułatwiony, gdyż Podhale ogłoszono jako rejon zamknięty, z powodu niedostępnej i trudnej do upilnowania górskiej granicy. Granicy od samego początku wojny wydeptywanej przez ruch kurierski i przerzutowy, zorganizowany przez doświadczonych taterników i przewodników górskich. Ale zamknięcie strefy pogorszyło i tak ciężką sytuację aprowizacyjną. Górale zaczęli głodować, a głód nie jest najlepszym doradcą w codziennym życiu…
Ziarno zwątpienia i słabości zasiała także chwiejna niejednokrotnie postawa niektórych ludzi, uznanych w otoczeniu za autorytety moralne. Ich zaskakujące jeszcze przed wybuchem wojny proniemieckie nastroje wyjaśniły się po zajęciu Podhala przez okupanta. Krety wyszły na powierzchnię, a były to głównie osoby napływowe, których w modnym przedwojennym kurorcie nie brakowało (skąd my to znamy?) i rozpoczęły jawną działalność propagandową, na początku delikatnie, wykorzystując polityczną dezorientację tradycyjnie przecież niezbyt światłego ludu podhalańskiego.
Wśród zaabsorbowanych twardą walka o byt górali, wegetujących na pograniczu ubóstwa z wizją dopiekającego przednówka, poglądy o utworzeniu kadłubowego państwa polskiego w oparciu o współpracę gospodarczą i socjalną z Trzecią Rzeszą, która za chwilę zapanuje nad cała Europą, nie były wcale surrealistyczne. Przekonywano, że Związek Górali już przed wojną wypracował własne metody działania, ale lojalny wobec rządu polskiego zarząd pod przewodnictwem Henryka Walczaka zawiesił działalność w okupacyjnych realiach, przy poparciu znakomitej większości zebranych.
Lecz dla kolaborantów nie stanowiło to przeszkody. Niewybredna propaganda miała różne wersje, a głównym teoretykiem i rzecznikiem góralskiej odrębności rejonu Zakopanego i Nowego Targu był Henryk Szatkowski. Aby zrozumieć sens tej preferencji, trzeba zagłębić się w od dawna pokutujący lokalny szowinizm, traktujący z wyższością mieszkańców innych okolic podgórskich, a więc sądeckich, orawskich czy beskidzkich przez „prowdziwych góroli” w opiętych rzemykami nad kostką bukowych portkach. Krzyczano więc głośno o owej odrębności, szukając dla niej historycznie etnicznej motywacji, wplatając jednocześnie germańskie pochodzenie górali, czego miała dowodzić zbieżność starogóralskiej swastyki z hitlerowskim Hackenkreutzem, czy ewoluująca przez pokolenia spinka, do złudzenia przypominająca ozdobę pontyjskich Gotów.

Najmocniejszym argumentem zaś, bo religijnym, było przywiązanie górali podhalańskich do tradycji chrześcijańskich. Pogłoski o bezczeszczeniu świątyń na kresach wschodnich i antysemicka niechęć były skrzętnie wykorzystywane przez hitlerowską propagandę. Oliwy do ognia dolała zorganizowana przez Wiedera wycieczka górali do Częstochowy, która miała udowodnić, że ich opiekunka z Jasnej Góry jest nietknięta przez okupanta i należycie poszanowana. Zdjęcia modlących się w swych malowniczych strojach górali obiegły niemiecka prasę, stanowiąc jeden z atutów w talii kolaboracyjnego duetu graczy Wieder-Szatkowski. „Gott mit Uns!

(cdn)

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
komentarze
mądry i skromny25.03.2024, 20:13
Do- sawuarek i wiwarek- z grubsza masz rację, ja bym to jeszcze ostrzej napisał- ale mi się nie chce.
sawuarek i wiwarek24.03.2024, 10:36
Jeśli chcemy o tak poważnych sprawach poważnie dyskutować to musimy przestać używać emocjonalnego języka. Wróćmy do definicji słowa zdrada: 'świadome złamanie przysięgi lub odstępstwo od przyjętych norm czy wartości, działanie przeciwko tym normom i wartościom, zaparcie się ich, a także jawna lub skryta ich negacja'. A teraz jakie były te normy i wartości na Podhalu AD '39? Ludzie pamiętali jeszcze monarchię austrowęgierską, przy pamiętali ją raczej dobrze ze względu na troskę o poddanych w schyłkowym okresie panowania cesarza Franciszka Józefa. Od daty restytucji państwa polskiego 1918 do jego ponownego upadku w 1939 to jest okres zaledwie 21 lat. Dla porównania podobny przedział czasowy oddziela nas dzisiaj od daty akcesji Polski do UE w 2004 roku - większość z nas pamięta jeszcze bardzo dobrze jak staraliśmy się o członkostwo w UE, a to było 20 lat temu. Co więcej, wśród obecnych elit rządzących wciąż roi się od nazwisk polityków którzy wówczas 20 lat temu byli już obecni w polityce. Chodzi mi o to że te normy i wartości we wrześniu 39 roku nie były jeszcze na tyle ugruntowane w społeczeństwie Podhala żeby można było odstępstwo od nich tak od razu, bez sądu, karać śmiercią.
Tadeusz Morawa, syn żołnierza AK-WiN24.03.2024, 06:44
Szkoda,że autor nie zapoznał się z opracowaniem znawcy tematu por Tadeuszem Studzińskim pt,,Goralenfurst".Autor tego opracowania wykonawca wyroku na zdrajcy nr1 wydanym przez sąd podziemny patrzy na tą ohydną sprawę goralenvolku oczami Warszawy. Jest autorytetem i znał tą sprawę od podszewki. Włodzimierz Wnuk był krewnym Wacka Krzeptowskiego i dlatego go wybielał. Była zdrada musiała być kara. Kilku dniom czynu Chochołowa, Witowa, Dzianisza, Cichego z 1846r oddajemy do dziś cześć przy każdej okazji i będziemy chylić głowy w przyszłości. Czy 5 lat brunatnej zdrady w 200 miastach ,miasteczkach i wioskach Podhala można uznać za zamkniętą-zdecydują potomni. Można sobie zadać pytanie, dlaczego szóstka głównych łotrów mogła swobodnie spacerować 5 lat po góralskiej stolicy Polski bez obawy, że spadnie im na głowę góralska ciupaga ?Przecież ten fakt trudno pogodzić z tezą o patriotyzmie Podhala. Historykom nie trzeba tłumaczyć co by było gdyby Hitler wygrał wojnę. Piszę to aby ostudzić nieco wyobraźnię twórców bajek jakie się lęgły nie tylko na temat goralenvolku ale i osoby okupacyjnego przywódcy goralenvolku. Druga wojna światowa pokazała światu cały bukiet kolaborantów wymuszonych i dobrowolnych: czeskiego Hachę, słowackiego ks. Tisę, belgijskiego Degrella, norweskiego Qislinga sowieckiego gen Własowa i tragicznego Petaina. Lecz żaden z nich nie przymuszał choćby jednej parafii czy gminy do wypierania się własnej narodowości. Dokonał tego dopiero nasz mały rodak wobec dużego regionu. Występował w imieniu kilkuset tysięcy Polaków Stąd jego nazwisko symbolizuje zjawisko specjalnego rodzaju zwane Krzeptowszczyzną. I pozostanie na długo bez względu na zmienność politycznej konstelacji. Kolaboranci stworzyli groźny precedens narodowościowy. Nie było to marginalne wydarzenie dla obserwatorów z Warszawy. Czyny zdradzieckich działaczy goralenvolk stały się osobista obrazą reszty obywateli.
sawuarek i wiwarek23.03.2024, 11:36
Na natarczywe nagabywania aby wstąpić do Goralenvolk i legitymować się tzw. kenkartą, porządni górale odpowiadali że nie i koniec. Gdy dalej drążono ten wątek namawiając: no zapisz się, przecież tu się urodziłeś i jesteś góral, porządni górale kończyli dyskusję krótko następującym zapytaniem: "a czy gdybym w stajni się urodził to czy krową bym był?"
Bardzo ciekawe natomiast i wymagające doprecyzowania przez autora są następujące jego słowa, cytuję: "Krety wyszły na powierzchnię, a były to głównie osoby napływowe", po czym, acz w nawiasie, ale jednak pada, niczym puszczenia oka do 'pnioków' i 'krzoków', pytanie 'skąd my to znamy' - czy przez autora przemawia tutaj atawistyczna tęsknota do zamierzchłej ideologii góralskiej o pniokach, krzokach i ptokach, ci ostatni w roli tych "osób napływowych", określanych przez niego jako krety? Góry dla górali, Kraków dla krakowian, Warszawa dla warszawiaków, Polska dla Polaków, itd.?
Baca22.03.2024, 21:23
A kiedy na kręcicie film o Żydach, których na Podhalu w tamtych czasach było mnóstwo, o tym w jaki sposób się bogacili, majątki przejmowali...
jaNICEK22.03.2024, 21:02
do @Pyzdra13:13 Pazerność nie jest tylko naszą cechą, nie wypominając innym nacjom, choćby 7ydom. Kolega był Tajlandii i klepnął słonia po zadku, była afera że nie chce zapłacić...A musiał se klepnąć-nie musiał ale za to się płaci i za słonia i za konia na Krupówkach, które się chce głaskać, utrzymanie kosztuje. Miś ? No cóż prawdziwy czy fałszywy, nie chciałbym być w jego skórze, zwłaszcza latem... Zatem co za pazerność jak ktoś chce sobie fotkę zrobić - musi, nie musi i po pazerności...Ej wy Cepry, kieby wszystko było za friko i kotlet i piwo...Ale byście Górali chwalili...
@Wacław22.03.2024, 20:31
Wacławie drogi, to nie chodzi o to żeby nie zarabiać, można to robić w sposób, który nie razi, nie jest nachalny. Turysta i tak zostawi pieniądze, ale o ile będzie mu fajniej przyjechać ponownie jak będzie wiedział że on jest mile widziany, a nie jego kasa. Troszkę pokory i szacunku i będzie super.
Wektor22.03.2024, 19:12
Na razie mi się to podoba, zobaczymy, co będzie dalej, każdy głos na poziomie akademickim jest mile widziany,
zwłaszcza gdy tyle głosów ogarnia nas zewsząd, przez tzw. omnibusów wiedzących LEPIEJ.
mądry i skromny22.03.2024, 18:27
Brawo- Szatkowski- Wieder to byli prawdziwi twórcy Goralenvolku Legionista Piłsudskiego i oficer WP to oni wytypowali bankruta Krzeptowskiego na twarz swojej organizacji.
Waclaw22.03.2024, 15:25
Pyzdro madry, krakauery slunzoki czy baciary dutkow nie lubia ?
Ugryz sie chlopie w jezyk.
Roznica jest taka, ze gorole sie z tym mniej kryja.
Wole jak ktos mowi wprost co mu gra, niz za plecami kretaczy.
gość22.03.2024, 14:41
Kzeptowski Wacław powiedział sztuką jest żyć w tych czasach . Wierzył Niemcom i zapłacił śmiercią okrutną bez sądu ,nie dostał takieJ szansy.
Pyzdra22.03.2024, 14:08
Doceniam bardzo pracę autora i dziękuję za garść wiedzy historycznej. Szkoda, że tak mało jest tej wiedzy w życiu publicznym właśnie zdominowanym przez pieniądz i pseudo turystykę. Kto wie coś o doktorze Chałubińskim, Eugeniuszu Janocie? Wróćmy do korzeni, pewnie to niemożliwe, ale warto pomatzyć.
do Pyzdra22.03.2024, 13:59
Niechlubną historię też trzeba przyjąć na klatę...i zgadzam się z Pyzdrą, górale bogobojny naród ale nie taki zaś uczciwy do końca, tylko taki co to stoi pod figurą a diabła ma za skórą
Pyzdra22.03.2024, 13:13
A może ten przysłowiowy biały ( raczej szaro brudny) miś jest kwintesencją pazerności, udawanej gościnności podszytej dutkami i co tu dużo gadać nędzną znajomością własnej historii? Nie chcą górale pamiętać Goralenvolku, tak jak nie, chcą pamiętać wielu innych rzeczy. W niedzielę na sumę, a w tyźniu doimy bez skrupółów? Sprzedajemy farbowane oscypki, lewy miód i żurawinę z biedry z inną nalepką i z ceną też inną? Niech rzuci kamień..
zastanów się nim zajmiesz stanowisko22.03.2024, 11:36
Temat zastępczy dla skumulowania zainteresowania na innych watkach niż rządzenie , albo raczej administrowaniem Polską . Ten rząd nie rządzi i prowadzi Polskę na krawędź upadku .
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl