Poznajcie Jana Żeglenia. Urodził się 6 kwietnia 1899 roku w Naprawie. Był kelnerem. Do KL Auschwitz trafił transportem z 26 lutego 1941 roku.
“Kolejny transport z więzienia w Tarnowie, liczący 81 osób, przybył do KL Auschwitz 26 lutego 1941 roku.Pociąg, którym wieziono więźniów, nadzorowany podczas jazdy przez policjanótw (Schutzpolizei), zatrzymał się na bocznicy w pobliżu Bauhofu. Otoczył go zaraz szpaler esesmanów z załogi obozowej, którzy bili i szczuli psami wyskakujących z wagonów mężczyzn. Następnie, pod eskortą tych samych esesmanów, więźniowie doprowadzeni zostali pod bramę obozową, gdzie odczytano ich nazwiska. Ci, których nazwiska wyczytano, przechodzili przez bramę i ustawiali się pod ścianą bloku nr 9 (obecnie 24), czekając na pozostałych. Po czym przeszli do łaźni, gdzie spędzili resztę dnia i noc. Następnego dnia dokończono formalności związane z rejestracją, podczas których szczególnie znęcano się nad Żydami wchodzącymi w skład tego transportu. Zarejestrowanych już więźniów umieszczono na parterze i piętrze bloku nr 10.”KSIĘGA PAMIĘCI
Jak wspominał Jan Kruk, towarzysz niedoli o numerze obozowym 10830:
„Po wykąpaniu i zakończeniu pozostałych formalności, skierowano nas do ówczesnego bloku nr 10. W sali, gdzie przebywałem, funkcję sztubowego pełnił więzień Wojtczak, a funkcję blokowego pełnił były ziemianin z Bochni, nazwiska nie pamiętam. Pierwsze spotkanie z funkcyjnymi, niestety, nie było przyjemne.
Warunki mieszkalne były straszne. Spaliśmy na siennikach, w których znajdowały się tylko resztki słomy. Oczywiście, podczas dnia wszystkie sienniki układano w pryzmę i okrywano je kocami. Dosyć to nawet ładnie wyglądało. W sali spało około 120-130 więźniów. W bloku tym nie było żadnych urządzeń sanitarnych, latryna znajdowała się w pobliżu naszego bloku nr 10 (między blokami). Poranne mycie rozpoczynało się od wrzasku sztubowych, następnie pod gradem uderzeń wybiegaliśmy, rozebrani do pasa, na pole. W tym czasie myliśmy się wodą z tzw. Skopców. W bloku większość stanowili więźniowie Polacy. Po krótkim «przeszkoleniu» w wykonywaniu rozkazów typu «Mutzen ab», skierowano nas natychmiast do pracy przy odśnieżaniu, względnie do innych dorywczych zajęć. Po paru dniach niektórzy z nas pracowali już w stałych komandach, zawdzięczali to jednak swoim znajomym, którzy już przebywali w obozie. Ja często zmieniałem komanda, wykonywałem najcięższe prace fizyczne, jak noszenie kamieni itp. To właśnie szybko wyczerpywało moje siły i rychło, po paru tygodniach (w kwietniu 1941 roku) zupełnie zmuzułmaniałem. Ważyłem wówczas zaledwie około 40 kilogramów przy wzroście 183 cm.”
Od tamtego czasu Jan Żegleń stał się numerem 10824. Zginął 5 czerwca 1941 roku w wieku 42 lat.
opr. Sebastian Śmietana