Juniorzy Podhala odnieśli dwa łatwe zwycięstwa nad tyszanami, ale - jak twierdzi trener - nie zachwycili. Szczególnie w pierwszym meczu, który bardziej przypominał młóckę niż grę w hokeja.
- Słaby poziom sobotniego meczu – mówi Ryszard Kaczmarczyk. – Bicie kijami, szarpanina, dużo gry faul. Sporadycznie zdarzały się akcje z dwoma wymianami krążka. Chyba dostosowaliśmy się do poziomu przedmeczu olimpijczyków, ale dla nich była to zabawa, show, dla nas powinien być to hokej. Wygraliśmy, bo lepiej operowaliśmy krążkiem. Mieliśmy wizualną przewagę, ale hokeja w tym wiele nie było. Wstyd, bo nie potrafiliśmy skonstruować akcji z dwóch, trzech podań. Jak my chcemy grać? To ma być narybek do seniorów? Dobrze ktoś powiedział, że nie widać zawodnika, który mógłby teraz wejść do pierwszej drużyny i zagrać na wyższym poziomie. Nie ma w drużynie rywalizacji i trudno od chłopaków wymagać. Nie można nawet posadzić na ławce, bo następnych po prostu nie ma. Więc jest taki efekt ich występów, że grają, jak grają. Niedzielne spotkanie było lepsze w naszym wykonaniu. Nie było rozbijania się, bicia kijami. Szczególnie pierwszy atak grał składnie, wypracowywał sobie sytuacje. Niestety sporo ich też nie wykorzystał, bo wtedy wynik byłby znacznie okazalszy. Straciliśmy dwie bramki, które nie miały prawa wpaść. Bramkarz sam sobie jej strzelił. Goście oddali osiem strzałowe na naszą bramkę i tak naprawdę tylko jeden groźny, ale ten akurat padł łupem bramkarza.
Bramki dla Podhala: Kolasa 2, Špirko 2, Szal, Plewa (I mecz); Kolasa 4, Špirko 3, Jachimczyk 2, Sulka (II mecz).
MMKS Podhale: Sułkowski (w rewanżu Sontowski) – Szal, Gołębiowski, Kolasa, Pustułka, Jachimczyk – Pribula, Sulka, Dudzik, Szuba, Plewa – Słota, Piksa, Grebla, Špirko, Czajka. Trener Ryszard Kaczmarczyk.
Tekst i zdjęcia Stefan Leśniowski, film Filip Pałgan
Zobacz więcej na 
