- Wszystkie spotkania z nami tak będą wyglądać. Będziemy się zderzać z murem i trzeba go powoli kruszyć. Dzisiaj to kruszenia trochę trwało – mówi trener NKP Podhale, Marek Żołądź.
Z liderem nikt nie chce prowadzić otwartej gry, bo zdaje sobie sprawę jak może się to skończyć. Dlatego przeciwnicy nastawiają się na murowanie bramki i granie tylko jednym wysuniętym napastnikiem. – Tak sobie nie pograją –zauważył były sędzia piłkarski, Kazimierz Antolak. No i sobie nie pograli. Nawet przegrywając nie zmienili taktyki. Zapewne dobrze zrobili, bo wracaliby do domu z bagażem nie czterech, ale więcej goli. Podhale cały czas przesiadywało na połowie gości. Ci jednak potwornie zagęścili dostęp do własnej bramki i nowotarżanie musieli uzbroić się w cierpliwość, by atakiem pozycyjnym rozmontować ich zasieki. W pierwszej połowie tylko raz im się to udało. Po zmianie stron było już znacznie lepiej, bo też z każdą minutą ubywało sił piłkarzom z Tęgoborzy.
Największym ogniem raził ich Łukasz Ślusarek. Jego soczyste uderzenia z dystansu i z rzutów wolnych mogły doprowadzać golkipera gości do gęsiej skórki. A druga jego bramka z wolnego była - palce lizać! Piłka mu siadała mu jak marzenie na nodze, odbiła się od poprzeczki, od ziemi i zatrzymała się dopiero w siatce.
- Cały czas moja drużyna miała mecz pod kontrolą – przekonuje, chociaż nie musi, Marek Żołądź. – Najważniejsze, by jak najszybciej zdobyć gola, potem rywal zaczyna się otwierać, chociaż dzisiejszy nie do końca zastosował się do tej reguły. Dlatego zmuszał nas do ciągłego ataku pozycyjnego. Próbowaliśmy cierpliwie go złamać i udało się strzelić cztery bramki. Tylko się cieszyć. Szkoda Janasika, bo wstępna diagnoza mówi o złamaniu obojczyka i to może wyeliminować go do końca sezonu. Jest naszym dobrym duchem i bardzo dobrym zawodnikiem. Dzisiaj szczęście mu nie sprzyjało. Jemu i nowo narodzonemu potomkowi „Seby” dedykujemy to zwycięstwo.
Tekst Stefan Leśniowski