Tatrzański Park Narodowy zaprezentował dziś kolejny wóz ze wspomaganiem elektrycznym, który ma sprawić, że praca koni na drodze do Morskiego Oka będzie lżejsza. Prototyp kosztował ok. 130 tysięcy zł. Jeśli wóz przejdzie wszystkie testy - fiakrzy będą musieli sobie kupić takie wozy.
- Zgodnie z obietnicą sprzed kilkunastu dni prezentujemy wóz hybrydowy. Nie jest to jego debiut, bo już jechał 3 razy pełną trasę do Morskiego Oka. Na razie go testujemy, mamy jeszcze kilka uwag do wykonawcy, czekamy na ładowarkę, ale od połowy lipca chcemy, żeby już jeździł z turystami - mówi Zbigniew Kowalski z TPN. Zaprezentowany wóz to druga wersja - poprzednia spaliła się w 2018 roku. Teraz zastosowano ponoć lepsze rozwiązania. - W czasie jazdy pod górę można ustawić jak mocno wspomagamy pracę konia. Im więcej wspomagania, tym więcej się zużywa energii. Podczas jazdy powrotnej - w dół, albo po prostym - możliwe jest odzyskanie nawet do 95 procent energii. Trzeba tym cały czas sterować, bo czasem jest za dużo prądu i bezpieczniki się spalają - dodaje. Prezentowany wóz jest cięższy od tradycyjnego o 500 kg. Tyle ważą akumulatory (jest ich 10) i system przekładni.
Wóz budowany był dwa lata. Zadanie nie było proste, bo teren jest wyjątkowo trudny - system ma wytrzymać przewyższenie rzędu 600 metrów.
- Pod koniec tamtego roku zaczęliśmy pierwsze testy, a w tym roku chcemy żeby zaczął regularną jazdę do Morskiego Oka, wożąc turystów z Palenicy do Włosienicy. Wóz jeszcze wymaga pewnych ustawień, ale jak się będzie dobrze sprawował to jesienią podejmiemy decyzję o produkcji kolejnych. Prototyp sfinansował Tatrzański Park Narodowy i wóz jest naszą własnością - tłumaczy Paweł Ziobrowski. Dyrektor Parku dodaje: - Za pierwszy wóz zapłacił Park, za kolejne wozy zapłacą wozacy. Jak testy wypadną pomyślnie - to wozacy, którzy będą chcieli pracować na drodze do Morskiego Oka będą musieli taki wóz sobie kupić.
s/ zdj. Piotr Korczak