17.12.2024, 08:00 | czytano: 334

Opowiadania Andrzeja Finkelstina na Podhale24.pl: "Poszukiwany..."

Portret Andrzeja Finkelstina autorstwa Sylwii Marszałek-Jeneralczyk
Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Na Podhale24.pl zakończyliśmy publikację powieści Andrzeja Finkelstina pt. "Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie". Wraz z autorem, zachęceni reakcją czytelników, publikujemy kolejne utwory Andrzeja Finkelstina - wybrane opowiadania z tomów pt. "Nokaut" i "Moje podróże autobusikiem". Są to swobodne opowieści i spostrzeżenia na różne tematy społeczne i psychologiczne w formie opowiadań, często czarno-humorystycznych, zazwyczaj mające drugie dno i morał. Kolejne opowiadania publikujemy co wtorek na Podhale24.pl. Dziś "Poszukiwany..."
Poszukiwany...
Nie cierpię grodu na Wisłą, to duża wioska pełna dysproporcji. Neurotyczna osada. Nie ma w niej spokojnego życia i nie spotkasz zbyt wiele fajnej ciżby. Nic tylko my, my i my. Światła ramp skierowane tyko w jedną stronę. Tych niefajnych widać wszędzie. Ci fajni stojący w cieniu nie wierzą dostatecznie w siebie, lękają się albo po prostu nie mają parcia na szkło i dlatego ich nie widać. Czym kurna właściwie objawia się ten brak fajności? Odpowiedź nie jest prosta, nie jest też jednoznaczna. Wyścigiem szczurów, pompatycznym wzdęciem, wyalienowaniem, aglomeracyjną wonią, głodem chciwości, wielkomiejską degeneracją, apatią, sekretną biernością wobec nierówności, skrywaną przemocą i mnóstwem innych wad których nie sposób zdefiniować. Oczywiście, oprócz szczypiącego w oczy bogactwa i hiperbogactwa, które jest niegodziwe i jest ono we władaniu wybrańców. Gród na Wisłą bywa też napuszony, glazurowany i syntetycznie teatralnie piękny. Jakież to wszystko niejednoznaczne. Dokładnie tak samo niejednoznaczne jak życie każdego z nas.

Cóż, więc robię tu ja i czym dla tego grodu jestem? Do jakiej gildii się zaliczam? Oto jest pytanie, na które nie mam oczywistej odpowiedzi. Gildii, pusty śmiech! Częściowo potrafię się zdefiniować, ale w ledwie uchwytnym stopniu. Po prostu istnieję, wegetuję i żyję... Żyję? Ale, co to za życie? Jakbym się tu począł z pyłu i nie wiedzieć kiedy dorósł. Czyim jestem dziedzicem? Plątam się, łapię oddech, odprężam, kiedy mogę odzyskuję siły, zbieram odpadki i jakoś sobie radzę podążając za głosem żołądka. Dzięki temu mogę w pełni być sobą, jak mało kto w tym grodzie. Wszyscy inni, bardziej energiczni i zauważalni są już wzięci. Jestem niczyj. Jestem sam. Samotny, nie znaczy nieszczęśliwy. Ale czy jestem szczęśliwy? To niczym romans z samym sobą, który trwa przez całe życie. Może i chciałbym być nadzwyczajny, ale nie. Kurna... Jestem zwyczajny. Czy na pewno jestem takim samym człowiekiem jak ci bogaci i superbogaci? Jesteśmy z różnej gliny. Pewnie wielu się ze mną nie zgodzi, ale to dobrze, bo kiedy większość jest tego samego zdania co ja, zawsze mam poczucie, że się mylę a tym razem tkwię w przeświadczeniu, że mam rację. Ludzie, którzy posiedli wystarczającą wiedzę o świecie są nieszczęśliwi z tego powodu, że nie mogą zrozumieć wszystkiego. Niewiedza wprawdzie czyni nas słabymi, ale szczęśliwymi.

Zazwyczaj pośród usmolonych farbą ścian slumsów nie dostrzegam niczego szczególnego. Dziś jednak mój wzrok zatrzymał się na ogromnym plakacie z podobizną jakiegoś faceta. Miał fejsa podobnego do mojego ale był znacznie tęższy. Generalnie, odniosłem wrażenie, że już go gdzieś widziałem, chociaż to mało prawdopodobne. Może to ktoś z telewizji albo jakiś polityk. No tak, nie mam telewizora. Cholera wie, co on za jeden. Opisu pod fotografią nie dałem rady odczytać, bo był zababrany sprayem. Jednak wielkość plakatu była zachęcająca, mógłby się do czegoś przydać. Rozejrzałem się. W pobliżu nie było nikogo. Tyko ja, plakat i mur. Doskonale, będzie się czym przykryć w nocy. Stanąłem na palcach i z łatwością zerwałem go ze ściany. Na szczęście nie użyli zbyt dużo kleju. Zwinąłem papier w rulon i odszedłem. Tuż za rogiem w zaułku znowu ujrzałem taki sam plakat. Nie przeczytawszy nawet, co jest na nim napisane, zerwałem go. Po tej akcji zakiełkowała we mnie myśl, żeby przejść po ulicach i pozrywać wszystkie podobizny jegomościa. Jak zaplanowałem, tak uczyniłem. Po tej akcji poczułem się zmęczony i zgłodniały. Stanąłem na pokrywie parującej studzienki by ogrzewając się ciepłem nieczystości mas, wrzucić coś na ruszt. Z kieszeni prochowca wydobyłem garść niedojedzonych resztek i spałaszowałem je. Oszukawszy łaknienie postanowiłem odpocząć. Organizm domagał się snu już od jakiegoś czasu. Ziewanie rozrywało mi usta. Znalazłem dogodne miejsce, gdzie postanowiłem odpocząć. Część skradzionych plakatów rozłożyłem na ziemi, a resztą się przykryłem. Zapadłem w głęboki, mroczny i niosący straszne konsekwencje sen.
Śniło mi się, że facet z plakatu jest potworem, seryjnym zabójcą, żywym grabarzem, który ma martwy sezon przez cały rok. "Poszukiwany żywy lub martwy", oto treść opisu. I nie był to plakat, ale publiczne ogłoszenie listu gończego. Wyznaczono nagrodę za moją głowę. Za moją głowę sto tysięcy dolców, bo tym poszukiwanym gościem byłem ja. Okrutnie mnie to zasmuciło. Dlaczego właśnie ja? Żal spiął stalową klamrą moje serce. Wyrzuty sumienia? Nie, skądże. Brak powodu! To jakieś fatalne nieporozumienie. Łzy cisnęły mi się do oczu. Smutek ścisnął mi gardło wbijając boleśnie swe szpony w ciało. Czy to możliwe, że coś takiego zrobiłem? Przecież nie jest prawdopodobne, bym mógł kogokolwiek skrzywdzić! Kurna, cóż to znaczy być dobrym? Czy to oznacza być w harmonii z samym sobą? Pozostawanie w harmonii z innymi to przymus, to poważna dysharmonia i zgrzyt. Jednakże mimo niedostosowania nikogo nie skrzywdziłem.

Czy lepiej być wolnym włóczęgą z pustym brzuchem, czy sytym więźniem? Co jest lepsze, nie mieć dachu nad głową i być niezależnym, czy może być zamkniętym w klatce jak laboratoryjny szczur? Tyle jeszcze do przeżycia, a mnie już zasadniczo nie ma. Jestem żywym trupem. To te nieosiągnięte i niezrobione rzeczy najbardziej mnie zabolały. Moje godziny są policzone, nie przez stwórcę ale przez złych i leniwych ludzi... Ponoszę karę za nie swoje winy.

Zacząłem gorzko żałować, że tak dawno straciłem kontakt z bliskimi, że nigdy nie zrobiłem dla nich nic dobrego, że nie zrobiłem nic dobrego dla innych i dla samego siebie. Rozpaczam, że nie mówiłem wystarczająco często ludziom o swoich uczuciach, że nie mówiłem bliskim o tym, że ich kocham, że nie zrobiłem niczego, co mogłoby wprowadzać ich w dobry nastój, dać powód do szczęścia i radości, i że każdego dnia nie powtarzałem sobie, że dzień dzisiejszy będzie lepszy od poprzedniego. I chociaż w mojej ocenie nie byłem zły, nie byłem też zbyt dobry. Taki nijaki, null. Jednak z całą pewnością nikogo umyślnie nie skrzywdziłem. A tu proszę, stałem się ofiarą wpierw samego siebie a następnie z powodu mojej miałkiej osobowości i mizernej pozycji, łatwo zostałem wrobiony w szereg zbrodni z którymi nie mam nic wspólnego.
Otworzyłem oczy. Coś mnie uwierało. Było mi niewygodnie. Przetarłem dłonią twarz. Chciałem poprawić okrycie. Jakże bardzo zdziwiłem się, gdy stwierdziłem, że nie śpię pod gołym niebem. Jakim szokiem było odkrycie, że moim łóżkiem nie są zerwane ze ścian listy gończe, tylko siennik i prycza. Te listy gończe ze snu i ja walczymy ze sobą w śmiertelnym pojedynku i jedno z nas przegrało. To ja przegrałem ten pojedynek. Jakież wrażenie wywarło na mnie zakratowane okno, zbrojone drzwi, serwis toaletowy i mikra przestrzeń wokół mnie.

Czyli śniłem o wolności. Kim jestem? Obejrzałem przelotnie pomięte odbicie swojej twarzy w szybie zakratowanego okna. Potwierdziło się. Tym przegranym człowiekiem z listu gończego byłem ja.

I wreszcie odpowiedź na pytanie, jaki związek ma ta opowieść z grodem na Wisłą? Żaden, to jedynie wprowadzający element fabuły.

Andrzej Finkelstin
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl