Coraz więcej firm z naszego regionu decyduje się wykonywać swoje usługi u południowych sąsiadów. Górale pracują już nie tylko na Słowacji, ale również w Czechach. Kuszą tam przede wszystkim wyższe zarobki, ale również solidność w terminowej płatności za wykonane prace.
Volana stanica se je nie dostupna (abonent jest czasowo niedostępny) - taki komunikat w słuchawce telefonu można coraz częściej usłyszeć po wykręceniu numeru do polecanego fachowca. Dobry malarz, murarz, zbrojarz, czy cieśla jest dzisiaj na Podhalu na wagę złota.Jeden z przedsiębiorców z polskiej Orawy wyjaśnia od czego uzależniona jest obecne taka sytuacja. Sam pracuje w Koszycach. Wykonuje tam tynki maszynowe, systemy elewacyjne i ocieplenia. - Wiadomo, że dla nas na miejscu zawsze było mało pracy. Prawie w każdym domu jest jakiś murarz, czy cieśla. Jeździliśmy więc za pracą do pracy w Austrii, Niemczech, po całej Europie. Gdy nie było takiej możliwości zostawała Warszawa i inne miejsca w Polsce – opowiada budowlaniec z Lipnicy Małej. - Teraz okazuje się, że to właśnie Słowacy czy Czesi stworzyli lepszą ofertę, z której korzysta kto może. Polskich firm na Słowacji jest zatrzęsienie. Rośnie też między nami konkurencja.Średnia stawka za godzinę na Słowacji wynosi obecnie w zależności od specjalizacji i doświadczenia od 6 do 10 euro. Polaków najbardziej cieszy jednak to, że za wykonane prace otrzymują wynagrodzenie na czas.
Jak się okazuje, praca Polaków u Czechów i Słowaków rozwija również nasz rodzimy handel. To tutaj na miejscu bowiem nasze firmy najczęściej kupują materiały budowlane zabierane tam do pracy. Wraz z wprowadzeniem euro na Słowacji ceny poszły tam do góry.
Józef Słowik