Sprawa strażników miejskich z Zakopanego i ich dwuznacznej interwencji przy ul. Piłsudskiego przybrała nieoczekiwany obrót.
O sprawie napisaliśmy jako pierwsi. W sobotę wieczorem pod park linowy podjechał samochód Straży Miejskiej w Zakopanem. Z auta wysiadła uśmiechnięta kobieta, a zgromadzona przed lokalem grupa osób zaczęła głośno ją witać i śpiewać "Sto Lat" na jej cześć. Choć cała sytuacja wyglądała tak, jakby strażnicy podwozili na imprezę swoją znajomą, korzystając ze służbowego samochodu, komendant Marek Trzaskoś jeszcze wczoraj zapewniał w rozmowie z Podhale24.pl, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, a cała sprawa ma związek z interwencją straży w tym rejonie. Pisaliśmy o tym dziś w artykule pt. "Dwuznaczna interwencja straży miejskiej. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to dobrze". Jednak po ukazaniu się artykułu komendant zadzwonił do nas z informacją, że przeprowadzono wewnętrzne dochodzenie, w wyniku którego ustalono, iż strażnik miejski wprowadził przełożonych w błąd co do rzeczywistego przebiegu sobotniej interwencji.
- Wykonywał tam czynności, które nie zostały mu zlecone i nie należały do jego obowiązków - mówi komendant Trzaskoś, nie ujawniając co dokładnie się tam wydarzyło i jakie są ustalenia. Nie mniej jednak są na tyle poważne, że ze strażnikiem została rozwiązana umowa o pracę.
r/