- Taka procedura odwołania rektora jak w Nowym Targu, jest zagrożeniem dla całego systemu szkolnictwa wyższego - twierdzi Robert Włodarczyk. Decyzji, czy wystąpi na drogę sądową, były rektor na razie nie podjął. Odwołany rektor „Podhalańskiej Wyższej” uważa, że zarzuty wobec niego to nagonka, a odwołanie jest bezprawne. W rozmowie z Podhale24.pl broni się i atakuje.
Przypomnijmy, ministerstwo edukacji i nauki uznało, że „jedynym trybem wzruszenia uchwały Kolegium Elektorów PPUZ w Nowym Targu w sprawie odwołania Rektora Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu dr. hab. Roberta Wojciecha Włodarczyka jest wystąpienie odwołanego Rektora na drogę sądową".- 29 grudnia byłem na rozmowie w ministerstwie edukacji. Potwierdziło ono, że zostało złamane prawo, że nie została zachowana procedura. Ustawa mówi wyraźnie, że dwa organy mają możliwość złożenia wniosku do kolegium elektorów o odwołanie rektora - Senat i Rada Uczelni. A one tego nie zrobiły. Po to powstały te organy, by nie było pochopnego odwoływania, żeby nie było ono emocjonalne, żeby było przedyskutowane - mówi Robert Włodarczyk.Dodaje, że właśnie w ministerstwie doradzono mu, by wstąpił na drogę sądową, bo procedura została złamana. - Ma pan rektor w 100 procentach wygraną sprawę - usłyszałem. Włodarczyk twierdzi też, że rozmawiał z ponad dwudziestoma prawnikami i żaden z nich nie miał w tym temacie wątpliwości.
Na pytanie, czy zamierza skorzystać z tej drogi, były rektor nie potrafi jednak na razie odpowiedzieć. - Każdy ma prawo do obrony, gdy został skrzywdzony. I nawet dla samego honoru powinienem iść do sądu, by dowieść, że to odwołanie było niezgodne z prawem, a potem pokazać wyrok mediom - mówi. - Ale mam też inne zajęcia, jestem profesorem, realizuję swoją działalność naukową. Nie jestem przyrośnięty do stołka, ewentualnie będę więc walczył o honor, bo jak odwołuje się rektora, to trzeba to zrobić zgodnie z prawem, a nie przyjść, wziąć za fraki i wyrzucić, bo się on komuś nie podoba. Bądźmy ludźmi i szanujmy się jako ludzie.
O powrocie na stanowisko Włodarczyk nie myśli, bo - jak podkreśla - na wyrok może przyjść poczekać nawet rok. - Sam nie wiem, co będę robił za rok, nie stawiam tej sprawy na ostrzu noża, nie traktuję jej w kategorii „odegrania się” - obiecuje.
Nie wyklucza jednak wytoczenia innej sprawy - o zniesławienie, bo zarzuty są - według niego - nieprawdziwe i noszą znamiona nagonki, poza tym - jak dodaje - decyzje, które podejmował, miał prawo podejmować. Jako przykład podaje działania rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, czyli swojej drugiej uczelni.
- Zwolnił dyrektora biblioteki, bo uznał, że nowy będzie lepszy. Zwolnił dyrektora finansowego, bo uważał, że źle zarządza środkami finansowymi, a tydzień temu wypowiedział umowę kancelarii prawnej, która była wiele lat na uniwersytecie i wziął nową. Bo rektor ma prawo tworzyć swoją politykę - dowodzi.
Włodarczyk chwali się też, że „Podhalanka” była za jego czasów w bardzo dobrej kondycji finansowej. - Za poprzedni rok miałem nadwyżkę 4,5 miliona złotych, proszę popatrzeć na inne uczelnie, niektóre mają minus 10 milionów - opowiada. Wymienia też pozyskiwanie pieniędzy na inwestycje, w tym na rozpoczęcie tej przy starym szpitalu, czy założenie czasopisma.
Były rektor inaczej, niż druga strona konfliktu widzi sprawę zajść, do których doszło na uczelni wieczorem, 21 grudnia, w dniu jego odwołania przez Kolegium Elektorów, kiedy nawet interweniowała policja. Uważa, że to on był osobą pokrzywdzoną, że nie mógł zabrać z gabinetu swoich prywatnych rzeczy, nawet zdjęcia córki.
Przypomnijmy, całkiem inaczej relacjonowała te wydarzenia w rozmowie z nami dr Maria Zięba, pełniąca dziś obowiązki rektora i przygotowująca nowe wybory. - Pracowałam w biurze rektora do wieczora. Gdy już - wraz z jedną z pracujących tam osób miałam wychodzić, zobaczyłam w kamerze przed wejściem do rektoratu czterech mężczyzn (dr Marcin Surówka - z-ca dyrektora PONE, dr Paweł Zamora - dyrektor PONE i dyrektor d.s cyfryzacji, Paweł Milka - pracownik PONE) wśród nich rektora, zachowujących się dosyć nerwowo. Poczułam się zagrożona. Tymczasem rektor otworzył drzwi za pomocą karty i wszedł. Poinformowałam go, że został odwołany z funkcji rektora PPUZ i poprosiłam, by nie podejmował żadnych czynności służbowych, nie wchodził do gabinetu rektora do czasu, gdy dojdzie do oficjalnego przekazania stanowiska prac. Wtedy on pokazał mi dokument o odwołaniu mnie z funkcji prorektora ds. studenckich i kształcenia z dniem poprzednim - mówiła Podhale24.pl dwa dni po tym zajściu.
Robert Włodarczyk nie zamierza rozstawać się z nowotarską uczelnią. Mówi, że jest jej profesorem, że ma umowę o pracę, że na Podhalu prowadzi wykłady od 2007 roku.
Jak jednak ta praca, a przede wszystkim - współpraca - będzie w przyszłości wyglądać, trudno sobie dziś wyobrazić.
p/