02.04.2024, 13:00 | czytano: 698

Książka Andrzeja Finkelstina w odcinkach na Podhale24.pl (cz. III): Organ wykonawczy

Portret autora autorstwa Sylwii Marszałek-Jeneralczyk
Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Andrzej Finkelstin (pseudonim artystyczny) napisał książkę, której akcja dzieje się pod koniec lat 80-tych. ub. w. w Nowym Targu, choć nie tylko. "Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie" to luźna opowieść o czasach, których wszystko było inne. Kolejne rozdziały co wtorek na Podhale24.pl. Dziś część III.
Organ wykonawczy 
Ostrzyżony na amerykańską modę szeregowy odebrał od Wacka dziewiczą książeczkę wojskową.

- Możecie tam usiąść poborowy. – Protekcjonalnym tonem wydał, ni to rozkaz, ni zezwolenie i machinalnie głową wskazał miejsce. – Tam na ławce pod ścianą! – Poprawił głośno z kiepsko wyćwiczoną stanowczością, następnie wstał i w wojskowym stylu oddalił się do pomieszczeń w głębi.

„Starość” rzuciła się mu na mózg - zauważył w myślach Wacek, całkowicie niepotrzebnie uprzedzając się do chłopaka. Widać to było na pierwszy rzut oka, zaokrąglony nad luźnym paskiem brzuszek, poluzowane dźwięczące sprzączki w opinaczach butów i arogancka postawa niezbicie dowodziły, że chłopakowi w wojsku niewiele już zostało. Po kilkunastu minutach żołnierz wrócił i z nieukrywaną radością zakomunikował:

- No, poborowy w dniu dzisiejszym bilety tylko do Orzysza!
- Straszysz mnie. Wiem, co to Orzysz... Nie ma powodu abym tam jechał... Mam A3. Kategorię A3. - Doprecyzował.
- Wy poborowy nic nie wiecie. Orzysz to karna jednostka...
- Wiem, no i co z tego? – Przerwał gwałtownie Wacek, przesadnie demonstrując obojętność ekspresyjnym ruchem ramion.
- Wysyła się tam tych co narozrabiali no i tych co się migają od wojska. Nawet tych z A3.– Zakomunikował dumnie żołnierz a w jego rumianej twarzy malował się wyraz tryumfu.
- A od kiedy to ja się migam? – Zripostował Wacek, udając hardą postawę.
W duszy jednak już wcześniej zaczął w siebie wątpić. Kierowany zdrowym rozsądkiem, zdefiniował sobie realia i nic nie przemawiało za tym by ktoś jawnie przyznał mu rację. Przecież w tym systemie wszystko było możliwe.
- W sierpniu żeście się nie zgłosili na wezwanie. Poborowy.
- Owszem, ale był tu mój ojciec i wszystko wyjaśnił.
- Każdy tak kombinuje. Wasz ojc… – Nie dokończył jednak, gwałtownie prostując postawę.
Wstając omal nie wywrócił biurka. Tak mocno naparł na nie górną częścią ud, że przesunęło się do przodu ze dwa centymetry.
- Spoczniecie. – Rzucił wchodzący oficer i bez wstępnych ceregieli zwrócił się do Wacka. - Wacław Gawędziarz, tak?
- Tak panie …. – Odparł Wacek nie będąc pewnym, czy dobrze odczytał stopień z pagonów.
Brak pewności w tym przypadku nie wynikał z jego charakteru, bardziej z tego, że w szkole na lekcjach przysposobienia obronnego niezbyt się przykładał.
- Mówi się, tak jest obywatelu …! – Wykrzyczał gniewnie oficer i usiadł za biurkiem na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział szeregowy.

Upatrzył sobie kolejną ofiarę nad którą zamierzał się popastwić. Widać było jak przysposabia się do ataku. Wacek więcej się nie odezwał i trwał drętwo pod ścianą obok ławki. Dla niego w tym momencie, wciąż jeszcze cywila, ten facet w mundurze nie był żadnym oficerem, tylko co najwyżej mężczyzną w wojskowym uniformie z wojskowymi dystynkcjami. Nie cierpiał mundurów i tej nadętej wojskowej nomenklatury. W duchu bardzo się na nią zżymał. Irytowały go wszechobecne wazeliniarstwo, czołobitność i służalczość, które tak uwielbiali wyżsi szarżą i wszelkie absurdy z tym związane. Właściwie, po co zwracać się do wojskowego używając jego stopnia, skoro jest się cywilem?

- A3... Mmm... No, no... Podejdźcie bliżej, niech was przynajmniej widzę. - Zagadał niczym wilk z Czerwonego Kapturka. - To wy jesteście jednym z tych nieudaczników, co mają kategorię A3. – Bardziej stwierdził niż zapytał.
Wacek zrobił dwa kroki i stanął tuż pod świetlówką. Nie wiedział co zrobić z rękami więc wsadził je do kieszeni. Nie wiedział też, co odpowiedzieć.

- Tak jest. - Zakomunikował niepewnie po dłuższej chwili.
- Nie pytałem, sformułowałem tezę. – Burknął oficer i nie odrywając ani na chwilę oczu z nad papierów kontynuował. – Macie się odzywać tylko wtedy, kiedy pytam. Takich miernot - ciągnął ze swadą - co symulują słabe zdrowie armia nie potrzebuje. Chociaż, – tu rzucił wzrokiem na Wacka, – na cherlaka nie wyglądacie. No to, co wam jest, że taka pokraczna kategoria?

Analityk się znalazł, Wacek w duchu gotował.

- No więc, panie oficerze...
- Obywatelu oficerze! – Poprawił go złośliwie.
- Obywatelu oficerze, mam problem z sercem i kręgosłupem. Ponieważ zbyt szybko urosłem, serce i kręgosłup nie nadążyły. Pomiędzy kręgami powstały wolne przestrzenie, które wypełniły się wapnem, przez co nie wolno mi dźwigać nic ciężkiego. Serce też nie nadążyło i w najbliższych latach mam zakazany wszelki wysiłek fizyczny.

Żołnierz wpierw wybuchnął śmiechem, potem się uspokoił, następnie wytarł dłonią splutą od wybuchu ekscytacji twarz. Na chwilę zaległa zupełna cisza. Słychać było jedynie dobiegające z ulicy rytmiczne dźwięki przetaczających się samochodów po nierównościach granitowego bruku; towarzyszył im stłumiony pomruk silników. Oficer najwyraźniej przetwarzał w swoim oficerskim mózgu to co mu Wacek powiedział. Z ust zrobił prześmieszny dzióbek, zmrużył oczy a zmarszczki mimiczne zbiegły się niczym u kowboja z reklamy jankeskich papierosów. Budził lęk mimo swojej śmieszności. Jego wzrok sięgał gdzieś dalej, poza papiery z biurka a zupełna łysina kojarzyła się z Fantomasem. Zastygł. Przez chwilę był omal nieobecny. Ciekawe czy to taktyka na nowicjuszy, czy po prostu taki tik.
- To jakieś bzdury! – Wykrzyczał wreszcie, marszcząc specyficznie twarz. – Wy, albo nie powinniście żyć, albo... – Suchy kaszel przerwał mu dykteryjkę a powietrze zaroiło się tysiącami drobinek wyrzuconego z płuc przetrawionego i skisłego dymu papierosowego. – Żeby dostać kategorię A3 – cedził pokaszlując - trzeba odkręcić sobie łeb i wsadzić pod pachę, albo przynajmniej nie mieć nogi!
- Są na to przecież dokumenty. – Skwitował poirytowany Wacek, nieporadnie wyciągając ręce z kieszeni.
W tym momencie oficer zaczął się mu jawić jak postać z filmu Chaplina. Modlił się w duchu by nie przegiąć. Ale chyba już przegiął.
- Nie pytałem was o zdanie! Poborowy! – ryknął.

Oficer spojrzał na swój błyszczący zegarek. Znowu przez chwilę się zamyślił. Zapewne mizdrzył się do swojego cudownego gadżetu. Prostokątny złotawy „szwajcar”, połyskujący na przegubie podrzędnego peerelowskiego oficera nie licował zbytnio z zajmowaną przez niego pozycją społeczną, a już na pewno z systemem politycznym w jakim przyszło mu żyć. Luksusowy i bardzo drogi „szwajcar” na który w Polsce trzeba było odkładać wiele pensji, by wpierw nielegalnie kupić zachodnią walutę a następnie zegarmistrzowski majstersztyk, rażąco kontrastował z zieleniącym się miałkością polskiej armii mundurkiem małomiasteczkowego żołnierza. Nawet jeśli świetnie zarabiał, mógł sobie co najwyżej kupić radzieckiego Vostoka z dumnym wizerunkiem Lenina, Stalina, czerwonej gwiazdy lub pierwszej kobiety kosmonautki i kiepsko działającym naciągiem, ale na pewno nie wartego fortunę „szwajcara”. Zapewne przemyconego do Polski z zachodu. No, no, panie ofcjerze, nie ładnie, nie ładnie. Czy to za kredycik? Wściekły Wacek stracił resztkę spokoju, choć jednocześnie miał satysfakcję, że przejrzał peerelowskiego żołnierza.
Tymczasem oficer zamiast poinformować go o przydziale, nieprzerwanie pastwił się nad nim, bawiąc się w prowadzenie dochodzenia.

- Ładny czasomierz. – Ostatkiem gasnącego rezonu wyrzucił z siebie uszczypliwe spostrzeżenie Wacek.
- A tobie, co do tego, poborowy! – Odpalił.

Jednak zmieszał się i uciął rozmowę, jakby zrozumiał aluzję rzuconą przez przepełnionego naiwnością młodzieńca.

– A więc... – Znowu nastała niemożliwie dłużąca się pauza. - Są trzy możliwości pełnienia służby. – Zaczął, jak gdyby nigdy nic, nowy wątek. - Oczywiście, rozumie się, służby zastępczej. Poborowy. Chyba nie myśleliście, że z tą haniebną kategorią zajmiecie honorowe miejsce w Ludowym Wojsku Polskim, przynależne jedynie wybrańcom? W pełni zdrowym i w pełni oddanym. – Zaakcentował „zdrowym i oddanym”. - A więc jak powiedziałem są trzy możliwości. Jednak z pierwszej nie skorzystacie, bo macie maturę, a tacy z maturą nie będą kopać dołów na poczcie. To nie gułag. Z drugiej też nie skorzystacie, bo macie maturę, a tacy z maturą nie będą nosić nocników w szpitalu. Zbyt delikatne macie powonienie… Za to z trzeciej możliwości skorzystacie, choć tam matura też nie jest potrzebna. Będziecie pilnować pomnika Lenina w Poroninie. Dla was, poborowy o niepoprawnych społecznie skłonnościach, będzie to świetna lekcja. Lekcja jedynie słusznej idei. Wódz na was czeka!

Wacek pobladł. Pieprzony filutek w zielonym wdzianku! Poronin? Nie tak to miało być. Porąbało go? Ja, zdeklarowany antykomunista, mam pilnować Lenina? Kurwa, to chyba jakiś żart, chichot losu. Po jaką cholerę tyle gadam!

- A, nie można by tak na pocztę, nie boję się łopaty? – Spytał nieśmiało, gorzko żałując wcześniejszych uwag.
Znowu zapadło trudne do zniesienia milczenie. Oficer zawodowo budował teatralną dramaturgię. Wiedział, że jest górą i po mistrzowsku grał swoją rolę. Dorównywał w tym arcymistrzowi Holoubkowi.
- Pokażcie dłonie poborowy.
- Wacek nieśmiało wyciągnął ręce przed siebie.
- Księżowskie łapy, nijak nie pasują do łopaty. - Z satysfakcją zachichotał przyjrzawszy się roztrzęsionym kończynom a na jego twarzy znowu pojawił się tik z kaczym dzióbkiem spinającym skórę na łysinie. - Poronin jest dobry dla leserów, intelektualistów i wywrotowców o wątłym zdrowiu. Dużo się tam nauczycie... Aaa i pamiątkę w papierach będziecie mieli niezłą. I zapamiętajcie poborowy słowa takiego jednego pisarza, że błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, trzymają język za zębami. – Zasępił się na chwilę. – Właściwie nie wiem, kto to powiedział, ale miał kurwa rację. Bo jeśli istnieje jakaś świętość, to on właśnie miał świętą rację. - Mówiąc to wręczył ostentacyjnie Wackowi skierowanie.

W żaden sposób nie wypadało nie zgodzić się z miażdżącą retoryką oficera. Schował do kieszeni kwit, nie przeczytawszy go. Wściekły na siebie i na cały świat wyszedł, nie mówiąc nawet do widzenia. Po jaką cholerę niby, miałby chcieć widzieć ponownie wrednego gościa?
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl