23.02.2023, 17:05 | czytano: 3315

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Indianin na Rynku

Ciężkie amerykańskie motocykle stanowiły przedmiot westchnień fanów raczkującej w powojennej Polsce motoryzacji, toteż pojawienie się w mieście każdego wehikułu innego, niż dowożącego chleb, jarzyny czy piasek stanowiło nie lada atrakcję dla gawiedzi. Stąd też obrazek z tamtych dawnych lat pięćdziesiątych…
Jako pilny (jeszcze wtedy) uczeń podstawowej „dwójki” przy placu Słowackiego, z grupką szkolnych kolegów często wracaliśmy po lekcjach przez Rynek, na którym, przy pompach starodawnej stacji benzynowej CPN, od czasu do czasu zatrzymywały się ciekawe pojazdy, pobudzające dziecięcą wyobraźnię.
Starodawne pompy benzynowe

Pan Kril w niebieskim kombinezonie pompował benzynę do szklanych baniek (dopiero w liceum na fizyce przedstawiano nam to jako przykład pompy ssąco-tłoczącej), a szofer wehikułu dzierżył w ręce końcówkę węża, dopóki nie krzyknął dość, lub do baku nie wlała się zadysponowana i odmierzona ilość paliwa. Czasem też uzupełniany był olej w silniku i woda w chłodnicy, co wymagało już dodatkowych czynności. Pan Nowak przez okienko w budce kasował należność a zadowolony kierowca odjeżdżał w swoją, jedną z czterech stron świata; do Zakopanego lub Krakowa, w Pieniny albo na Orawę.

Stacja CPN na nowotarskim Rynku

Gdy pojawiał się jakiś egzotyczny samochód czy motocykl, zgadywaliśmy, ile też może wyciągnąć, a setka na liczniku była magiczną granicą, powyżej której należał się pojazdowi i kierowcy stosowny respekt. Liczba koni pod maską wtedy jeszcze nie była taka istotna…

I tak razu pewnego pod budkę CPN w Rynku podjechał odziany w skórzaną kurtkę gość, podniósł nad uszatą pilotkę gogle i poprosił o konewkę z wodą. Któryś z chłopaków skwapliwie spełnił prośbę przybysza, reszta zaś z podziwem oglądała pomalowany potężny motocykl, na którego błotniku widniała nietutejsza rejestracja. Ku naszemu zdziwieniu motocyklista odkręcił korek na potężnym baku i wlał doń sporą porcję wody.

Potężny bak Indiana, widoczne dwa korki wlewu

Zapytany, po co to zrobił, odparł z uśmiechem: - Bo to jest motor na wodę!, po czym kopnął rozrusznik i odjechał z warkotem, zostawiając chmurę niebieskich i ostrych spalin, które dla nas wtedy były zapachem wielkiego świata. Zdołaliśmy tylko zapamiętać wizerunek indiańskiej głowy z pióropuszem na baku… W 1924 roku powstało bowiem znane do tej pory logo marki Indian.
Logo marki Indian

O tym wydarzeniu długo jeszcze rozprawialiśmy w domach i na podwórku, przyprawiając przygodnych słuchaczy o niedowierzanie i uśmiechy politowania. Po kilkudziesięciu latach przypadkiem sprawa się wyjaśniła podczas rozmów o starych motocyklach. Amerykańska firma, znana nam jako Indian Motocycle Manufacturing Company, powstała w 1928 r. a w tamtych latach najbardziej popularnymi modelami marki były: Scout (produkowany w latach 1920 – 1946) i Chief (produkowany od 1922 do 1953 r. W 1930 r. milioner Eugene Paul du Pont przejął kontrolę nad przedsiębiorstwem, co najprawdopodobniej uratowało Indiana, który już wtedy nie był w dobrej kondycji. Rozpoczęto produkcję ciężkich czterosuwowych motocykli chłodzonych wodą, której wlew mieścił się na baku, obok wlewu paliwa. Podczas drugiej wojny światowej maszyny Indiana pojawiły się na wyposażeniu armii USA z modelem 841, inspirowanym w dużej mierze motocyklem BMW R71, wykorzystywanym przez niemiecką armię. Konkurując z motocyklami Harley-Davidson WLA, Indian próbował się ratować, mimo to model ten nie zdobył spodziewanej popularności. Ostatecznie firma w 1953 roku zaprzestała produkcji motocykli, które do dziś uchodzą za kultowe.

Pierwsze Indiany pojawiły się także w Polsce

Warto też wspomnieć, że w okresie międzywojennym Indiany pojawiły się także w Polsce. Wówczas to na wyposażeniu naszej armii znalazło się 500 motocykli tej marki a i w prywatnych rękach było około setki tych maszyn. Niewykluczone, że któryś z tych egzemplarzy pojawił się wówczas na podhalańskich drogach…

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl