Nasz kolega Jakub Wojtyczek, prezentuje drugą część opisu swojej kilkudniowej wyprawy motocyklem do Rumunii.
Dzień 1. Wieczorne zwiedzanie Oradei.Spacerując po centrum, uderzyła we mnie kontrastowość tego miasta, nowoczesne hotele, a zaraz obok pozostałości po czasach jeszcze powojennych. Prawosławny kościół z podziemnymi wykopaliskami archeologicznymi budziłyby podziw - gdyby nie mnóstwo samochodów zaparkowanych bez ładu i składu.
Podziwiając imponujące budowle, natknąłem się na festyn odbywający się na zamku Oradei. Zamek, oświetlony dziesiątkami światełek, tętnił życiem i muzyką. Na dziedzińcu rozstawiono liczne stragany z lokalnym jedzeniem, rękodziełem i pamiątkami. Atmosfera była niesamowita, pełna radości i śmiechu.
Podczas festynu poznałem dwóch Czechów – Petra i Vaclava, którzy również podróżowali po Rumunii na motocyklach. Szybko znaleźliśmy wspólny język, wymieniając się opowieściami z naszych dotychczasowych podróży. Byli pełni entuzjazmu i dali mi kilka cennych wskazówek na temat miejsc, które warto odwiedzić w Rumunii.
Razem spędziliśmy wieczór na festynie, degustując lokalne przysmaki i słuchając tradycyjnej muzyki. Rozmowy przy piwie i śmiech do późnej nocy sprawiły, że poczułem się, jakbym znał ich od lat. Panowie coraz donośniejszym głosem wprost proporcjonalnym od ilości wypitych litrów piwa opowiedzieli mi o podróżach po Alpach i Pirenejach. Rumunię zahaczyli wracając z objazdu po Bałkanach.
Tego wieczoru, wracając do pensjonatu, czułem, że ta podróż przynosi mi nie tylko piękne widoki i przygody, ale także nowe, wartościowe znajomości. Jutro czeka mnie wczesna pobudka i trasa do Kluż-Napoki czyli wjedziemy do historycznej Transylwani, krainy legendarnego Drakuli.
Dzięki za przeczytanie części drugiej.
Jakub Wojtyczek