Stary drewniany dom. Wokół niego szumi równie stary las. Cisza. Jedynie gdzieś z głębi lasu dobiega ledwie słyszalny szept potoku.
Mrok nocy rozświetlają pobliskie okna. Ale kiedyś, w latach 30 i 40 XX wieku ten stary dom stał tutaj samotnie, a dojście do niego prowadziło leśną drogą ostro wcinającą się w górskie zbocze. Ten schowany przed oczami postronnych dom był ostoją polskości. W nim znajdowali schronienie chłopcy z lasu, ludzie którzy z różnych przyczyn musieli przeczekać trudny czas okupacyjnej zawieruchy. A ten niezwykły dom prowadziła „Matka” – Magdalena Dzioboń-Fąfrowicz. Kobieta o żelaznym charakterze. Przez kilka lat z rzędu targała z dna potoku ciężkie kamienie po stromym zboczu, żeby móc wybudować swój wymarzony dom. Ciężko pracowała też w Niemczech, gdzie poznała świat i nauczyła się mówić po niemiecku. Zapewne nie przypuszczała, że ta znajomość będzie jej bardzo przydatna.
Dzisiaj już trudno dociec, kto znalazł u niej pierwszy schronienie, kiedy nastała wojna. Za przyzwoleniem władz konspiracyjnych przyjęła Kenkartę „G”, która miała od niej odsunąć podejrzenia o kolaborację z „polskimi bandytami”.
Przez jej dom przewinęło się wielu partyzantów należących do struktur AK, przez pewien czas na tym odludziu działał punkt kontaktowy, stąd też wydawał rozkazy zastępca dowódcy I PSP AK rotmistrz Włodzimierz Budarkiewicz.
Co ciekawe tutaj też mogli liczyć na chwilę wytchnienia radzieccy partyzanci. „Matka” nie odmawiała pomocy tym, którzy jej potrzebowali.
Otwórz oczy, patrz