Gdy ponad ćwierć wieku temu Beata Zalot stwierdziła, że „pisze aby przetrwać”, nie sądziła zapewne, że jej pisanie może przetrwać tak wiele, dając odbiorcom tej poezji tyle wzruszeń.
Jeśli w Wieży Wodnej, ozdobionej obrazami Beaty Zalot, podczas spektaklu zatytułowanym „Jesteśmy trawą wszechświata” słyszeliśmy szum górskich łąk, to wśród tych traw unosiły się piękne kwiaty, oplatane dźwiękami oryginalnych kompozycji Sylwii Lehner, liderki zespołu KLIW, oraz akompaniujących jej Łukasza Rajskiego i Oskara Rapackiego, którzy oprawili muzycznie poezję cenionej dziennikarki z Podhala.Refleksyjne wiersze Beaty wprawiają w zadumę, lecz jakże się nie zgodzić, że trudno być człowiekiem, gdy samotność siedzi naprzeciwko, gdy mijają chwilę, gdy przechodzi życie. Gdy trudno być prorokiem we własnej knajpie, pijąc podłe wino. Kiedy w Wigilię udajemy, że się kochamy i cieszymy, dopóki do drzwi nie zapuka zabłąkany włóczęga…W ogrodzie jej poezji panuje zaduma, ścieżki zarastają myślami a wiatr halny podsuwa gałęzie drzew samobójcom i tylko liście tanecznym krokiem opuszczają świat. Na niebie obłoki jak niepotrzebne myśli błądzą, niczym błędni rycerze, a przecież nawet mgłą można namalować świat.
„…moje słowa przezroczyste jak powietrze znaczą schną na płocie metafory przelęknione jutro się przydadzą…”
Impresja, którą operuje Beata Zalot, to ulotne wrażenie pełne osobistych wątków, wśród których nie brak odniesień do otaczającej przyrody, zwierząt, zwłaszcza ukochanych kotów, zastanowienia nad życiem i śmiercią, pomiędzy którymi w potrzasku czasu tkwi pokaleczona dusza.
Ale jak sama pisze, w jej twórczości może jeszcze wiele się zdarzyć.
…tak jak wiosna może mi się znów przytrafić znowu mogą barwy lata zmieszać nas do granic wstydu znów możemy cienie łapać rozczochraną łąkę czesać ręką Boga deszczu kroplom kłaniać się i sobie dziwić…
Jacek Sowa