FELIETON. "Gremia społeczne i naukowe Związku Podhalan zastanawiają się nad znalezieniem patentu na oryginalność i niepowtarzalność naszej rodzimej gwary i... całkiem słusznie dochodzą do przekonania, że argumentów na potwierdzenie tej tezy trudno byłoby znaleźć" - pisze Jan Gil, wieloletni nauczyciel w I LO w Nowym Targu, polonista.
Gwara podhalańska wchodzi bowiem w skład dialektu małopolskiego i większość cech ma wspólnych z gwarami całego tego regionu. Tak naprawdę to tylko jedna cecha fonetyczna odróżnia nas od reszty tych gwar całego regionu południowego - jest nią tzw. archaizm podhalański, który polega na wymowie samogłoski > i < po spółgłoskach -cz, -sz, - ż. Przykłady: życie > zicie ( nie: zycie!), czysto > cisto ( nie: cysto!), szydło>sidło (nie: sydło!,) itd.W całym swoim życiu zawodowym nauczyciela polonisty próbowałem utrwalać wiedzę o tej cesze naszej gwary, ale słyszałem wtedy odpowiedź: "nas dziadek , nasa babka tak nie godają". I to prawda, gdyż ta cecha, wyróżniająca nas o reszty gwar małopolskich, jest w zaniku. Czas na ratunek! Jeszcze słychać ją w Groniu, Białce, Bukowinie, Ludźmierzu..., ale już nie: w Szaflarach , Białym Dunajcu i nawet samym Zakopanem. Nauczyciele poloniści ! Do boju!Słusznie też związkowcy zauważają, że nasza gwara nie jest monolitem , gdyż nawet pomiędzy sąsiadującymi wsiami można byłoby znaleźć drobne różnice w wymowie. Na przykład mieszkańca Białego Dunajca poznasz od razu po jednym słowie :" wszystko", wymawiane tam jako "śićko" zamiast "sićko"( jest to ewidentne wykolejenie gwarowe). Podobnych różnic można byłoby znaleźć więcej , jak na przykład ta, już historyczna cecha gwary nowotarskiej ( a była taka, wtedy, gdy miasto było jeszcze w połowie rolnicze) - wymowa zaimków: gdzie, dokąd jako "kyny". Powszechnym natomiast na Podhalu jest "kany". Dlatego chłopów nowotarskich okoliczni nazywali pogardliwie "kynykami".
Znajdywanie takich różnic terytorialnych w naszej gwarze to ciekawa zabawa językoznawcza, ale istotą problemu jest zanikanie gwary pod wpływem ekspansji języka literackiego. Zamknąć Podhala przed "panami"się nie da, bo co wtedy byłoby z tymi przysłowiowymi 'dutkami". Można jednak popularyzować gwarę choćby nawet w jej stylizowanej formie. Szalenie uwiodła mnie kiedyś para (małżeństwo) górali z Zakopanego, którzy opowiadali w studio telewizyjnym o zwyczajach bożonarodzeniowych na Podhalu. Mówili w gwarze stylizowanej dla lepszego zrozumienia. Góral o swojej żonie mówił cały czas kulturalnie "moja" unikając podmiotu żona, gdyż w gwarze żona to przecież "baba". Dziennikarka za każdym razem poprawiała go dodając do "moja" słowo żona. Góral jednak nie reagował na jej niekompetencję i nieprzygotowanie językowe do wywiadu i do końca stosował zaimek "moja "nie dodając słowa żona - przecież niegwarowego.
Paradoksalnie o nasza gwarę zawsze bardziej troszczyli wspomniani "panowie" niż my sami, a konkretnie artyści i naukowcy, jak niegdyś Stanisław Witkiewicz, a dzisiaj twórcy filmowi, czego znakomitym przykładem jest film "Biała odwaga". Ale nie zawsze tak było z tą fascynacją naszym językiem wśród artystów - w popularnym serialu "Janosik" gwara podhalańska została utopiona w morzu alkoholu wypitego na planach filmowych i podczas nagrywania postsynchronów. I nie pamiętam, by Związek Podhalan wtedy protestował.
Jan Gil